025: Czasami najgorsze chwile zamieniają się w te najlepsze

609 35 2
                                    

Stałam oparta o białą ścianę, na szpitalnym korytarzu. Ból, jaki zadawały mi moje szpilki były niczym z tym, co było mi dane zobaczyć kilka godzin temu.

Kiedy Louis pobiegł sprawdzić, co dzieje się z Eleanor, wraz z Niall’em, w przypływie trzeźwości, pobiegliśmy za nim. W głowie nadal mi nieco huczało, a przed oczami trochę wirowało, jednak za wszelką cenę starałam się dotrzymać kroku mojemu chłopakowi, który wcale nie wydawał się być aż tak pijany, na jakiego wyglądał.

Plułam sobie w brodę za to, że założyłam te cholerne szpilki, ponieważ pieczenie, jakie odczuwałam, biegnąc sprawiał, że chciałam się zatrzymać i najchętniej utonąć we łzach, jednak tego nie zrobiłam. Zamiast tego, złapałam się kurczowo ramienia Irlandczyka i w ten sposób dotarłam do miejsca, gdzie stał pojazd Louis’a. Drzwi od strony kierowcy były otwarte, a przed nimi leżała brunetka, całkowicie się nie ruszając. Tomlinson klęknął przy niej i sprawdził jej puls oraz wszystkie możliwe rzeczy, aby tylko się upewnić, czy wszystko jest z nią dobrze. Jednak to nie wystarczyło, bo pomimo tego, iż nie widziałam nigdzie krwi, czułam, że Eleanor mogła dostać twardszego urazu niż na to wyglądało.

Lou niepewnie ułożył ją w pozycji bocznej ustalonej, by wykluczyć ewentualne pogorszenie jej stanu zdrowia. Byłam zaskoczona i stałam jak wmurowana w chodnik, nie wiedząc, co robić. Dopiero głos Tommo mnie ocucił.

- Niall, biegnij po Liam’a. Z tego, co wiem, to nic nie pił, więc może prowadzić. – powiedział pewnie szatyn, a blondyn nawet nie zastanawiając się nad jakąkolwiek reakcją, pobiegł w stronę ogrodu, gdzie goście doskonale się bawili. Czułam się trochę słabo, jednak podeszłam do Louis’a i dobrze wiedząc, gdzie zazwyczaj trzyma swój telefon, wyjęłam go z bocznej kieszeni jego marynarki, za co posłał mi wdzięczne spojrzenie. Wykręciłam numer na pogotowie i czekałam na połączenie. Może nie byłam trzeźwa w stu procentach, jednak potrafiłam rozróżnić rzeczywistość od fikcji, a rozmowa z ratownikiem nie była taka trudna. Wytłumaczyłam kobiecie, w jakim stanie zastaliśmy Eleanor i powiadomiłam ją w tym czasie o tym, iż była w prawie dziewiątym miesiącu ciąży.

W tym samym momencie, kiedy powiedziała, że karetka już jedzie, Liam z Niall’em stanęli obok mnie i Louis’a. Poinformowałam kobietę, iż nie będzie ona potrzebna i poradzimy sobie, jednak nalegałam, by się nie rozłączała. Tak też zrobiła.

- Co się stało? – słyszałam jak Payne pyta się Louis’a, a ten wymamrotał coś pod nosem i wraz z Horanem ułożyli Els na tylnich siedzeniach samochodu. Oboje zostali na tyłach i dopiero wtedy zauważyłam coś cholernie istotnego w tym wszystkim.

- Ona krwawi.. – szepnęłam na tyle głośno, by chłopcy mnie usłyszeli. Wtedy szatyn zerknął na mnie ze smutkiem, a w jego oczach widziałam przerażenie. O boże, on może ją stracić. On może stracić dziecko. Eleanor i dziecko. Wszystko. Czym prędzej usiadłam na miejscu pasażera, z przodu i wytłumaczyłam ratowniczce po drugiej stronie telefonu, co zauważyłam. Poinstruowała mnie, bym jak najszybciej zjawiła się z Calder w szpitalu. – Za ile będziemy w szpitalu, Liam? – odsunęłam telefon od ucha i spojrzałam na chłopaka.

Liam był bardzo skupiony i chyba nawet zapomniał, że został wyrwany ze swojego własnego ślubu. Jednak widziałam w jego oczach determinację. Pragnął pomóc Eleanor bardziej niż bawić się w ten wieczór. Cały Payne.

- Dziesięć minut... ale mógłbym pominąć kilka przepisów i… – Usłyszałam w jego głosie wahanie.

- Chrzanić te przepisy, Liam! – Louis brzmiał na cholernie zmartwionego, jednak pewnego swoich słów. – Musimy jak najszybciej znaleźć się w szpitalu..

More than friend // N.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz