I tym zaczynam realizację wygranych rozdziałów.
~
Diana spojrzała na Toma i bez żadnego pytania wstała, by pójść za nim. Zaczęli powoli odchodzić, a wtedy Joan popatrzyła na Dianę wymownie.
- No, widzę, że obowiązki wzywają... - powiedziała niby lekceważąco, dyskretnie otwierając z powrotem swoją książkę w zaznaczonym miejscu. - Powiedz mu - szepnęła do Diany, a ta pokręciła prędko głową.
- Nie ma opcji - syknęła w odpowiedzi, licząc, że Tom jej nie usłyszał. On jednak nadal szedł przed siebie i nawet się na nią nie obejrzał.
Z momentem zamknięcia się za nimi kamiennej ściany pokoju Ślizgonów, Diana zaczęła rozglądać się po ciemnym korytarzu, szukając osób, które potencjalnie mogłyby ich podsłuchiwać. Gdy upewniła się, że było czysto, zapytała Toma:
- Naprawdę idziemy do Slughorna, czy to był taki teatrzyk?
Chłopak zatrzymał się gwałtownie, po czym spojrzał na Dianę ze zdziwieniem.
- A co, gdybyśmy nie szli? - zapytał od razu, przyglądając się jej podejrzliwie.
Diana wiedziała, że to był test. Czuła też, że Riddle się nie spodziewał, jak dobrze była na niego przygotowana.
- Nic - odparła, wzruszając ramionami. - I tak pójdę za tobą wszędzie - dodała prędko, po czym uniosła lewą rękę. Przesunęła kawałek swojego rękawa, ujawniając fragment czarnego znaku, który powstał tam jeszcze nie tak dawno.
- Obiecałam ci to, prawda? - zapytała z uśmiechem, ustawiając rękę tak, by doskonale widział znak, po czym prędko go zakryła. Zaczęła odchodzić szybko, tym samym go wyprzedzając, niesamowicie zadowolona z siebie - uważała to nawet za coś lepszego, niż gdyby zastosowała się do rad Joan, zresztą wciąż była przekonana, że nie mogła kochać Riddle'a. Tom, choć nigdy by tego nie pokazał, też był tym wszystkim usatysfakcjonowany.
Slughorn rzeczywiście wzywał parę prefektów. Nie wspomniał im jednak o niczym ważnym: zapytał, czy działo się coś szczególnego, zapowiedział, że od grudnia zaczną patrole, no i zaprosił na niby niewinne spotkanie w kolejną sobotę (które Tom zresztą przewidział). Najwyraźniej to wszystko cieszyło Riddle'a, bo Diana silnie to odczuwała - i ona też była dzięki temu w wyśmienitym humorze.
I choć dziewczyna w tamtej chwili cieszyła się paktem, kilka dni później miała go przeklnąć.
W środę odbywała się podwójna lekcja obrony przed czarną magią. Na pierwszej godzinie profesor Merrythought kazała wszystkim po raz kolejny powtarzać zaklęcia niewerbalne, które uczniowie wałkowali już od samego początku roku, przez cały czas. Na tym przedmiocie, na którym Tom przesiadł się do Diany bez żadnego pytania ją o zdanie, oboje się nieco nudzili, opanowawszy takie rzucanie już dawno.
Po tylu naciskach profesorki reszta klasy również zdawała się wreszcie łapać, o co chodziło. Kiedy nauczycielka stwierdziła, że chyba już wystarczy, wszyscy odetchnęli z ulgą - każdy miał już dość robienia tego samego na każdej lekcji. Nikt z klasy nie spodziewał się jednak tego, po co tak naprawdę było to wszystko.
- Dobrze, widzę, że wszyscy już sobie raczej radzą... - powiedziała profesorka na początku drugiej godziny, patrząc trochę dziwnie na Dove, która prawie za każdym razem udawała, że nic nie mówi, perfidnie zakrywając usta rękawem swojej szaty. - W takim razie możemy przejść do pojedynkowania.
Te słowa wywołały w klasie wielkie poruszenie. Wszyscy zaczęli między sobą szeptać i dyskutować, oczywiście z wyjątkiem Toma. Diana, widząc, że on nie kwapił się do rozmowy, leniwie spojrzała w swoje prawo. Tam zobaczyła Joan, zacierającą ręce z radości - była w końcu doskonała w pojedynkach. Siedzący obok niej Arian chichotał cicho, patrząc na jej entuzjazm; w duchu bardzo radowało go szczęście jego dziewczyny.
- Spokój, spokój! - krzyknęła Merrythought, klaszcząc w ręce, by zwrócić na siebie uwagę uczniów. - Wszyscy mnie teraz posłuchajcie. Nauka pojedynkowania się nie jest zazwyczaj uwzględniona w programie nauczania, jednak... Zważywszy na to, co może wam teraz grozić, dyrektor uważa to za konieczne.
Po tych słowach uczniowie zaczęli wymieniać to zdziwione, to przerażone spojrzenia. Wszyscy rzekomo wiedzieli, że Grindelwald pustoszył świat czarodziejów zarówno w Ameryce, jak i w Europie, ale każdy jakoś starał się unikać tego tematu. W szkole wszyscy czuli się bezpiecznie i zupełnie o tym zapominali, zresztą ostatnio trochę o nim ucichło... On jednak był wciąż żywy i na wolności, prawdopodobnie czekając na odpowiedni moment.
- Chciałabym w tym miejscu zaznaczyć, że pojedynek ma być dla was ostateczną formą obrony w razie zagrożenia - kontynuowała profesor Merrythought surowo. - Żadnych zabaw w bijatyki na korytarzu!
Paru chłopców spojrzało na siebie porozumiewawczo, jakby wiedzieli, że zupełnie zignorują zakaz nauczycielki. Ta była jednak zbyt doświadczona, by tego nie zauważyć.
- Patrzę na ciebie, Lestrange. Tylko jeden wybryk i będziesz bardzo tego żałować - syknęła, wlepiając wzrok w chłopca z lokami. - Wracając do tematu, uczyliście się rzucania zaklęć niewerbalnie, bo to daje wam minimalną przewagę nad przeciwnikiem, który nie wie, czym go zaatakujecie. Teraz wykorzystamy to w praktyce.
Kolejny rumor wybuchł w klasie. Niektórzy nawet złapali za swoje różdżki, jakby gotowi walczyć w każdej chwili. Merrythought ponownie uciszyła uczniów.
- Każdy z was spróbuje teraz pojedynku ze swoim kolegą z ławki. Ja po chwili zatrzymam walkę i powiem, co można poprawić. Tylko bez żadnych uszkadzających ciała zaklęć! Zapomnijcie o Incendio! - wykrzyczała ostatnie dwa zdania ku przestrodze. - Proszę. Pan Riddle, panna Wharflock, wy jako pierwsi opanowaliście zaklęcia niewerbalne, więc wy zaczniecie.
Po tych słowach Diana poczuła, jakby serce podskoczyło jej do gardła. Spojrzała na Toma, a on na nią - oboje wyglądali na trochę nie tyle przestraszonych, co zagubionych w tej sytuacji.
Nie mogli przecież ze sobą walczyć. Nie mogli nawet rzucić zaklęcia, które jakkolwiek mogłoby zaszkodzić drugiej osobie. Nie wiedzieli też do końca, co by się stało, gdyby spróbowali... Zaklęcia odbijałyby się? W ogóle nie dałyby się rzucić?
Poza tym, Diana miała jeszcze inny problem, który stanowił znak na jej przedramieniu. Zazwyczaj bez problemu ukrywała go pod długim rękawem szkolnej szaty, jednak w czasie pojedynku nie byłoby czasu na stałe pilnowanie się. Zobaczenie go przez kogokolwiek zrodziłoby wiele bardzo niewygodnych pytań...
Nie wyglądało jednak na to, jakoby Tom i Diana mieli wybór. Merrythought nakazała wszystkim wstać, a następnie machnęła kilka razy różdżką, by odsunąć ławki na bok, robiąc na środku klasy wielkie pole do manewru.
- Proszę. Panna Wharflock z tej, pan Riddle z tamtej strony - powiedziała, wskazując najpierw na miejsce obok, a później naprzeciw siebie.
Diana przełknęła ślinę, a potem dała Tomowi znak.
I co teraz?
On nie odpowiedział jej. Stanął w wyznaczonym przez nauczycielkę miejscu, nie dając jej żadnego wyboru. Zrobiła to samo, zaciskając palce na różdżce i zastanawiając się, jak z tego wybrnąć. Wszyscy uczniowie patrzyli na nich z wyczekiwaniem, zakładając się po cichu o to, kto wygra.
- Przed każdym pojedynkiem, który jest raczej spokojny, należy się najpierw ukłonić. Proszę zatem - poinstruowała Merrythought.
Diana sama w to nie wierzyła, ale Tom bez słowa ukłonił się pierwszy. Dziewczyna, nie chcąc głupio wyglądać, prędko zrobiła to samo.
- A teraz każde z was rzuci swoje pierwsze zaklęcie na raz, dwa i...
CZYTASZ
Pact With The Devil • Tom Riddle
Fanfiction😈 《Cyrograf》 - pakt zawarty z diabłem, na mocy którego zły duch ma prawo do duszy człowieka, który podpisał cyrograf. Diabeł czynił w ten sposób zastaw za służenie podpisującemu przez pewien czas lub spełnienie jego określonych życzeń, ustalonych u...