XCII

13K 1.6K 556
                                    

Kiedy Diana znalazła się w gabinecie Dippeta razem z Dumbledorem, czuła się jak mięso rzucone lwom. W pomieszczeniu poza dyrektorem znajdowały się trzy Krukonki, z których Ślizgonka poznawała tylko jedną, czyli Louise Nashville z jej roku. Pozostałe dwie chyba były z klasy wyżej.

- Dzień dob...

- To ona, panie dyrektorze! - zawołała jedna ze starszych na widok Diany. - To ona musiała to zrobić Barbarze!

- Mówiłam wam, że to się źle skończy - mruknęła przerażona Louise.

- Panno Hernandez, proszę się uspokoić - powiedział Dippet, a następnie spojrzał na Dianę. - Panno Wharflock, proszę siadać.

Diana siadała przed Dippetem tak, jakby siadała na ścięcie. Obecność Krukonek stanowiła jednak dla niej największy problem - wiedziała, że będzie miała przechlapane u wielbicielek Toma, ale nie sądziła, że aż tak.

- Panno Wharlock... Czy wiesz, dlaczego cię tu wezwałem?

- Zaczynam się domyślać - odparła Diana nieco wredniej niż planowała, spoglądając z wściekłością na Krukonki. - To znaczy, chodzi o Barbarę Hallewell, prawda?

Diana czuła na sobie nie tylko przeszywający wzrok Krukonek, ale i Dumbledore'a. Poczuła się jakoś dziwnie i na wszelki wypadek postarała się zamknąć swoje myśli.

- Zgadza się - powiedział profesor Dippet. - Wczoraj wieczorem panna Hallewell została znaleziona prawdopodobnie spetryfikowana przed biblioteką. Czy wiesz coś na ten temat?

- To ona jej coś zrobiła! - zawołała ponownie tamta Krukonka. - Była zazdrosna o Toma!

- Panno Hernandez, cisza - syknął Dippet.

Diana wzięła głęboki wdech. Czuła się jak w jakimś cyrku.

- Nie, dowiedziałam się o tym kilka minut temu - odparła zgodnie z prawdą, znudzona.

- Akurat - mruknęła druga z Krukonek. Jedynie Louise pozostawała milcząca.

- A czy to prawda, że była pani zazdrosna o relację panny Hallewell z panem Riddle?

Kolejne westchnięcie opuściło usta Diany. Dziewczyna nie była już nawet zła, tylko po prostu zniecierpliwiona.

- Może to dziwnie zabrzmi, ale ja bezgranicznie ufam mojemu chłopakowi, profesorze - powiedziała Diana dumnie, podkreślając słowo  chłopakowi, by doprowadzić Krukonki do szału. - Dostałam anonimowy list o ich rzekomym romansie, ale jestem pewna, że Tom nawet nie wie, kim jest ta dziewczyna - dodała pewnie, choć nie wiedziała wtedy, czy to nie on stał za tym całym spetryfikowaniem. Kiedy o nim mówiła, ponownie instynktownie złapała się za znak na lewym przedramieniu.

Diana znowu wyczuła na sobie wzrok Dumbledore'a, który przyglądał się jej jakby podejrzliwie.

- Czyli nie masz nic wspólnego z tym, co stało się pannie Hallewell?

Zmęczenie tym cyrkiem powoli dawało się Dianie we znaki. Mimo tego dziewczyna spróbowała wymusić uśmiech.

- Nie mam nawet pojęcia, jak wygląda ta dziewczyna, profesorze - powiedziała niewinnie. - A wczoraj wieczorem byłam w dormitorium i uczyłam się na dzisiejszy sprawdzian u profesora Connolly'ego. Potwierdzą to wszystkie moje współlokatorki - dodała pewnie, przypomniawszy sobie w ogóle o teście, który ją tamtego dnia czekał.

- Cóż, myślę, że to wszystko wyjaśnia - powiedział Dippet po chwili namysłu, przez co dwóm Krukonkom opadły szczęki.

- Co? Pan jej wierzy? - zapytała w szoku jedna z nich, na co Diana założyła ręce i uśmiechnęła się z satysfakcją.

- Panno Hernandez, panna Wharflock to zdolna czarownica, ale wątpię, że nawet ona zna takie zaklęcie, których nasza pielęgniarka nie może odczarować - odparł Dippet ze śmiechem.

Byś się zdziwił, pomyślała Diana, ale za moment podłapała śmiech dyrektora.

- Poza tym, panna Wharflock przedstawiła alibi, które sądzę, że się sprawdzi.

W tamtym momencie Diana dziękowała losowi w duchu, że Dippet był Ślizgonem. Czuła, że to jej na pewno pomogło.

Po tym Dippet zapewnił Krukonki, że zrobią wszystko, by wyleczyć ich przyjaciółkę i puścił dziewczęta wolno. Diana jako pierwsza rzuciła się do wyjścia z gabinetu i kiedy znalazła się na korytarzu przed nim, ku, co rzadkie, euforii, zobaczyła Toma.

- Och, Tom! - rzuciła się mu na szyję wręcz teatralnie, wiedząc, że zaraz za nią wyjdą Krukonki. Zszokowany chłopak nie miał wyjścia i też musiał ją objąć.

- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - wyszeptała najciszej jak potrafiła pod pretekstem wtulania mi się w szyję.

Tom uniósł jedną rękę i dyskretnie wskazał na jej lewe przedramię. Diana zrozumiała, o co mu chodziło, ale nie do końca to, jak to zadziałało - przecież Riddle nie miał znaku, prędzej taki Avery powinien ją wyczuć niż on... Cieszyła się jednak z tego, że w ogóle tam przyszedł.

W tym samym czasie Diana usłyszała za sobą kilka prychnięć i coś w rodzaju: Mówiłam wam, że to nic nie da.

- Nienawidzę ich, po prostu nienawidzę - syknęła Diana, wycofując się z uścisku, gdy Krukonki odeszły. - Przeklinam wszystkie dziewczyny, które się tobą interesują i będą interesowały.

- O, zazdrosna - powiedział Tom z usatysfakcjonowanym uśmieszkiem, zaczynając z nią iść z powrotem w kierunku Wielkiej Sali.

- Wściekła - uściśliła Diana. - Oskarżyły mnie o zaatakowanie tej całej Hallewell.

- Tak myślałem - odparł Tom tak, jakby już od dawna o wszystkim wiedział.

- A ty wiesz, co się z nią stało? - zapytała zdumiona, dopiero jakby przypominając sobie, z kim rozmawiała.

- Tak - odparł Tom beznamiętnie, spoglądając na nią, po czym nachylił się blisko niej i szepnął:
- Bazyliszek.

- Jak to? - Diana spojrzała na niego ze szczerym zaskoczeniem.

Tom rozejrzał się - weszli już na korytarz, przez który przechadzali się ludzie, więc odpowiedź przekazał jej w myślach.

Jeśli Bazyliszek spojrzy na kogoś niebezpośrednio, to nie zabija, a petryfikuje.

Da się ją uratować?

Tom wzruszył ramionami, a Diana uśmiechnęła się szeroko. Pierwsza szlama, i to jeszcze taka, która szczególnie zaszła jej za skórę, dostała, co jej się należało. Dziewczyna nie czuła przy tym żadnego żalu czy skruchy i jakoś nie przerażało jej to... A Tomowi się podobało.

Dotarli do Wielkiej Sali z zamiarem zjedzenia śniadnia, ale Diana miała coraz więcej pytań.

- Ej... Ale jakim cudem tylko po moim dotknięciu tego - wskazała dyskretnie na znak - wiedziałeś, gdzie jestem? Przecież ty nie masz...

- Myślisz, że nie rzuciłem własnych zaklęć? - przerwał jej Tom, patrząc na nią z niedowierzaniem. - Jeśli tego dotkniesz, zawsze będę wiedział, gdzie jesteś - dodał takim tonem, że dziewczyna już w zasadzie nie wiedziała, czy to troskliwe wyznanie, czy groźba.

- Mnie pasuje - powiedziała Diana, nakładając sobie tosty. - Tylko nie przychodź mi znowu do łazienki - dodała od razu, wlepiając w niego mordercze spojrzenie.

- Aż dziwne, że ci się nie podoba, to ty się zawsze kleisz - odparł Tom kpiąco, sam zajęty swoim talerzem. Diana westchnęła głęboko.

- Ale lubisz, jak się kleję, co?

- Na za dużo sobie ostatnio pozwalasz - burknął Tom.

- Nie zatrzymujesz mnie.

- Bo nie mogę ci nic zrobić.

- Przestań już, Tom - powiedziała zirytowana Diana. - Komu jak komu, mnie się możesz przyznać. I tak nie mogę się wygadać.

- To ty przestań - warknął, unikając jej wzroku.

- Szkoda. - Diana wzruszyła ramionami, biorąc kolejnego tosta. - Jakbyś się przyznał, to może byś miał nawet lepiej niż masz.

Pact With The Devil • Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz