35. Upadek dumy

381 43 9
                                    

- Wszystko w porządku? - usłyszał cichy głos Mili, jednocześnie czując jej delikatny dotyk na swojej dłoni.

- Poniekąd - odparł bez przekonania, odwzajemniając jej uścisk.

Dziewczyna milczała, nie nalegając na dokładniejszą odpowiedź, dlatego też spojrzał na nią, czując, jak zawsze to samo: błyskawiczną poprawę nastroju i falę przeróżnych uczuć mieszających się ze sobą w postaci dziwnego impulsu chaosu i jednoczesnego spokoju.

Czasami kojarzyła mu się z niezniszczalnym płomieniem świecy, który mimo swojej wątłej i misternej postury dodawał mu więcej sił niż płonące stosy, jednocześnie oświetlając drogę, którą stąpał, lepiej niż latarnie. Potrafiła w sposób niezauważalny dawać mu pewność, że wciąż jest blisko niego. Ciepło bijące z jej oczu, sprawiało, że nic więcej nie było mu do szczęścia potrzebne. I nawet kłopoty w państwie nie były w stanie przyćmić blasku oraz energii, jaką z nich czerpał. Na dodatek tylko dla niego potrafiła zmienić się w kontrolowany pożar, który już nie raz spalił ich, dając nowe życie, lepsze jutro i zadziwiające spełnienie.

Nie mógł sobie zażyczyć odpowiedniejszej żony dla siebie, bo ta obecna była idealna. Zawsze obok niego i zawsze z nim. Nigdy nie sprawiała kłopotów czy problemów, przez co mógł w pełni poświęcić się tym codziennym, związanym z prowadzeniem państwa ku lepszej przyszłości. Na nic nie narzekała, niczego nie żądała i niczego nie knuła. Była jedynie czystym promieniem ciepła, palącym się w sposób niezachwiany. A mimo tego, że poddawała się dobrowolnie jego woli czy też zasadom wyznaczającym ich życie, choć nie była do tego przygotowywana od dziecka, to wiedział, że nie dałaby się wciągnąć w nieczyste gry, zwłaszcza przeciwko niemu.

Pozwoliła mu się zobaczyć na każdy z możliwych sposobów, choć i tak miał wrażenie, że nie wszystko zostało jeszcze odkryte.

Zadziwiająco szybko przyzwyczaił się w ciągu tych paru dni do jej obecności u jego boku, a przecież od dziecka był sam. Ze wszystkim radził sobie w pojedynkę i nie wiedział obecnie, jak to było możliwe. Co pozwalało mu działać? Obowiązek? Rutyna? Jałowe życie, które nie miało sensu bez niej. Dziewczyna nawet nie zadawała sobie sprawy z tego, jak ogromny wpływ mogła mieć na niego i jego decyzje. Powinien czuć się zagrożony jej uzależniającą osobą, bronić, a nie poddawać tym wszystkim uczuciom, które przewijały się przez jego głowę i serce. Jednak smakowały tak dobrze, wcześniej mu nie znane, że nie był w stanie ich od siebie odsunąć.

Zresztą po co? I ponownie ta pewność, że nie wykorzystałaby jego słabości do swoich celów i planów. Mógł swobodnie poddawać się temu szaleństwu, nic nie ryzykując, a jedynie zyskując. I czym był ten nieznany mu stan? Spełnieniem się nieistniejącego nigdy marzenia o szczęściu? Czy kiedykolwiek w ogóle o czymś marzył?

Uśmiechnął się, chcąc ponownie zobaczyć jej uśmiech. Oczywiście odwzajemniła go, spełniając nieświadomie niewypowiedziany kaprys. Ale właśnie taka była. Dawała mu wszystko to, czego potrzebował, bez proszenia o to na głos.

- Ubald potwierdził wszystkie moje podejrzenia - odezwał się w końcu. - Być może nie wprost, ale tak, jak podejrzewaliśmy, zgubiła go chciwość i pycha - westchnął. - Mam wrażenie, że zrozumiał swój błąd, a jego wyznanie było szczere. Jednak i tak nadal zastanawiam się nad tym, co zrobić. Za swoje samowolne zachowanie powinien zostać ukarany tak, by dać przykład innym i przestrzec przez zbytnią pewnością siebie. Z drugiej jednak strony, jeśli zdegraduję go, usuwając z funkcji naczelnika Febronu, będę zmuszony wyznaczyć na jego miejsce kogoś innego. Nikt tak jak Ubald nie zna tego miejsca od podszewki. Febron to jego dom i życie, a nie chcę zniszczyć tego, co stanowi dla niego sens. To byłoby niczym wyrok skazujący go na śmierć. Jestem tego pewny - westchnął ponownie, odwracając wzrok i pocierając czoło. - Żal mi go, a jednocześnie czuję złość za to, co uczynił.

Śpiąca królewna: w krainie czarówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz