47. Zagadka

281 40 18
                                    

Margaret - What You Do

Trwało to tylko chwilę, gdyż od razu odsunął się, mając świadomość, jak bardzo przekroczył granicę, którą zresztą sam sobie wytyczył na ten wieczór. Jednak ta wyjątkowa dla niego dziewczyna stale wymykała się z obranego wcześniej schematu, więc musiał czasami improwizować. Pochopna decyzja, mimo że bardzo przyjemna, mogła bardzo szybko zakończyć to spotkanie. Dlatego czekał na jej reakcję.

Wydawała się zaskoczona, przez co doszedł do wniosku, że jednak błędnie odebrał jej sygnały. Zbliżyła się do niego, bo po prostu miała taki kaprys i była pod lekkim wpływem alkoholu, a nie dlatego, że oczekiwała od niego jakiejś reakcji.

Zaraz też wstała z jego kolan, jednak nie spuszczając z niego wzrok. O tak, przyglądała się mu bacznie, jakby obawiała się tego, że on ponowni poprzedni gest. Wycofywała się wolno krok za krokiem, aż w końcu natrafiła na biurko i się zatrzymała. Jej dłonie wsparły się na blacie.

On również powoli wstał z miejsca, nie tracąc z nią kontaktu wzrokowego. Miał pustkę w głowie, nie wiedząc, co powiedzieć. Przecież już przeprosił, chociaż wcale tego nie żałował. Ostrożnie zbliżył się do niej, a gdy znalazł się na wyciągnięcie ręki, przystanął. Wtedy też ona zaskoczyła go, gwałtownie łapiąc za jego koszulkę, przyciągając do siebie i ponownie całując. Tym razem jednak nikt się nie wycofywał, a jedynie przyciągał bliżej siebie. Dziewczyna położyła drugą dłoń na jego karku, pogłębiając pocałunek, a on z kolei, żeby nie stracić równowagi, oparł się dłoniami o blat. Poczuł, jak Ala unosi się nieznacznie i siada na biurku, przez co prawie zrównali się wzrostem.

Tak wspaniałe odwzajemnione całowanie się z dziewczyną swoich marzeń, było czymś nie do opisania. Każdy jej ruch czy impuls, jaki mu wysyłała, pobudzał go w niezrozumiały sposób. Miał wrażenie, że coś spala go od środka, jednocześnie wydobywając nowe pokłady szczęścia. Jej dłonie wędrowały po jego szyi, co jakiś czas zanurzając się we włosach. Sam miał ochotę ją dotknąć, objąć, przytulić do siebie. Bał się jednak tego, by nie stracić i tak wątłej kontroli. Jej usta były zapewne jedynie zapowiedzią tego, co mogło się między nimi wydarzyć, a na samą myśl o tym, czuł, jak jego krew odpływa z głowy w dolne partie ciała.

Nie! Nie mógł iść z nią do łóżka pod wpływem tej chwili zapomnienia. To byłyby ogromny błąd i zarazem koniec tej znajomości. I chyba jedynie świadomość tego, pozwalała mu pohamować się przed zamknięciem tej dziewczyny w swoich ramionach. Jeszcze wczoraj marzył o tym, by móc się z nią spotkać, więc nie miał zamiaru zaprzepaścić takiej szansy. A czując przypływ spokoju oraz coraz większej samokontroli, stopniowo starał się opanować ten żar, którym ona zasypywała go pod postacią pocałunków.

W końcu dotknął jej dłoni, zamykając w swojej, by po chwili ich palce splotły się w luźnym uścisku. Wolno i z pewną niechęcią oderwał swoje usta od jej, spoglądając w twarz. Nadal była blisko niego tak, iż ich czoła od zetknięcia się ze sobą, dzieliła licha granica. Ala otworzyła oczy i ponownie spoglądała w jego twarz.

Wpatrując się w jej oczy, miał wrażenie, że odkrywa właśnie największe tajemnice wszechświata. Że w tych bezdennych źrenicach zapisane są wszystkie migoczące konstelacje, jakie mieścił w sobie świat. A on, niczym marny pył przepadł gdzieś pośrodku tego wszystkiego, co było nie do ogarnięcia umysłem. Jej spojrzenie tak mocno odcisnęło na nim swoje piętno, iż wiedział, że nie zdoła się od niego już nigdy uwolnić.

Jeśli jego mama widziała to samo w oczach tamtego mężczyzny, to czy mógł się jeszcze dziwić, że oszalała z tęsknoty za tamtym widokiem?

Tylko że on nie miła zamiaru popadać w żadne szaleństwo. Wiedział, kim była istota, która skradła jego serce. Znał ją. Potrafił odszukać, dlatego też odłożył na bok wątpliwości i ponownie ją pocałował. Nie miała nic przeciwko, wolno i delikatnie oddając się tej jakże przyjemnej czynności.

Śpiąca królewna: w krainie czarówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz