L

18.2K 1.9K 1K
                                    

Drugi rozdział konkursowy, ten wybrany przez -ether i tylko dlatego go wstawiam: ff pozostaje zawieszone. Spoilery WSW.

~

Diana całowała się przedtem jedynie raz, ale to była jakaś pomyłka. Tym razem... Tym razem nogi się pod nią ugięły, a do niej bardzo powoli docierało to, co zrobiła. Zdała sobie sprawę dopiero po kilku chwilach, że uczucia pokierowały nią na tyle silnie, że pocałowała Toma o wiele bardziej namiętnie niż by tego chciała. Miała jakąś cichą nadzieję, że tego nie odczuł - i była wdzięczna losowi jak dotąd najbardziej, że nie mógł jej nic zrobić.

Riddle mimo wszystko to odczuł, bo po prostu nie dało się inaczej. Nigdy się nie całował, bo uważał miłość za coś, co może jedynie osłabiać. Nie uznawał siebie za zdolnego - ani chętnego - do odczuwania tego przyjemnego fenomenu. A mimo wszystko poczuł coś, coś ruszyło go w środku, przewróciło się, zagrzało, zabulgotało. I tym czymś raczej na pewno nie była miłość, ale może... Pożądanie?

Zatkało go, ale nigdy w życiu by się do tego nie przyznał. Był tak dobrze wyćwiczony w pokazywaniu obojętności na twarzy, że Diana nie mogła tego z niego wyczytać. Gdy tylko się otrząsnęła całkowicie, bez chwili namysłu odbiegła od Toma za najbliższy zakręt, gdzie oparła się o lodowatą ścianę (co przyniosło ulgę jej rozgrzanemu ciału) i, głęboko oddychając, próbowała się uspokoić. Nienawidziła się za to, co zrobiła, a jednocześnie była z siebie taka dumna i zadowolona...

- Wharflock, czy ciebie opętało? - szepnęła sama do siebie, patrząc na słabo oświetloną światłem księżyca zbroję po swojej prawej tak, jakby ta mogła jej odpowiedzieć. Zanim zdążyła się choć trochę ogarnąć, zza zbroi wyszedł Riddle niczym pan ciemności na tle jasnej poświaty, patrząc na nią morderczym wzrokiem.

- Co to miało być? - zapytał niskim tonem, patrząc na Dianę tak, że wydawało się jej, że straciła kilka centymetrów wzrostu. Choć była nieco przerażona, chęć dogryzienia Tomowi jak zwykle w niej zwyciężyła.

- Udowodniłam ci, że mogę cię zaskoczyć - odparła, choć z nieco mniejszą pewnością siebie niż zazwyczaj.

Nogi nadal uginały się jej od pocałunku, a zwłaszcza teraz, gdy Tom stał znowu tak blisko niej. Spodziewała się jego wybuchu wściekłości, wręcz już się na niego przygotowywała, gdy tym razem to Ślizgon ją zaskoczył.

Nie krzyczał, nie przywarł jej do ściany, nie wyjął nawet różdżki. Zamiast tego poinformował ją zimnym, syczącym tonem, który przeraziłby nie jedną osobę:

- Nikt ma się o tym nie dowiedzieć, zrozumiano?

- Tak - odparła mu Diana o wiele wyższym głosem niż planowała, bardziej niż nim przestraszona swoją reakcją.

Reszta tego patrolu minęła im w okropnej ciszy. Nie było słychać nic poza ich własnymi krokami, a oboje byli pogrążeni w swoich własnych rozmyślaniach na temat tego, co się stało.

Czy Diana żałowała? Absolutnie nie, bo wiedziała, że zaskoczyła Riddle'a. Gdy wróciła do dormitorium zauważyła dodatkowo, że chciałaby to powtórzyć, przez co złapała się za głowę. Miała wrażenie, że zupełnie nie była sobą, że ktoś coś na nią rzucił... A cholera wie, czy Riddle jej czegoś gdzieś nie dolał.

Na domiar złego następnego dnia były walentynki. Diana nie chciała się nawet zbliżyć do Toma, bojąc się, że w nocy to lepiej przemyślał i zrobi jednak awanturę, której chciała uniknąć, bo serce biło jej jak szalone na samą myśl o wydarzeniach poprzedniej nocy. Nie byłaby w stanie racjonalnie myśleć w takiej kłótni, bo odbiło jej trochę na sam widok Riddle'a wychodzącego z pokoju wspólnego na walentynkowe śniadanie, co nie umknęło uwadze Joan, zmierzającej tam z przyjaciółką.

- Wow, tak się na niego patrzysz... Normalnie amosfera między wami jak w rzeźni - stwierdziła Joan, patrząc to na odchodzącego Toma, a to na przyjaciółkę u jej boku. - Co się wczoraj stało?

- Nie chcesz wiedzieć - odparła jej Diana, czego szatynka i tak już nie usłyszała, bo wpadły na Avery'ego, w którego ramiona rzuciła się Joan i kompletnie zapomniała o przyjaciółce.

Brunetka westchnęła tylko i ruszyła dalej przed siebie w kierunku Wielkiej Sali, niezebezpiecznie zbliżając się do idącego kilkanaście kroków przed nią Toma. Nagle jednak on sam odwrócił się i bez ostrzeżenia złapał ją za rękę, bo zobaczył w oddali Slughorna... I parę innych osób, które Diana - ku swojemu zaskoczeniu - poznała.

Przed wejściem do Wielkiej Sali stał Slughorn, Dumbledore, a także - przez co Diana otworzyła szeroko usta - swoją ciotkę Jennę i jej męża. Była nim tak zdumiona ich widokiem, że na moment zapomniała o Tomie i skupiła całą swoją uwagę na nieoczekiwanych gościach. Jenna bardzo szybko zauważyła swoją bratanicę i zawołała radośnie:

- O, Dia!

Tom spojrzał na Dianę ze zdziwieniem i zanim zdążył ich bezsłownym sposobem spytać, skąd znała tamtą kobietę, Ślizgonka się odezwała:

- Dzień dobry... - powiedziała nieco skołowana do profesorów, praktycznie równocześnie z Tomem. - Cześć, Jenna, wujku... - zwróciła się do ciotki i jej męża.

- Jak to, to wy jesteście rodziną? - zapytał zdezorientowany Slughorn, patrząc to na Dianę, to na Jennę, po czym jakby doznał nagłego olśnienia. - A no tak, przecież to nazwisko! Jakbym mógł zapomnieć!

Jenna ignorowała jednak Slughorna i wymownie patrzyła na złączone ręce Diany i Toma. Chciała jak najszybciej dowiedzieć się, o co chodziło i postanowiła wziąć bratanicę na stronę.

- Przepraszam panów, Newt, muszę zamienić słowo z Dianą - powiedziała Jenna, uśmiechając się wręcz szelmowsko, po czym zabrała z ramienia męża, Newta, swoją rękę i prędko odprowadziła Ślizgonkę kilka kroków dalej.

- Dia, to jest ten twój chłopak? - zapytała Jenna podekscytowanym szeptem, zerkając ponad głowę Diany na stojącego w oddali Toma, który już włączył się w rozmowę z Slughornem, Dumbledorem i Newtem. - Bo jak tak, to dziewczyno, gdzieś ty go znalazła? Tylko Newt jest przystojniejszy od niego - stwierdziła kobieta, zakładając ręce na piersi.

- Tak, to on - potwierdziła Diana, przełykając ślinę. Chłopak wydawało się jej wtedy takim mocnym słowem...

- A co wy tu w ogóle rob... - zaczęła szesnastolatka, ale Jenna najwyraźniej nie miała zamiaru wyjawiać jej celu swojej niespodziewanej wizyty w Hogwarcie.

- Ty masz jego, a babka ci wciska tego Malfoya, matko... Który to, tak właściwie?

Diana rozejrzała się po korytarzu i jak na zawołanie zobaczyła Abraxasa Malfoya schodzącego ze schodów w kierunku Wielkiej Sali ze swoimi kolegami u boku. Ślizgonka dyskretnie wskazała na niego.

- Tamten. Blondyn.

Jenna spojrzała na Abraxasa, później z powrotem na Toma i wreszcie parsknęła śmiechem.

- Dia, ty się nawet nie zastanawiaj. Bierz tego... Jak mu tam?

- Riddle - odparła cicho Diana.

- No, to jego - powiedziała Jenna, pstrykając palcami.

- Malfoya nawet nie rozważałam - odparła nastolatka zgodnie z prawdą.

Jenna uśmiechnęła się dumnie i podeszła do bratanicy, by poklepać ją po ramieniu.

- Moja krew - stwierdziła radośnie. - Jak kogoś kochasz, to trzymaj go przy sobie, tak jak ja - dodała, uśmiechając się jeszcze szerzej, gdy spojrzała na stojącego w oddali Newta.

Kochasz... Tylko jaki jest w tym sens, jeśli Riddle nikogo nie kocha?

Pact With The Devil • Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz