LXVII

15.9K 1.6K 504
                                    

Serce biło jej młotem, gorąc zalewał, a oddech nie chciał zwolnić: tak czuła się Diana po odstąpieniu od Toma, który w żaden sposób nie powstrzymał pocałunku. Dziewczyna jednocześnie chciała, a jednocześnie nie śmiała myśleć...

- Nie odrzuciłeś mnie - wydusiła z niedowierzaniem, patrząc mu w oczy, których nie potrafiła nic wyczytać. Po chwili ciszy, która zdawała się ciągnąć w nieskończoność, powiedział tylko:

- Może miałem powód.

Dreszcz przeszedł po plecach dziewczyny. Wiedziała, że to nie był dobry powód, nie mogła się nawet łudzić... A jednak coś w niej tak bardzo pragnęło, żeby ten powód równał się z uczuciem.

- Wrócimy tu jeszcze - oznajmił Tom stanowczo, a następnie wskazał na wyjście. - Najpierw trzeba zająć się Hagridem.

Wrócili do pokoju wspólnego w ciszy przerwyanej jedynie własnymi krokami, wciąż lekko oszołomieni. Po tamtym wieczorze Diana nie mogła zasnąć. Długo leżała na łóżku, gapiąc się w szmaragdowy baldachim nad sobą i myśląc o tym wszystkim, co zaszło. O tym, jak cudownie się czuła, gdy znowu go pocałowała. O tym, że Tom Riddle nie był teraz tylko obiektem westchnień większości uczennic, nie tylko ulubieńcem Slughorna i nawet nie tylko kimś, z kim złączyła się na całe życie paktem - był dziedzicem Slytherina, który znalazł Komnatę Tajemnic, a to oznaczało, że każdy musiał się z nim liczyć.

Ekscytacja, zniecierpliwienie, radość i coś jeszcze - to wszystko czuła Diana, myśląc o nim i o tym, co ją z nim czekało. Ta ostatnia emocja nie dawała jej spokoju; dziewczynie robiło się od niej gorąco, przyjemnie, ale też trochę strasznie. Podejrzewała, czym to było, jednak nie chciała przyznać tego sama przed sobą.

To wszystko tak bardzo nie dawało jej spokoju, mierziło ją, nie pozwalało spać, że dziewczyna postanowiła posunąć się do ostateczności i zrobić coś, czego nie chciała, ale wiedziała, że może jej pomóc... Porozmawiać z Joan, i to o uczuciach.

Po nieprzespanej nocy Diana nie była w najlepszym humorze, jednak bardziej niż brak snu doskwierały jej przemyślenia na temat tego, co tak naprawdę czuła do Toma. Po tym drugim pocałunku... Już sama nie wiedziała, czy się po prostu nie łudziła.

Po obiedzie Joan siedziała w jej i przyjaciółki ulubionym miejscu - kącie pokoju z fotelem, stolikiem i swego rodzjau kanapą tuż przy oknie z prawdopodobnie najlepszym widokiem na jezioro w całych lochach. Dziewczyna zagłębiona była w jakiejś lekturze, nie zważając w ogóle na to, że jej długie włosy zasłaniały jej połowę kolejnej strony.

Kiedy Diana do niej podeszła, przyjaciółka nawet jej nie zauważyła. Siedziała na skraju fotela, wodząc błękitnymi oczami po stronie, jakby zupełnie w innym świecie.

- Hej - powiedziała Diana beznamiętnie i usiadła tuż przy szybie, wciągając nogi na górę. To jedno słowo wyrwało Joan z transu: dziewczyna uniosła wzrok znad książki i spojrzała na przyjaciółkę w zdziwieniu.

- O, Dia, jak żywa - powiedziała ze zdumieniem, kładąc dłoń na książce, by się nie zamknęła. - Długo cię wczoraj nie było.

- Ta... - mruknęła Diana, przytulając kolana do siebie. - Byłam z Tomem - dodała cicho, zanim się nad tym zastanowiła. W głowie zganiła się za te słowa, bo wiedziała, co zaraz usłyszy.

- A, no to ja wiem, czemu tak marnie wyglądasz - powiedziała rozbawiona Joan, przyglądając się worom pod oczami Diany, uwydatnionym przez zielonkawe światło emanujące zza szyby. - Już nic nie pytam.

- Przestań - syknęła Diana, czym jeszcze bardziej rozbawiła przyjaciółkę. - Przyszłam, bo mam do ciebie pytanie - dodała, odrzucając swoje nieco zmierzwione, czarne włosy do tyłu.

Joan znikąd wyciągnęła białą zakładkę i włożyła ją do książki, po czym zamknęła lekturę, by poświęcić pełną uwagę swojej rozmówczyni.

- No mów - powiedziała, opierając łokcie na stole.

- Tylko nie masz prawa nikomu o tym powiedzieć - warknęła nagle Diana, jednak Joan to nie wzruszyło. Była przyzwyczajona do takich chwilowych wybuchów przyjaciółki jak nikt inny.

- Dobra, dobra, spokojnie. Pytaj.

Diana odwróciła od niej wzrok i spojrzała na swoje odbicie w szybie. Ostatni raz zapytała samą siebie, czy robiła dobrze, ale nie było już odwrotu.

- Skąd wiedziałaś, że kochasz Avery'ego? - zapytała wreszcie, unikając wzroku tej, która miała odpowiedzieć.

Joan wycofała się w fotelu. Spodziewała się zupełnie innego typu słów, nawet może pytania o szkołę, ale zdecydowanie nie rozmowy o uczuciach z Dianą Wharflock.

- Jak to: skąd? - zapytała po chwili, przyswoiwszy to wszystko. - To się... No nie wiem, po prostu wie?

- Świetnie - powiedziała Diana sarkastycznie, na co Joan westchnęła.

- No są te oczywiste znaki, jak motyle w brzuchu, rumieńce, zdenerwowanie, te sprawy - zaczęła wymieniać, odginając swoje blade palce. - Ale nie wszyscy je mają...

Diana skinęła głową, dając do zrozumienia, że słuchała. Joan zacisnęła dłoń, a zaraz znowu zaczęła odginać palce, rozpoczynając kolejną wyliczankę.

- Ujmijmy to tak... Wydaje mi się, że jak kogoś chcesz spędzać z kimś czas, stale z nim rozmawiać, znać jego opinie na różne tematy i twoje decyzje, wyglądać dla niego dobrze... Myślisz o nim, nawet obsesyjnie, śnisz o nim, wyobrażasz sobie z nim przyszłość, chcesz go przytulać, całować, no i...

- Starczy, starczy - przerwała jej Diana, nie chcąc, by przyjaciółka zaczęła wchodzić w detale. - Dzięki - mruknęła.

Zapadła chwila ciszy, w której Diana tępo gapiła się na swoje odbicie, nie zważając na przepływające przed nią kreatury. Niemal wszystkie "warunki" miłości według Joan pasowały do jej własnej sytuacji, co ją przerażało. Przecież to nie mogła być prawda. Nie można zakochać się w samym diable.

Tę długą ciszę przerwała wreszcie zdezorientowana Joan.

- A dlaczego w ogóle pytasz? Nie wiesz tego? Nie kochasz Toma?

- Ciszej, cholera - mruknęła Diana, rozglądając się prędko wokół, by sprawdzić, czy nikt ich nie usłyszał. Joan jednak zignorowała to polecenie.

- Powiedz mu to! - krzyknęła, na co Diana prawie zerwała się na równe nogi.

- Zamknij się, Irving, bo nie ręczę. I nie powiedziałam, że go kocham! - odparła, zrzuciwszy nogi na podłogę i obróciwszy się prędko w stronę przyjaciółki. Prychnęła: ludzie tak słabo znali Toma, w ogóle nie wiedzieli, jaki był naprawdę... A Joan przewracała tylko oczami.

- To co? Lubisz grać z nim w szachy? Nie udawaj, Dia. Przecież jesteście razem.

Diana cudem ugryzła się w język; była bardzo bliska wyjawieniu Joan, że to wszystko stanowiło pokazówkę dla Slughorna: nawet jeśli jeszcze kilkanaście godzin temu całowała Toma tak, jakby jutra nie było, i nawet jeśli ona gdzieś w środku nie chciała, by to było tylko udawane...

- O wilku mowa - szepnęła nagle Joan ze złowieszczym uśmiechem, a Diana odwróciła się w kierunku, w którym patrzyła z prędkością światła.

Tom zmierzał do niej pewnym krokiem, a ona z całego tego zamieszania nie dostrzegła nawet, że odczuwała związany z tym gorąc. Modliła się w duchu, że przed chwilą nie czytał jej w myślach, czego rozkojarzona mogłaby nie zauważyć... Bo jeśli tak, to już zaczynała mentalnie kopać sobie grób.

Jednak Tom nie powiedział, ani nie zrobił nic szczególnego poza oznajmieniem:

- Slughorn chce nas widzieć.

Pact With The Devil • Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz