57. Książę Ignisu

281 31 15
                                    

Uchyliła powieki, dostrzegając niewielkie pasmo światła wpadające do pokoju przez szczelinę w grubej kotarze.

Świta - pomyślała jakby ogłuszona, czując narastające pulsowanie w skroniach.

Już dzień?! - przerażona zerwała się ze swojego miejsca, jednocześnie od razu tego żałując. Jej ciało przeszły ból o różnorakiej lokalizacji. Jednak nie miała czasu na rozczulanie się nad sobą. Nie wiedziała, jaka może być obecnie pora dnia, ale jeśli jakimś cudem dzień dopiero się budził, to musiała uczynić wszystko, by matka nie odkryła jej nieobecności w swojej komnacie.

Wciągając z bólu powietrze ustami, starała się w miarę ostrożnie, ale i sprawnie wydostać z pościeli. Zastanawianie się na nad przebiegiem wczorajszego wieczoru i tego, co działo się w tym łóżku, postanowiła zostawić na później.

W pierwszej chwili miała wrażenie, iż nie będzie w stanie ustać na własnych nogach. Na czworakach podczołgała się do ubrań i niemrawo je na siebie wciągnęła. Wolała nie patrzeć na swoje ciało, ale i tak gdzieniegdzie dostrzegała zadrapania i siniki.

Zaklęła szpetnie w myślach.

Zasznurowała buty i łapiąc za brzeg łóżka, podciągnęła się z bólem wymalowanym na twarzy do pionu. Sięgnęła do łańcuszka na swojej szyi i energicznie go zerwała. Następnie od kluczyła drzwi i wypadła na korytarz.

Dosłownie.

Wiedziała, że czekają ją jeszcze do przebycia schody w dół i wolałaby z nich nie spać na główkę, co niewątpliwie pogorszyłoby i tak jej opłakany stan. Usiadła więc na pierwszym stopniu i w tej pozycji pokonywała kolejne.

Gdzie u licha jest Amen? - zastanawiała się w myślach. - Patronie, błagam! Nie każ mi go jeszcze szukać po tym przybytku.

Kiedy ponownie stanęła o własnych siłach, zauważyła, że zbliża się do niej jakiś mężczyzna.

- Pani, mam za zadanie odwieść cię do domu - usłyszała i nieznacznie skinęła głową.

Zgadywała, iż został on wynajęty przez jej przyjaciela, by miała jak wrócić z tej nocnej eskapady do siebie. W pojeździe zapytała jeszcze kierowcę o godzinę, a odkrywając wczesną porę, ucieszyła się, mając nadzieję, iż zdąży wrócić do komnaty przed wizytą matki.

Nie myślała jeszcze o tym, jak wygląda i jak przetrwa ten dzień, a zwłaszcza wieczorne przyjęcie na cześć królewskiej pary. Na razie jej najważniejszym zadaniem było dostanie się do komnaty i utonięcie w pościeli.

Pojazd zatrzymał się na tyłach rezydencji, a ona sycząc z bólu, przemknęła znanymi ścieżkami w ogrodzie w stronę starego wejścia do piwnicy. Niestety po domu kręciło się już sporo osób, a ona wręcz miała wrażenie, iż słyszy nawoływania matki. Wpadła do jednego z nieczynnych pokoi i wyszła na balkon. Wiedziała, że ma do przebycia jedno piętro w górę i parę metrów w bok, by dostać się do siebie, ale innego wyjścia nie było. Pełna determinacji, resztkami sił wspinała się po gzymsach, by dotrzeć do celu. Na całe szczęście drzwi od balkonu w jej sypialni zawsze pozostawiała niedomknięte, tak iż pchnięte mocniej ramieniem, wpuściły ją do środka.

W komnacie znajdowała się właśnie służąca, która pisnęła przestraszona, tak nagłym, niekonwencjonalnym wtargnięciem kogoś do wnętrza pokoju.

- Mimi. Spokojnie, to ja, Lasa. Nie krzycz. To ja - wysapała, starając się podnieść z posadzki.

- Panienka? - dziewczyna rozwarła szeroko usta i oczy, co świadczyło o tym, iż ona sama musiała być w opłakanym stanie.

Obie drgnęły na dźwięk pukania do drzwi.

- Laso? - ostry głos matki sprawił, że dziewczyna błyskawicznie zniknęła w łazience.

Śpiąca królewna: w krainie czarówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz