2. Moja nowa, stara rodzina.

424 42 6
                                    

Klaxons - Golden Skans

***

Wdech i wydech.

Wdech i wydech.

Ruszyłam dłonią, czując jedwabiście miękki materiał, ocierający się o moją skórę. Wzięłam kolejny głębszy wdech i zaspana uchyliłam powieki. Przez ogromne, przeszkolone okno wpadały do pokoju jasne promienie słońca. Wyciągnęłam dłonie w górę, leniwie się przeciągając. Partacze w telewizji ponownie źle odczytali zmianę pogody, bo przecież miało padać. I właśnie wtedy zrozumiałam, że coś się tutaj bardzo, ale to bardzo nie zgadzało. Otworzyłam szeroko oczy, rozglądając się dookoła. Szybko usiadłam, dochodząc do wniosku, że nie wiem, gdzie się znalazłam. Byłam w jakimś obcym mi pokoju, nieznanym łóżku, przebrana w jakieś atłasowe fatałaszki, jakby z innej epoki.

Usłyszałam chrzęst klamki i błyskawicznie odszukałam wzrokiem drzwi prowadzące do owej ... komnaty? Tak, to słowo dobrze oddawało klimat miejsca, w którym się znalazłam.

W szparze między drzwiami a framugą ukazała się pomarszczona głowa jakiegoś dziadka w turbanie, a gdy nasz wzrok się spotkał, zniknęła jeszcze szybciej, niż się tam pokazała.

Zagarnęłam dłoniami materiał, którym byłam okryta do snu i szczelnie się nim otuliłam, gdyż przeźroczysta tkanina halki, wydawał się w ogóle nie istnieć, a dokładniej zakrywać, to czego ktoś postronny nie powinien widzieć.

Byłam pewna, że osoba, która tu zajrzała, poszła już powiadomić kogoś o tym, że się obudziłam. Tylko kogo? Porywacza? Tylko po co ktoś miałby mnie porywać? Do haremu?!

Spokojnie, tylko spokojnie - zaczęłam się upominać. Równie dobrze mogłam przecież jeszcze spać. Oparłam się więc o wezgłowie łóżka, odrzucając na bok poduszkę i podkurczyłam nogi. Miejsce mojego pobytu nie wydało się sypialnią jakiejś nałożnicy. Miało szafę, toaletkę, niedużą sofę ze stolikiem, na którym stał wazon ze świeżymi kwiatami. Podobne stały koło toaletki oraz na szafce nocnej. Na podłodze rozłożone były jakieś materiały, przypominające dywaniki, a gdzieniegdzie leżały poduszki, na kształt niedużych puf. Brakowało jedynie szczeniaczków i miniaturowych króliczków, które dopełniłyby bajkowy obraz. I ten zapach unoszący się w powietrzu. Niezidentyfikowany i dziwnie przyjemny.

Nagle do moich uszu dobiegły odgłosy rozmów i szybki kroków. Oho, komitet powitalny. W sumie to nie bałam się tego, kogo miałam zaraz ujrzeć, a bardziej byłam ciekawa, co też moja pokręcona wyobraźnia postanowiła mi zgotować. Bo przecież obiektywnie rzecz biorąc, to się wcale nie działo, prawda?

Drzwi zostały otworzone, a osoba za to odpowiedzialna weszła do środka w skłonie i nie podnosząc głowy, wpuściła resztę moich gości. Następnie wyszła, bezgłośnie zamykając za sobą drzwi.

W nogach łóżka zatrzymały się trzy osoby, które bacznie, podobnie jak ja im, przyglądały się mi. Pierwsza stała przepiękna kobieta, o niesamowitych rysach twarzy i urodzie, której nigdy w życiu u nikogo nie widziałam. Ewidentnie miała ona już swoje lata, ale i tak była ... zjawiskowa. Tak, zdecydowanie to słowo najbardziej do niej pasowało. Miała długie, kruczoczarne włosy, jasną cerę i ciemne oczy, o niezidentyfikowanym jak dla mnie odcieniu tęczówki. A swoją postawą i bystrością spojrzenia od razu dawała do zrozumienia, że nie jest w tym przybytku byle kim i najpewniej to ona rozdaje tutaj karty.

Obok niej stał młody mężczyzna. A jakże - równie przystojny, niczym z bajki, być może nawet podobny do swojej sąsiadki. Jakaś rodzina? Syn? - usłyszałam gdzieś w głębi siebie. Przypatrywał się mi tak wnikliwie, że w końcu przeniosłam wzrok na trzeciego z moich gości.

Śpiąca królewna: w krainie czarówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz