/Luke/
- Nie może być tak źle.- mówi jedząc.
- Nie? Chcesz się przekonać? - pytam.
- Tak.
Odchrząkuje i myślę nad tym co powiedzieć.
- I co rozumiesz mnie, Agnes?- mówię z akcentem.
- Co?
- Nie wierze, że mnie nie rozumiesz.- ponownie używam akcentu.
- Luke, on jest dosyć niezrozumiały.
- Mówiłem.- mówię "normalnie".
Normalnie dla amerykanów i reszty świata. Dla mnie normalne jest używanie akcentu, chociaż rzadko to robie. Rzadko używam go poza Australią.
- Jest ładny, ale szkoda, że trochę mało zrozumiały.- dziewczyna śmieje się.
- Dla mnie jest zrozumiały, jeśli cię to pocieszy.
- Serio? A myślałam, że nie.- prycha - Gdybym więcej przebywała z kimś kto tak ciągle mówi to bym się przyzwyczaiła i rozumiała...
- Mogę cały czas mówić z australijskim akcentem.
- Może kiedy indziej, ok?
- Zgoda.- kończę jeść.
Dziewczyna też kończy swoją porcję jednak wydaje się nieobecna. Patrzy się w punkt przed sobą i co jakiś czas tylko wkłada widelec z jedzeniem do ust.
Nie przerywam jej.
Samo to, że pozwoliła mi tu przenocować to dużo. Dla mnie to sporo znaczy, a dla niej to duży krok w kierunku ufności wobec ludzi.
Odkładam talerz po cichu na stolik i opieram się o oparcie kanapy.
Kanapa wydaje się dość niewygodna. Czuje wbijające się w moje ciało sprężyny...
Jak ona może na tym spać?
Spoglądam na nią i się krzywię.
Tak szczupła osoba i wbijające się sprężyny.
Mam głupią rozkmine czy jedno nie wbija się w drugie.
Prycham będąc rozbawiony, że na coś takiego wpadłem. Tym samym zwracam na siebie uwagę dziewczyny i chyba ściągam ją spowrotem na ziemię.
- Co cię bawi?- pyta.
- Po prostu... Lepiej nie pytaj.- mie chce jej urazić, dlatego swoje przemyślenia wole zostawić dla siebie.
- Luke...- znów wymachuje widelcem w moim kierunku.
- Serio, nie pytaj.- unoszę ręce w geście obronnym i przesuwam się na kanapie aż do podłokietnika.
- Skoro tak, to ok.- kiwa w końcu głową i ostatni raz nabiera trochę jedzenia na widelec, wkłada go do ust i kładzie swój talerz na moim. Po tym wstaje, bierze naczynia i idzie do kuchni.
- Może ci pomóc?- proponuje.
- Nie, poradzę sobie.- mówi i w tym momencie w kuchni zaczyna lecieć woda.
Po chwili Agnes wraca do mnie.
- Nie mam tu za dużo miejsca, ale mam nadzieje, że się pomieścimy...- krzyżuje ręce na piersiach i widać, że się zastanawia - Nie będę kłamać...- spogląda w końcu na mnie.
- No?
- Nie przemyślałam trochę tego.
- To znaczy?- unoszę brew do góry.
- Po prostu... Nie mam żadnego materaca... Będziesz musiał zadowolić się podłogą, kocami i poduszką. Kanapy ci nie proponuje...- patrzy na nią i się wyraźnie krzywi.
Czyżby wiedziała, że jest w chuj niewygodna? Na pewno wie.
- Rozumiem i tak to lepsze niż noc w moim aucie.- śmieje się.
- Dzięki, że to doceniasz.
- Nie ma sprawy.
- Pójdę po koce... Tak, pójdę po koce.- kiwa głową bardziej dla siebie niż dla mnie.
Dziewczyna wychodzi na przedpokój i po chwili wraca z dwoma puchatymi kocami. Szczerze sądząc po tym mieszkaniu... Po prostu nie spodziewałem się takiego materiału u dziewczyny.
- Co się tak patrzysz? To, że to mieszkanie to ruina, a ja jestem spłukana, to nie znaczy, że zawsze tak było i, że nie mam rzeczy z wyższej, a nawet wysokiej półki. Rodzice czasem mi coś kupują... Skąpe dupki.- mruczy pod nosem i podaje mi koce.
- Czemu tak mówisz?- patrze na nią.
- Moi rodzice mają całkiem sporo kasy, od której mnie odcieli gdy zaczęłam pić. Dlatego mieszkam tu, bo na nic lepszego mnie nie stać.
- Nie wiedziałem.
- Nie mogłeś.- wzrusza ramionami, nie patrząc na mnie.
Widzę, że teraz ukrywa prawdziwe swoje emocje. Boli ją to trochę. Chyba uważa, że rodzice się nią nie interesują...
- Nie patrz tak na mnie.- warczy - Oni mnie kochają, wiem to.- czuje jakby w tym momencie czytała mi w myślach - Interesują się mną i w ogóle, ale są pewni, że jeśli będą dawać mi pieniądze to ja je przepije. Dadzą mi pieniądze jak pójdę na odwyk, a na to nie mogę się zgodzić.- kręci głową i krzyżuje ręce na klatce piersiowej.
- Mogę zapalić?- pytam tylko o to, bo nie wiem jak skomentować jej wypowiedź i nie wiem czy to byłby dobry pomysł.
- Jasne.- mówi i idzie w kierunku okna.
Otwiera je, a ja od razu czuje zimne powietrze na skórze. Dziewczyna chyba też, bo od razu bierze leżąca na oparciu bluzę i zakłada ją na siebie.
- Chcesz?- wyciągam trochę zgniecioną paczkę ze spodni i wyciągam w jej kierunku.
- W sumie to... Daj.- mówi i od razu bierze papierosa, a ja podaje jej zapalniczkę i sam wyciągam fajka i za chwilę go odpalam.
Zaciągam się tym świństwem.
- Długo palisz?- pyta, a ja od razu na nią spoglądam.
- Szczerze? - śmieje się - Siedem lat, z małą przerwą. Moja ex tego nie lubiła dlatego strasznie się z tym ukrywałem, a ona myślała, że rzuciłem.- prycham.
- Nie próbowałeś rzucić na serio?- powoli zaciąga się, a ja uważnie obserwuje jak jej policzki się zapadają i jak pulchnieją gdy wypuszcza dym.
- Próbowałem. Jak każdy, ale...- przerywa mi.
- Nie umiesz. Chcesz od tego uciec, ale nie umiesz. Nie radzisz sobie z tym.- mówi głosem pełnym goryczy - Myślisz jak to możliwe? Wiele osób przecież sobie z tym radzi. To jest problem, ale nikt z zewnątrz z tym nie walczy, bo to problem na skalę światową, więc po co do cholery zmieniać cokolwiek, skoro można zostawić tak jak jest?- widzę łzy w jej oczach.
Słyszę ból i żal do świata w słowach dziewczyny. Ona na wiele swoich przekonań i widzi świat na swój sposób, a może widzi go lepiej niż ja?
Może to właśnie ona widzi prawdę taką jaką ona jest, a ja jestem zbyt ślepy lub zbyt głupi by to dostrzec, tak jak cały świat?
---
Jak wam się podoba rozdział?
W tym tygodniu wrzucę jeszcze jeden, a co mi tam XD
CZYTASZ
The Blue of his eyes || L.H.
Fiksi PenggemarOna nie umie poradzić sobie ze swoim nałogiem. Jedyną nadzieje dostrzega w jego błękitnych oczach, kiedy w końcu dane jest jej w nie spojrzeć, a on dopiero wtedy decyduje się zmienić całe swoje życie, by nie musieć już udawać i być naprawdę szczęśli...