Rozdział 3.5

847 35 12
                                    


Kilka dni później.

W ogóle nie widuję Erica, pałac jest tak ogromny, że albo się ciągle mijamy albo go zwyczajnie nie ma. Często widzę jak podąża za mną Han, jak mój cień. Wkurza mnie to, ale wiem, ze nic z tym nie zrobię. Zaprzyjaźniłam się z Martha, która opowiada mi różne anegdotki o swojej córeczce Rose. Raz nawet ją tu przyprowadziła, jest naprawdę przeurocza i bardzo mądra. Zaczęłam jadać cokolwiek, ale nadal niewiele, po prostu nie mam apetytu. Jest tu mała kameralna kuchnia, dla ludzi, którzy tu pracują, bo okazuje się, że na dziennej zmianie jest tu około trzydziestu strażników, którzy rozstawieni są dookoła ogrodzenia, ale również w samym budynku. W dodatku służba, która dba tu o porządek i czystość. Obiady gotuje nam Hose, meksykanin, który znalazł się tu, bo umawiał się z wampirzą strażniczką. Rozstali się i ona się przeniosła a on postanowił tu zostać. Hose to sympatyczny człowiek, żartobliwy. Sam budynek jest ogromny, Królowa naprawdę uwielbiała przepych, wiedziałam, że Eric źle się tu czuł, a od służby dowiedziałam się, że za niecały miesiąc Eric wraca do Shreveport i tam będzie czuwał nad bezpieczeństwem i prawem wampirów. Więc wychodzi na to, że wrócimy do Shreveport w tym samym czasie. Martha dała mi maść z arniki i siniaki na pupie były już ledwo widoczne, jednak pamięć żywo zachowała obraz, jaki zafundował mi Eric. W dzień tułałam się po dworze, siadałam pod drzewami i czytałam książki, odrzuciłam zlecenie od Pabla dotyczące pokazu mody. Chciałam teraz odpocząć i odetchnąć, a to była idealna okazja. Pablo, chociaż niepocieszony przyjął to ze spokojem, raz nawet mnie odwiedził, Michelle również była, ale tym razem nie rozmawiałyśmy o ucieczce i przyjechała bez Franka. Chyba nie chciał się narażać już Ericowi. Siedziałyśmy z Marthą w kuchni, gdy wszedł strażnik dzienny z kołczanem i łukiem. Nie mogłam uwierzyć, że w XXI wieku jakikolwiek strażnik będzie miał ze sobą najprawdziwszy łuk. Rozejrzał się po kuchni i wlepił wzrok w babeczki, które upiekłam wczoraj dla Hose, jako mały zakład, że nie mam dwóch lewych rąk.

- Można się poczęstować?- zapytał grzecznie.

- Proszę- odpowiedziałam. Łucznik wziął babeczkę i rozsmakował się mrucząc coś pod nosem.

- Nie wiedziałem, że Hose umie też piec- powiedział z pełną buzią.

- To akurat robiła Pani Northman- powiedziała Martha.

- O proszę, bardzo smaczne, Pani Northman.

- Proszę nie mówcie tak do mnie. Jestem Caroline.

Marthe upominałam tysiące razy, żeby mówiła mi po prostu po imieniu, nie chciałam być teraz tytułowana nazwiskiem Erica, nie chciałam o nim w ogóle myśleć, jednak jej było ciężko się przestawić, za to łucznik od razu załapał i spełnił moją prośbę.

- James- podał mi rękę i uścisnął mocno i zdecydowanie.

- Myślałam, że kobiety się całuje w rękę- powiedziałam zaczepnie.

- Nie wyglądasz na taką, która tego oczekuje- powiedział wprost. Był bezpośredni i szczery to mi się podobało i pochłonął do końca moją babeczkę.

- Zaraz schodzę z warty załapię się na jakiś obiad? Gdzie Hose?- Rozsiadł się zdejmując kołczan i kładąc go na stole razem z łukiem.

- Hose ma dziś wolne, obiadu nie ma, każdy radzi sobie sam- odpowiedziałam.

- Pani Northman musze już iść, musze odebrać Rose z przedszkola- Martha pożegnała się a ja zostałam z Jamesem, który wyraźnie wygłodniały zaczął szperać w lodówce.

- Cholera mam dwie lewe ręce- jęczał przy otwartej lodówce, a ja się śmiałam pod nosem, bo wiedziałam, do czego zmierza, czekał aż mu zaproponuję, że coś mu ugotuję.

Małżeństwo z wampirem 2 część/ 3 część ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz