LI

16.4K 1.8K 356
                                    

Po spotkaniu ze swoją ciotką Diana weszła do Wielkiej Sali bez Toma, chcąc jak najszybciej usiąść przy stole Slytherinu z dala od niego. Cały czas myślała o tym, co stało się jakby chwilę temu: miała swoje usta na ustach Riddle'a. I spodobało się jej.

Dziewczyna zajęła swoje stałe miejsce przy stole i ukryła twarz w dłoniach, załamana sobą, tym, co zrobiła i tym, co powiedziała jej Jenna. Musiała się uspokoić, bo - jak cały czas sobie powtarzała - Tom nie mógłby kogoś pokochać. Za bardzo kochał siebie.

Diana zauważyła pomiędzy palcami, że Jenna usiadła przy stole Hufflepuffu razem z mężem. Puchoni bardzo chętnie wdawali się w rozmowę z Newtem i wszyscy ciepło go tam przyjęli. Jenna tylko zwiększyła zainteresowanie podopiecznych Hufflepuffu, którzy słuchali obojga jak jakichś guru. Diana była wdzięczna, że ciotka nie usiadła z nią, bo zdecydowanie nie była w nastroju na kontynuację rozmowy o Tomie.

- Dzień dobry, witamy pannę Wharflock w ten cudowny dzień - usłyszała nagle Diana ze swojej prawej, a już po chwili obok niej zasiadła Joan.

Długowłosa Ślizgonka tamtego dnia dosłownie promieniała. Joan zawsze była uznawana za piękną przez większość osób w Hogwarcie, ale wtedy zapewne użyła trochę magii, by wyglądać jeszcze lepiej niż zazwyczaj. Jej długie, brązowe włosy układały się idealnie, jakby bardziej wyraziste niż zazwyczaj rzęsy okalały niebieskie oczy, a cera wydawała się nieskazitelna - a to wszystko przez walentynki.

Diana wyglądała przy niej wtedy jak wypłosz z kanału, ale to był jej najmniejszy problem. Ślizgonka odsłoniła swoją twarz i spojrzała na przyjaciółkę z irytacją.

- Irving, ja cię kiedyś zabiję - mruknęła Diana i sięgnęła po tosta, którego wręcz agresywnie rzuciła na swój talerz.

- Diana Wharflock jak zawsze w formie, panie i panowie - odparła jej zupełnie niewzruszona Joan, z szerokim uśmiechem na twarzy smarując chleb dżemem.

- Nie mam humoru, Joan - syknęła Diana, widząc kątem oka, jak Riddle usadawia się sam na swoim stałym miejscu, zupełnie nie zwracając na nią uwagi. Brunetkę coś ścisnęło w żołądku, ale nie pokazała tego na twarzy, tylko zajęła się swoim śniadaniem.

- Co ty? Nie zauważyłam, Dia, myślałam, że emanujesz wręcz radością - odparła jej Joan sarkastycznie, choć nadal się uśmiechała do swojej kanapki.

Zanim Diana zdążyła się odgryźć, do Wielkiej Sali wpadła cała chmara sów, które jak co ranek przynosiły pocztę. Niemal natychmiast na Joan została zrzucona masa różowych, białych i czerwonych kopert, a także paru paczek walentynkowych, na których widok dziewczyna odłożyła swoją kanapkę i westchnęła głęboko.

- No i co ja mam z nimi niby zrobić? - zapytała Joan, przeglądając koperty od niechcenia. - Sam Merlin mógłby do mnie pisać, a ja nie wymieniłabym Ariana na niego.

- Wykorzystaj je na opał - mruknęła Diana, złapawszy swój jeden, jedyny list, który w dodatku nie był od cichego adoratora, a od jej ojca. Zauważyła wtedy plus "bycia" z Tomem - Edward chyba zostawił ją na dobre.

- Zgaduję, że Riddle tak robi, co? - powiedziała rozbawiona Joan, odkładając plik listów na stół i przechodząc od paczek. - Jesteś zazdrosna? Bo nie wiem w sumie, jak Arian na to zareaguje... - dodała w zamyśleniu, przyglądając się różowemu prezentowi z kokardką.

- Nie - odparła Diana z grobową miną, rozrywając swoją kopertę.

- Czyli tak - powiedziała Joan, kiwając głową sama do siebie. - Dobra, lepiej mu ich nie pokażę...

- Fanki Toma to kretynki jak Dove i Serena - mówiła dalej Diana, wyciągając drobno zapisamy pergamin z koperty i rozpoczynając czytanie tego, co na nim się znajdowało. - Nie muszę się nimi przejmować.

Joan zaśmiała się pod nosem, otwierając paczkę.

- Pew...

- Tak! - przerwał jej triumfalny okrzyk Diany, która z radości aż podniosła się z miejsca, nie odrywając wzroku od czytanego listu. Joan popatrzyła na nią wielkimi oczami, bo taki entuzjazm na twarzy przyjaciółki zdecydowanie nie należał do częstych widoków. Diana jednak nie zważała wtedy nawet na to, że prawie cały stół Ślizgonów zaczął się na nią gapić.

W tym Tom.

- Ojciec anulował zaręczyny! - zawołała Diana, siadając z powrotem. - Nie jestem z Malfoyem! - dodała z ekscytacją, niemal wsadzając kartkę z wiadomością w oko przyjaciółki.

- Wow, to świetnie - przyznała Joan, nadal rozrywając papier z prezentu.

Diana miała ochotę świętować swoje zwycięstwo i wolność, jednak wtedy poczuła dziwne mrowienie w swojej głowie. Doskonale je znała - ktoś próbował się wedrzeć do jej umysłu, a ona nawet nie musiała się zastanawiać nad tym, kto to był.

Choć zrobiła to tak, jakby sprawiało jei to ból, to powoli obróciła głowę w lewo, w kierunku końca stołu, gdzie siedział Tom. Patrzył na nią z grobową miną, z której nie była w stanie nic wyczytać. Diana jednak wdarła się do jego myśli i tym sposobem uzyskała wiadomość, którą chciał jej przekazać: kazał jej wyjść z Wielkiej Sali i z nim porozmawiać.

Ślizgonka wiedziała, że wiecznie go unikać nie będzie i że to będzie musiało kiedyś nadejść, ale jak tylko na niego patrzyła, to przypominał się jej tamten pocałunek... I robiło się jej gorąco.

Wharflock, weź się w garść.

Ignorując pytania Joan, które ta zaczęła nagle zadawać brunetce, Diana wstała i posłusznie udała się w stronę wyjścia, gotowa pokonać te wszystkie uczucia. Nie ruszyła śniadania, ale wtedy zupełnie jej to nie obchodziło.

W czasie tej krótkiej drogi do wyjścia rozważała, co mu powie. Nie mogła go okłamywać, a wiecznie nie będzie też w stanie unikać pytania o to, czy coś do niego czuła. Nie wiedziała jednak, że to nie o tym chciał z nią porozmawiać.

Gdy dotarła do niego, wstał i oboje ruszyli do drzwi, jeszcze bez słów. Riddle zaprowadził ją w jeden z bocznych korytarzy, a tam zapytał od razu:

- To prawda?

Diana nie musiała dopytywać - z jakiegoś powodu ona po prostu wiedziała, o co mu chodziło.

- Prawda - potwierdziła, przełknąwszy ślinę.

Riddle uśmiechnął się, chociaż kpiąco.

- No, przymajmniej jedną rzecz potrafisz załatwić - syknął.

- Przyszedłeś prawić mi komplementy czy mamy w tym jakiś głębszy cel? - odparła mu Diana, walcząc ze sobą, by nie patrzeć mu na usta.

Jeszcze nigdy tak bardzo nie potrafiła się kontrolować. Wspomnienia były silniejsze od niej, tak strasznie ją do niego ciągnęło, że miała ochotę się za to uderzyć. Jeszcze nigdy wcześniej nie odczuwała czegoś takiego. Wyrwała się na moment z tych myśli, gdy on oznajmił:

- Dziś po kolacji zebranie.

- Mhm - mruknęła w odpowiedzi, znowu wracając wzrokiem na jego usta. Serce zabiło jej szybciej - czy on ją czymś zaklął?

Nie, nie zrobisz tego znowu, opanuj się.

- Co z zaklęciem? - dopytywał.

- Na dobrej drodze - dodała Diana, zakładając ręce. Widziała, że jej rozmówca już chciał zacząć to kwestionować, ale potem zdał sobie sprawę, że ona nie mogła go okłamać. Trochę mu to zaimponowało, ale tego nie przyznałby nawet sam przed sobą.

- Jednak coś z ciebie będzie - mruknął z obojętną twarzą i zaczął prędko odchodzić, jakby bał się sam siebie, że coś jeszcze doda.

Diana straciła wtedy swoją surową minę i podeszła do ściany przed nią, po czym delikatnie uderzyła w nią głową. Była załamana samą sobą bardziej niż kiedykolwiek w życiu.

On będzie moim końcem.

Pact With The Devil • Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz