XLI

15.5K 1.7K 556
                                    

Diana była gotowa zacząć wrzeszczeć na Toma, ale postanowiła przyjąć inną taktykę. Odsunęła się od niego powoli, poprawiła krawat, który on jej nieco naciągnął i uśmiechnęła się słodko. Tom patrzył na nią nadal z furią w oczach.

- Jak sobie życzysz, kochanie - powiedziała perfidnie, po czym podeszła do końca łóżka. - Nie chcesz mnie widzieć, to nie - dodała już z grobową miną i zaczęła wkurzona iść w stronę wyjścia, co nie umknęło uwadze pielęgniarki.

- Och, już pani idzie, panno Wharflock? - zapytała troskliwie. Diana musiała szybko przyjąć uśmiechniętą minę i odwrócić się do niej przodem.

- Nie chcę go przemęczać, zapewne koledzy będą chcieli go jeszcze odwiedzić - powiedziała, starając sobie wyobrazić, co na jej miejscu powiedziałaby typowa Puchonka i co na poważnie nigdy nie przeszłoby jej przez gardło.

- Tom pozwolił wpuszczać tylko panią - odparła kobieta, na co Diana spojrzała z nienawiścią w stronę kotar, za którymi leżał Riddle, po czym z powrotem na pielęgniarkę.

Proszę, a tak bardzo nie chciał mnie widzieć.

- Och, jaki kochany - powiedziała, niemalże teatralnie łapiąc się za serce. - Ale niech wypoczywa. Ja muszę odrobić jeszcze sporo zadań. Do widzenia - dodała i prędko wyszła ze skrzydła, postanowiwszy sobie, że nie przyjdzie teraz do Toma, choćby Hogwart miał się walić.

Wieczorem Diana siedziała w pokoju wspólnym i razem z Joan pracowała nad zadaniem z obrony, które uczniowie mieli wykonać w parach. Choć pracowały dosyć zgodnie, szatynka nie potrafiła nie zauważyć, że jej przyjaciółka tak mocno przyciskała pióro do papieru, że niemal robiła w nim dziury.

Joan westchnęła i spojrzała na Dianę badawczym wzrokiem.

- Niech zgadnę, znowu pokłóciłaś się z Tomem? - zapytała takim tonem, jakby to wszystko było już tradycją.

Brunetka przestała nagle pisać i wypuściła powietrze nosem. Joan doskonale znała odpowiedź, więc po co ją w ogóle pytała?

Szatynka uznała milczenie przyjaciółki za potwierdzenie i dlatego kontynuowała po prostu:

- Czekam na ten zbawienny dzień, w którym przyjdziesz i powiesz mi, że nie wiem, mieliście udaną randkę czy coś.

- Raczej to nigdy nie nadejdzie - stwierdziła Diana, odrzucając pióro i masując swoje czoło wolną ręką. - Nie gadajmy o nim, dobra? Zresztą, słyszałam, że dziś powaliłaś jakiegoś gościa z szóstej klasy?

Na te słowa Joan uśmiechnęła się szelmowsko, patrząc na swoje własne ręce, które odpowiadały za jej dzieło.

- Przystawiał się do mnie i nie do końca zrozumiał, że mam chłopaka, zatem moje umiejętności pojedynkowania się poszły w ruch - powiedziała z dumą w głosie, patrząc na swoje paznokcie tak, jakby to nie było nic wielkiego.

Diana zawsze zazdrościła Joan jej zdolności na tym polu i nie kryła uznania.

- Lubię taką ciebie - przyznała brunetka, a jej przyjaciółka uniosła wzrok znad papierów i spojrzała na nią z zadowoleniem.

- I ja siebie też. Arian przyszedł na sam koniec i szczęka mu opadła - odparła Joan, wskazując głową na swojego chłopaka, który siedział po drugiej stronie pomieszczenia i najwyraźniej grał w coś z Rosierem.

- Masz mnie tego nau... Malfoy - Diana, która również spojrzała w tamtym kierunku, nagle przerwała swoją wypowiedź, bo zobaczyła Abraxasa Malfoya i jego kumpli okupujących kanapę przed kominkiem. Przypomniało jej się, że chciała z nim porozmawiać na temat tajemniczych róży, bo na tamten moment on był jej głównym podejrzanym.

- Co? - zapytała skołowana Joan.

- Malfoy tam jest - wyjaśniła Diana, nie odrywając wzroku od blondyna. - Muszę z nim pogadać - dodała i bez zawahania wstała, po czym prędko ruszyła w jego stronę.

- Hej, Malfoy. Mamy do pogadania - powiedziała stanowczo, stając bezpośrednio za nim za kanapą. Jego dwaj kumple spojrzeli na nią i zaczeli buczeć niczym dzieci, jednak Diana ich zignorowała. Blondwłosy siódmioklasista odwrócił głowę i na widok dziewczyny krótko się uśmiechnął.

- Zaraz do was wracam, chłopaki - zwrócił się do kumpli i wstał, a ci zabuczeli ponownie.

- Uuu, Abra... - powiedział jeden, gwiżdżąc.

- Nieźle, nieźle... - dodał drugi, mierząc Dianę wzrokiem. Dziewczyna była jednak wtedy na tyle zdeterminowana, by porozmawiać z Abraxasem, że postanowiła kompletnie ich olać. Gdy podszedł do Diany, ta odprowadziła go na bok, nie chcąc rozmawiać przy jego idiotycznych kolegach.

- Hej, ty jesteś Diana, nie? - zapytał Abraxas, ustawiając się naprzeciw dziewczyny, która oparła się o okno. - No tak, jasne, że to ty. To ty masz zostać moją żoną.

Brunetka prychnęła i założyła ręce, niewzruszona pewnym siebie chłopakiem, który był o wiele od niej wyższy - zauważyła, że nawet jeszcze bardziej, niż Riddle.

- Nie mam najmniejszego zamiaru - odparła.

- Hej, wyluzuj, ja nie mam ci nic za złe, nie? - powiedział chłopak, unosząc ręce w geście poddania się, po czym zaczął się jej bacznie przyglądać. - A ty... Jesteś ładna, także ja nie mam nic przeciwko.

- Ja chcę tylko wiedzieć, czy to ty stoisz za tymi różami, które dostaję, Malfoy - powiedziała Diana stanowczo, od razu przechodząc do konkretów.

Brwi Abraxasa wystrzeliły w górę, a jego niebieskie oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Wyglądał jak zwierz zaskoczony przez myśliwego.

- Nie mam pojęcia, o jakich różach mówisz - odpowiedział zgodnie z prawde. - I możesz już do mnie mówić Abraxas, skoro i tak mamy być małżeństwem, co?

- Czy ja za pierwszym razem nie wyraziłam się jasno? Nie będę twoją żoną - powiedziała z obrzydzeniem, mierząc siedemnastolatka wzrokiem.

- Czyli będziesz zrywać zaręczyny? - zapytał ze zdziwieniem.

Diana spojrzała na lekko oświetloną zielonkawą poświatą z jeziora twarz chłopaka, jakby próbując wybadać, czy sobie z niej żartował. Abraxas wyglądał jednak na szczerze zdumionego.

- Jakie zaręczyny? - zapytała zdezorientowana Ślizgonka, marszcząc czoło.

- No... Jesteśmy zaręczeni, nie? - powiedział Abraxas takim tonem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Czyli chcesz je zerwać?

- Słucham? - wydusiła Diana, czując się tak, jakby grunt osuwał się jej pod nogami. Wiadomość o zaręczynach była dla niej kompletną nowością, przecież jej babcia nic o tym nie wspominała, że Ślizgonka już została narzeczoną Abraxasa. To musiał być jakiś koszmar...

- Nie wiedziałaś? - zapytał Malfoy, jeszcze bardziej zdziwiony niż wcześniej. - Taki był układ pomiędzy moimi rodzicami a twoją babcią. Jesteśmy zaręczeni na papierze, a moi rodzice oczekują, że "oficjalnie" - tu zrobił cudzysłów z palców - oświadczę ci się po szkole.

- To jest jakiś żart, prawda? - zapytała, śmiejąc się żałośnie.

- Um... Nie? - odparł zdezorientowany blondyn. - Jak chcesz, to możemy to obgadać w Hogsmeade czy coś, bo niby rodzice kazali mi cię bliżej poznać i w ogóle.

Diana niemal się zachłysnęła powietrzem. Abraxas zdawał się mówić całkowicie poważnie, a ona stwierdziła, że nie powinna być zdziwiona faktem, że jej babcia to przed nią zataiła. Wiedziała, że ona była w stanie postawić na swoim, nawet jeśli Ślizgonka miała "chłopaka".

- Czekaj, czekaj, jeszcze raz - powiedziała Diana, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Od kiedy jesteśmy niby oficjalnie zaręczeni?

- Od dawna, z tego co zrozumiałem - wyjaśnił Abraxas, a Diana podparła się ręką o szybę, bo myślała, że zemdleje. Po tym bez słowa odeszła od chłopaka i usiadła z powrotem przy swojej przyjaciółce, przejeżdżając ręką przez włosy.

- Zabij mnie, Joan.

Pact With The Devil • Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz