60. Królewski ślub

317 26 8
                                    

Cztery miesiące później

Wspięła się na palce, by dojrzeć cokolwiek więcej, niż dwie nieduże postacie wystające ponad rzesze tłumu zgromadzonego na uroczystości zaślubin króla Bashaanu i ignijskiej księżniczki. Efekty był żadne, dlatego zrezygnowana ponownie stanęła na pełnych stopach, stapiając się z ludźmi ją otaczającymi w jednorodną, aczkolwiek bardzo pięknie przyodzianą masę.

Matka niczym taran przepychała się przez wcześniejsze dziedzińce, by mogły dostać się do Głównej Sali Koronacyjnej. Stały w samym tyle, widząc i słysząc niewiele, dusząc się pośród ludzi tutaj zgromadzonych, ale Lea i tak z dumnie wypiętą piersią i uśmiechem na twarzy podziwiała, chyba bardziej oczami wyobraźni, ślubną ceremonię. Lasie nie zależało na znalezieniu się tutaj. Niestety jej zdanie nie miało znaczenia. Więcej, chętnie uniknęłaby tego miejsca w obawie przed spotkaniem z księciem Ignisu lub jego matką.

Po tym, jak potajemnie opuściła ich zamek i wróciła do domu, nie spodziewała się z ich strony serdecznej wylewności czy też atencji. Przez pierwsze dni czekała w napięciu najpierw na jakiegoś ignijskiego posłańca, a później wiadomość z królewskiego zamku. Nikt się jednak nie zjawił, a rodzice nie otrzymali żadnego listu.

Po pewnym czasie odetchnęła z ulgą, uznając, iż ignijska królewska duma została przez nią na tyle nadszarpnięta, by skutecznie odciąć możliwość ponowienia dość kłopotliwej propozycji. Na początku było to dla niej bardzo wygodne i pozwoliło na w miarę normalny powrót do własnej rzeczywistości. Jednak po pewnym czasie zaczęło budzić wątpliwości i dziwne zranienie. Zranienie? Wszak to ona uciekła, odrzucając go, a raczej propozycję jego matki. Najwyraźniej jej osoba nie była na tyle istotna dla królowej, by kłopotać się z dalszym przekonywaniem do poślubienia jej syna.

Poza tym, dlaczego to królowa miałaby się o cokolwiek prosić jakiejś prostej dziewczyny z Apeirionu? Dlaczego miałoby jej zależeć?

Kandydatek na przyszłą królewską małżonkę króla Ignisu na pewno miała pod dostatkiem, a i jemu najwyraźniej nie zależało na tym, kim miała być w przyszłości osoba, stojąca obok niego. I właśnie w tym ostatnim punkcie bolało ją to najbardziej. Jego obojętność i to, że poddawał się woli innych. Nienawidziła go za to. Nienawidziła też siebie, bo cóż innego robiła ona sama? Nic. Pozawalała, by jej życie układali inni i o wielu sprawach decydowali za jej plecami. I być może w tamtym przypadku przegapiła okazję do samodzielnego wyboru.

A może jednak właśnie zdecydowała? Odrzuciła przecież propozycję małżeństwa, choć może nie tak dosadnie, jak powinna. Nie umiała zrezygnować z Algora w sposób ostateczny, ale też nie chciała jego łaski z rąk innych. Wszystko to bardzo ją irytowało, a jednocześnie raniło, gdyż z niewiadomych przyczyn po ostatnim ich nieco dłuższym spotkaniu, postać księcia nie chciała opuścić jej głowy.

Analizowała zbyt często przebieg ich rozmowy: słowa, które padały; gesty, które jej towarzyszyły i niedorzeczne pytanie, bez odpowiedzi na to: co jeśli by się zgodziła?

Zapewne stałaby się dumą swoich rodziców, kraju i rodaków.

Czy poddanie się w tej jednej kwestii tak bardzo umniejszyłoby jej osobę i wpędziło w nieszczęście? A może odnalazłaby się doskonale w swojej roli i była blisko niego, nawet jeśli on uznałby to za część kontraktu i nic więcej. Czy nie byłaby teraz szczęśliwsza?

Zamiast tego, obecnie przemieszczała się wolno w stronę bocznych tarasów, gdzie przygotowany był poczęstunek dla gości wesela niewchodzących w skład tych najznamienitszych. Lea trzymała ją pod ramię i szczebiotała coś o wspaniałej uroczystości, cudownej sukni panny młodej i przystojnym młodym król. Oczywiście niczego z tych rzeczy jej rodzicielka, jak i ona, nie mogły dostrzec z tak znacznej odległości, ale zgodnie przytakiwała.

Śpiąca królewna: w krainie czarówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz