CXIV

12.2K 1.4K 1.1K
                                    

Diana dobrze czuła, że Tom musiał sobie jakoś poradzić po ich niecodziennym spotkaniu. Ona sama zanurzyła się z powrotem w wodzie, a targały nią wtedy takie emocje, jakich jeszcze chyba nigdy odczuwała, w stosunku do nikogo. I choć woda robiła się coraz chłodniejsza, dziewczynie było tylko goręcej.

Kiedy wyszła z łazienki, postanowiła nie wracać do pokoju wspólnego ze względu na ostrzeżenie Toma i postanowiła spędzić noc w Pokoju Życzeń, gdzie przywołała sobie wszystkie potrzebne rzeczy. Jednocześnie nie mogła przestać się zastanawiać, czy chłopak wciąż o niej myślał, nawet jeśli czuła, że swoje już załatwił, z czego zresztą też skorzystała. Sam fakt, że tak bardzo namieszała mu w głowie sprawiał, że przestawała odczuwać początkowy, niewielki wstyd z tym związany.

Toma spotkała na żywo dopiero następnego ranka, nawet jeśli całą noc gościł w jej snach. Kiedy usiedli naprzeciw siebie w Wielkiej Sali, długo unikali swojego wzroku nawzajem, dopóki Diana nie odważyła się zapytać:

- Jak ci się spało?

Tom uniósł wzrok. Patrzył na nią, lecz nic nie mówił, w głowie jakby selekcjonując słowa. Tamto spojrzenie kazało Dianie sądzić, że ona też wystąpiła w jego nocnych fantazjach. Riddle, zupełnie niedoświadczony w takich sytuacjach, ostatecznie skierował wzrok z powrotem na swój talerz.

Pomiędzy nimi zapadła cisza, nawet jeśli reszta Wielkiej Sali głośno rozmawiała i jadła. Zanosiło się na, pomimo napięcia pomiędzy nimi, spokojne śniadanie, dopóki Diana nie poczuła nieprzyjemnego uczucia w żołądku, kompletnie odwrotnego do tego, jakiego doświadczała dzień wcześniej.

- Tom, niedobrze mi - powiedziała bez namysłu, zakrywając usta dłonią: przecież musiał jej pomóc.

- Słucham? - zapytał, szczerze zdziwiony.

- W tym omlecie coś było - odparła przez rękę, wstając gwałtownie. - Tom, ja muszę...

Pakt nie pozostawiał Riddle'owi wyboru. Odrzucił swoje sztućce na talerz, wstał i podszedł do Diany, a następnie błyskawicznie zaczął ją prowadzić do skrzydła szpitalnego. Czuła się bardzo słabo, co zaczynał odczuwać sam Tom, zmuszony dać jej się na nim oprzeć. Bladą, schorowaną Dianę przejęła pielęgniarka, a on, chcąc nie chcąc, musiał chwilę tam zostać, jakoby się martwił. Po tym oczywiście poszedł zawiadomić o wszystkim Slughorna, gdyż matrona nie wypuściła dziewczyny na lekcje.

Gdy Diana leżała na łóżku już sama i po lekach, zaczęła ściskać pakt na naszyjniku, by poczuć się lepiej, jednocześnie przeklinając pod nosem sama do siebie.

- To musiała być trucizna... Ten omlet... Te jego chore wielbicielki...

Od tamtej pory Diana sprawdzała każdy swój posiłek za pomocą zaklęcia Specialis Revelio. Okazało się to jednak zbędne - od tamtego incydentu dziewczyna miała całkowity spokój, nawet od Toma, z którym znowu "normalnie" rozmawiała. Skończyły się listy z pogróżkami czy wszelkie inne pułapki... Dopóki pod koniec listopada nie okazało się, że była to tylko cisza przed burzą.

Diana przez parę dni czuła na sobie dziwne spojrzenia i choć była przyzwyczajona do takich ze strony zazdrosnych dziewczyn, miała wrażenie, że wtedy patrzył na nią każdy, bez względu na płeć, wiek czy nawet dom. Starała się nie zwracać na to uwagi, dopóki pewnego wieczoru nie przyszła do niej Joan.

- Hej, Dia - powiedziała cicho, przysiadając się do niej w kącie pokoju wspólnego, tuż przy szybie.

- O, Joan. - Diana uniosła brwi, patrząc z zaskoczeniem na piękną twarz przyjaciółki, oświetloną zielonkawą poświatą zza okien. Bardzo mało ostatnio rozmawiały, co sprawiło, że jej pojawienie się wyjątkowo ją zaskoczyło.

Joan obejrzała się za siebie, upewniając się, że nikt ich nie podsłuchiwał, a następnie przysunęła się jeszcze bliżej do przyjaciółki.

- Słuchaj, wolę się tego dowiedzieć od ciebie, bo ludzie już naprawdę niestworzone rzeczy gadają - szeptała, jakby się czegoś obawiając, czym dezorientowała Dianę jeszcze bardziej.

- Co takiego? - zapytała brunetka.

Joan wzięła głęboki wdech, obejrzała się po raz kolejny i zaczęła mówić prawie prosto do ucha przyjaciółki:

- To prawda, że... Że jesteś w ciąży?

Diana odsunęła się gwałtownie, mierząc Joan niedowierzającym wzrokiem. Zaraz po tym parsknęła śmiechem, sądząc, że jej się to śniło.

- Żartujesz sobie ze mnie? W jakiej ciąży? Ciekawe jak? - syknęła w odpowiedzi, zamykając swoją książkę.

- No skąd ja mam wiedzieć, na jakim etapie jesteście ty i Tom. - Zirytowana Joan uniosła ręce w geście poddania się. - Diana, pół szkoły o tym mówi. Ludzie gadają, że było ci niedobrze rano właśnie przez ciążę, ktoś dodał, że mieliście jakiś nocny patrol i...

- Słucham?! - przerwała jej wściekle Diana, wstając i uderzając dłonią w stolik, przez co śpiący obok Edar zerwał się. - Ktoś mnie wtedy otruł, a nie... To przecież wielbicielki Toma próbują mnie wykończyć! Aż nie wierzę, że sobie potrafiły to zaplanować!

- Dlatego wolałam się dowiedzieć od ciebie - wyjaśniła Joan, również wstając. - I właściwie to... Jest coś jeszcze - dodała ostrożnie, wiedząc, jak Diana na to zareaguje. Poniekąd się jej nie dziwiła.

- Co znowu?! - wrzasnęła dziewczyna. - Może będę mieć trojaczki?! Może całą drużynę?!

Joan prewencyjnie wykonała krok w tył.

- Nie, tylko... Slughorn się podobno dowiedział - powiedziała cicho, po czym odchrząknęła.

- Cholera jasna! - Wściekła Diana wybiegła z pokoku wspólnego z zamiarem odnalezienia Toma, który zapewne też nic nie wiedział. Była pewna, że idolizujący go chłopcy też nic mu nie powiedzieli z obaw o jego reakcję.

Nie przeszła jednak więcej niż kilku kroków, gdy, jak na złość, wpadła na Slughorna. Wiedziała już wtedy, że była skończona i postanowiła przyjąć taktykę, że wciąż o niczym nie wiedziała, by wykazać absurd całej sytuacji.

- Och, panna Wharflock... Właśnie pani szukałem - powiedział Slughorn, wskazując na wejście do pokoju Ślizgonów. Diana uśmiechnęła się szeroko.

- Tak, profesorze? - zapytała niewinnie.

- Muszę panią poprosić do gabinetu dyrektora Dippeta... To... Cóż, delikatna sprawa... - mówił Slughorn z wyraźnym zażenowaniem. Ślizgonka udawała, że tego nie zauważała.

- Tak? A co się stało? Czy coś stało się mojej rodzinie? - zapytała Diana, udając zmartwienie, jednocześnie ściskając swoje lewe przedramię przez szatę. Liczyła, że w ten sposób Tom znajdzie ją szybciej, nawet jeśli wiedziała, że to tak nie działało. Gdzie on się szlajał, kiedy był potrzebny?

- Nie, nie... Porozmawiamy u dyrektora, dobrze? - mówił Slughorn, zachęcając ją do podążenia za nim.

Kiedy znaleźli się na miejscu, wściekłość Diany sięgnęła zenitu, choć starała się tego nie pokazywać - w gabinecie Dippeta czekał nie tylko dyrektor, ale i Jenna. Stała z założonymi rękami, patrząc na bratanicę ze zmartwieniem, ale też jakby rozczarowaniem. Diana nie potrafiła uwierzyć, że już ją tam wezwali, choć z drugiej strony cieszyła się, że tłumaczyć będzie musiała się przed ciotką, a nie ojcem, co byłoby setki razy bardziej niezręczne.

- Ciocia? - powiedziała Diana dla zachowania pozorów grzecznej uczennicy, za jaką mieli ją nauczyciele. - Co ty tu robisz? Co się stało, czy to coś z moim tatą?

Jenna popatrzyła na nią wielkimi oczami - po pierwsze dlatego, że powiedziała do niej ciocia, a po drugie dlatego, że nie wierzyła, że Diana nie domyślała się, o co chodziło.

- Dia, obiecałaś mi - powiedziała Jenna wyjątkowo ostro jak na siebie. Wtedy to Diana spojrzała na ciotkę ze zrezygnowaniem: jak mogła w to wierzyć?

- Ale o co tutaj chodzi? - dopytywała dziewczyna, wciąż zgrywając niedoinformowaną. Dippet już otwierał usta, by odpowiedzieć, gdy drzwi od jego gabinetu otworzyły się ponownie. Oczy wszystkich skierowały się w tamtą stronę, a Diana, o dziwo, odetchnęła z ulgą na widok stojącego w nich Toma.

- Och, pan Riddle, dobrze, że pan też przyszedł.

Pact With The Devil • Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz