Rozdział 3.25

1.2K 27 27
                                    

Caroline

Wczorajszy dzień Eric spędził z królami innych stanów, a raczej noc, będąc dosłowną. Widziałam go tylko przez krótką chwilę, gdy kochał się ze mną niezwykle pieszczotliwie na kanapie w pokoju gościnnym. Na samą myśl moje serce galopuje jak szalone, było w nim tyle czułości i delikatności, że nie wiem co z tym począć. Wiedziałam, że Diana była dla niego ważna, ale nie wiedziałam, że Eric zacznie dostrzegać emocje ludzkie u innych ludzi, że będzie się źle czuł z powodu swoich decyzji. Nie spodziewałam się tego po nim. Po naszym małym spotkaniu Eric znowu chciał zamknąć się w klatce, ale mu zabroniłam i co jakiś czas schodziłam do lochów upewnić się, że mnie posłuchał. Jak na razie słucha. Zobaczymy na jak długo. Nadal uważam, że powinien dać sobie szanse na zwalczenie wirusa, że jeśli tylko będzie chciał, to świetnie będzie nad sobą panować. Eric krótko przed zapadnięciem w śmiertelny sen oznajmił mi, że sprawy najgorzej mają się w Shreveport, a więc na jego terenie, a on siedzi w posiadłości jak tchórz. Tak to nazwał. Oczywiście moje tłumaczenia poszły na marne, bo Eric słucha teraz tylko siebie i swojej ambicji i swojego wampirzego przywiązania do wampirzego prawa i jego egzekwowania, a on, jako wykonawca prawa musi działać. Wczoraj królowie Texasu i Oklahomy wydali oficjalne ogłoszenie w telewizji w sprawie wirusa, że wampiry są jakby odurzone i do końca nie wiedzą, co czynią, a przewodzą nimi i manipuluje grupa sprzymierzeńców Raya Nilsona, który prawdopodobnie zginał w niewyjaśnionych przyczynach. Prosili o ostrożność i czujność, ale prosili również żeby nie zrzucać tego na nowonarodzone wampiry, bo one też są w tej sytuacji poszkodowane, które ktoś siłą pozbawił ludzkiego życia. Jednak tak jak myśleliśmy po tym oświadczeniu pojawiła się większa panika, że jak to możliwe, że wampiry dopuściły do tego, że stoją bezczynnie i patrzą jak ich „krewni" mordują niewinnych ludzi. Prawda jednak była taka, że wampiry ciężko pracowały, by oczyścić swój wizerunek tak długo, że naprawdę dla nich jest ważne, koegzystowanie z ludźmi w symbiozie, żyjąc w świetle codziennego życia, a nie w ukryciu w mroku. Niestety szranki popsuły te wampiry, które miały dość ludzkiego życia i chciały mordować a nie pożywiać się butelkowaną krwią. Jednak te dobre wampiry traciły na zaufaniu i ogólnym wizerunku. Teraz nikt nie przejmował się kolejnym morderstwem popełnionym przez człowieka na człowieka, ale jak to był, chociaż jeden wampir, to telewizja nagłaśniała to, powtarzając te same materiały w kółko, przez co miało się wrażenie, że ciągle jakiś wampir atakował ludzi. Rzeczywistość na szczęście nie była tak drastyczna jak telewizja próbowała ją pokazać. Starałam odpędzić wszystkie negatywne myśli i zająć się przygotowaniem obiadu dla moich rodziców. Dziś mieli przyjechać, ku mojemu zdziwieniu, bo przecież moja matka nienawidziła wampirów równie mocno jak ja kiedyś, a dobrze pamiętam, jakie to było uczucie. Hose wpuścił mnie dziś wyjątkowo do kuchni i pozwolił pichcić. Właśnie kroiłam pomidory do sałatki greckiej, a Hose patrzył na mnie podejrzliwie.

- Masz wprawę musze przyznać- powiedział z uznaniem.

- Dzięki, lubię gotować. Chociaż Eric upiera się, że to strata czasu, to dla mnie jest to odprężające, dlatego, dzięki, że wpuściłeś mnie do swojej kuchni.

- Daj spokój, to twoja kuchnia, ja w niej tylko pracuje, dla ciebie.

- Dla mojego męża ściślej mówiąc. Ja tu jestem tylko gościem.

- Nie zamierzasz tu zostać, co?

- Oczywiście, że nie. - Wrzuciłam pomidory do miski, w której znajdowały się już różne sałaty, ogórek i cebula. Teraz wzięłam się za oliwki zielone, zanim jednak zaczęłam prace, zjadłam trzy. Lubiłam podjadać podczas przygotowywania potraw. Czasami byłam w stanie tyle podjeść, że danie jadłam godzinę później lub wcale, bo nie czułam głodu.

Małżeństwo z wampirem 2 część/ 3 część ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz