LXXVIII

15.8K 1.6K 648
                                    

Wrzesień minął już bez żadnych ciekawszych wypadków, a październik przywitał uczniów Hogwartu ciepłą jak na tę porę roku pogodą. Dlatego też udali się oni z wielką chęcią na pierwsze w tamtym roku szkolnym wyjście do Hogsmeade.

Diana nie stanowiła wyjątku. Do wioski udała się sama, licząc, że znajdzie tam chociaż inspirację na prezent dla Toma. Chciała zwalić go z nóg, choćby tylko po to, żeby po raz kolejny mu udowodnić, że potrafiła go zaskoczyć. A znaleźć prezent, przez który by go zatkało bardziej niż wtedy, gdy pocałowała go po raz pierwszy, było wybitnie trudno.

Szła powolnym krokiem przez wioskę, przyglądając się wystawom różnych sklepów. W pewnym momencie stanęła jak wryta - znalazła się obok Herbaciarni Pani Puddifoot, miejsca przesadnie różowego i przesłodzonego, pełnego zakochanych par. Przy stoliku tuż obok szyby siedzieli Edward i Octavia, którzy karmili się nawzajem ciastkami.

Diana wzdrygnęła się. Cieszyła się, że Edward dał jej już spokój, ale nie wierzyła, że znalazł sobie dziewczynę, której podobały się jego ekscesy. W dodatku Octavia wcale nie była zacofana czy brzydka, więc tym bardziej ją to dziwiło. Szok Diany trwał chwilę, w czasie której gapiła się na szybę, aż nie poczuła zalewającego ją ciepła i nie usłyszała zza siebie:

- Twoje ulubione miejsce, hm?

Diana siłą powstrzymała się od westchnięcia. Bardzo zirytowana, odwróciła się do tyłu i odparła z najszerszym uśmiechem, jaki potrafiła z siebie wykrzesać:

- Tak, chcesz wejść, Tommy?

Tom nie podzielał jej rozbawienia i syknął:

- Wracamy do zamku.

- Co? - Diana prychnęła i założyła ręce. - No chyba nie.

- Wracamy do zamku, i to teraz - powtórzył Tom jeszcze bardziej stanowczo, co na Dianie już dawno przestało robić wrażenie.

- Niby po co?

- Jak nie pójdziesz, to się nie dowiesz - odparł Tom nonszalancko, licząc, że ciekawość dziewczyny weźmie górę. Jednak jak na razie górę w niej brała niechęć do zostania zmanipulowaną.

- Nie złapię się na to, Riddle - mruknęła Diana, odrzucając swoje bujne włosy na plecy. - Zresztą, ja mam coś tutaj do załatwienia, także... Z bólem serca - tu teatralnie położyła dłoń na piersi - ale ci nie potowarzyszę - oznajmiła i ruszyła w prawo, dalej w głąb wioski.

Nie przeszła jednak więcej niż trzy kroki, gdy Tom ją dogonił i położył dłonie na jej ramionach, a następnie powoli zjechał nimi na jej biodra, przez co dziewczyna się zapowietrzyła.

- Jak ja cię... - Diana chciała powiedzieć, że go nienawidziła, ale nie mogła, bo by go okłamała. Już dawno przestała go nienawidzić...

- Idziesz ze mną - warknął Tom, szybko zabierając jedną dłoń, a drugą łapiąc za jej własną z dwóch powodów: po to, by nie mogła mu się wyrwać i po to, by zachować pozory w razie gdyby spotkali jakiegoś nauczyciela.

Diana nienawidziła siebie za to, że tak mu się dawała, ale to, jak na nią działał, zwalało ją z nóg. Poza tym, obiecała go wspierać we wszystkich działaniach... Zakładała więc, że było to po prostu wypełnienie jednej z obietnic paktu, a nie słabość.

Szli więc złapani za ręce aż do błoni, na których Tom gwałtownie skręcił w stronę chaty gajowego. Zaskoczyło ją to na tyle, że puściła jego dłoń.

- Gdzie ty idziesz? - zapytała skołowana, a Tom odwrócił się do niej z szelmowskim uśmiechem na twarzy.

- A jednak jesteś ciekawa - powiedział triumfalnym tonem, na co dziewczyna przewróciła oczami. - Za mną.

Jak w transie, Diana ruszyła za nim, aż wreszcie dotarli na skraj Zakazanego Lasu. Tam dziewczyna ujrzała widok, który wzbudził w niej obrzydzenie.

Ukryte za drzewem leżały trzy zarżnięte koguty, a obok nich worek, z którego do nosa Diany dochodził odrażający odór. Bała się nawet zapytać o to, co w nim było.

- Co to jest? - zapytała mimo wszystko, bo ciekawość dała górę.

- Pomyśl - odparł Tom z satysfakcją, unosząc worek za pomocą swojej różdżki, a następnie zmniejszając go na tyle, by móc go włożyć do kieszeni swojej szaty.

Dopiero po chwili do Diany dotarło - to dla bazyliszków pianie koguta było śmiertelne... Zastanawiała się, czy Riddle własnoręcznie pozbył się tych kogutów, ale na samą myśl o tym robiło jej się niedobrze.

- Ja nawet nie chcę wiedzieć, skąd ty to masz... - mruknęła, odwracając wzrok od martwych ptaków i zakrywając swój nos. Tom rozejrzał się, dla upewnienia, że nikt ich nie widział, a następnie ruszył już w stronę zamku.

- Idziemy - oznajmił, wskazując na zamek.

Przez całą drogę Diana zastanawiała się, co Tom miał w torbie, ale o to też zdecydowała nie pytać. Czuła, że za jakąś chwilę się dowie, zwłaszcza, gdy zobaczyła, dokąd Tom ją prowadził.

Korytarze były raczej puste ze względu na to, że uczniowie dopiero pół godziny temu wyszli do Hogsmeade i nikt poza prefektami Slytherinu stamtąd nie wracał - to dlatego Tom wybrał sobie akurat ten moment, by pójść w tamto miejsce...

Przed drzwiami do łazienki dziewcząt zatrzymał się i zrobił miejsce dla Diany.

- Wiesz, co robić - powiedział zniżonym głosem.

Diana kiwnęła głową. Wyciągnęła różdżkę i weszła do łazienki, szepcząc:

- Homenum Revelio.

Nic się nie stało. Nie było nikogo ani w łazience, ani na korytarzu poza nią i Tomem. Diana kiwnęła głową, dając mu tym samyn do zrozumienia, że mogą wejść do środka. Riddle zamknął za nimi drzwi zaklęciem, a następnie pewnym krokiem podszedł do umywalki z wyrzeźbionym nań wężem.

- Powiesz mi, czemu tam znowu schodzimy...? - zapytała Diana, patrząc na to wszystko trochę ze zmartwieniem. Nie miała pewności, czy była gotowa na ponowne spotkanie z bestią, nad którą nie miała żadnej kontroli i która mogła ją zabić jednym spojrzeniem.

- Nie mogę jeszcze wypuścić bazyliszka, bo nie wszyscy wiedzą jeszcze o Hagridzie - wyjaśnił Tom oczywistym tonem. - A jak nie szlamy, to musi jeść coś innego...

- Czyli idziemy karmić tę bestię? Nie no, świetnie... Może nami samymi...

Tom, który już schylał się do umywalki, wyprostował się i spojrzał na nią zniecierpliwiony.

- Czego się boisz?

- Skąd wniosek, że się boję? - odgryzła się Diana od razu, choć chłopak miał rację.

Popatrzył na nią zirytowany, bo oboje doskonale wiedzieli, że mógł wyczuć jej strach.

- Bazyliszek nie może cię skrzywdzić bez mojego pozwolenia, zrozumiałaś? - zapytał, jak na niego, można by zaryzykować, z troską.

- A dasz mi gwarancję, że nic mi się nie stanie? - odgryzła się Diana. Wtedy już nic ją nie obchodziło: najważniejsze było dla niej jej własne bezpieczeństwo, a nie to, czy go to zdenerwuje.

Tom, o dziwo, nie wybuchł. Podszedł do niej i powiedział:

- Tak długo jak ja tu jestem, tak.

Pact With The Devil • Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz