16. Niechciana

293 37 15
                                    

Sophie Ellis-Bextor - Heartbreak

Kiedy się obudziłam, pokój zalany był jasnym światłem, a wkoło mnie panowała grobowa cisza. Usiadłam i zaczęłam baczniej wsłuchiwać się w jej nieistniejące nuty. Nic.

Rozejrzałam się dookoła, ale na tyle, co pamiętałam z wczorajszej nocy, to pomieszenie wyglądało identycznie. Odszukałam wzrokiem nieduży stolik, ale stał pusty. Nikt nie zostawił na nim dla mnie śniadania, czy też innego posiłku.

Odgarnęłam kołdrę, a moim ciałem wstrząsnął chłodny dreszcz. Nigdzie nie widziałam szlafroka, a otwieranie kolejnych drzwiczek od szaf wydawało mi się czymś niewłaściwym. Nie czułam się tak, jakby była u siebie, w swoim pokoju, ale gościła w obcym miejscu. Ubrania w szafach wydawały się obce, nie moje.

Narzuciłam na ramiona koc, leżący w nogach łóżka i boso podeszłam do drzwi. Mosiężna klamka delikatnie skrzypnęła, ale pozwoliła mi na otworzenie wysokich wrót. Wychyliłam się i obejrzałam w dwie strony. Na jednym końcu korytarza znajdowały się zamknięte drzwi windy, przez które wczoraj się tutaj dostałam, a na drugim końcu inne drzwi, prowadzące prawdopodobnie do któregoś pokoju. Zrobiłam parę kroków do przodu, zastanawiając się, gdzie powinnam się udać. Ava twierdziła, że gdzieś tutaj znajduje się pokój służby, w którym ktoś zawsze czuwa. I jeśli miałabym zgadywać, powiedziałaby, że jest on zlokalizowany blisko windy.

Być może wbrew rozsądkowi ruszyłam wolno i ostrożnie w drugą stronę. Mijałam kolejne drzwi do poszczególnych komnat, nie mając odwagi, by do którejś z nich zajrzeć. Było bardzo cicho, a pod bosymi stopami czułam miękki materiał wykładziny.

Zauważyłam, że drzwi na końcu korytarza są lekko uchylone i być może dlatego dotknęłam je ręką, mocniej otwierając. W środku było chyba jeszcze jaśniej niż w mojej sypialni, a to za sprawą ogromnej, oszklonej ściany w kształcie półkola, która praktycznie wypełniała to pomieszczenie. Zafascynowana rozmachem szklanej komnaty, a zarazem jej kameralnością, weszłam do środka.

Podłoga wyłożona była miękkim dywanem, a w jedynym rogu zlokalizowany był kominek. Dookoła niego znajdowały się kanapy oraz siedziska, a także nieduży stolik. Po przeciwnej stronie była jedynie ta ogromna szyba. Podeszłam do niej, a widok, jaki ukazał się moim oczom, aż zaparł mi dech w piersiach. Musiało to być jakieś skalne urwisko, w które architekt wkomponował pałac, wraz z tą komnatą. Krajobraz był iście królewski i ciągnął się po horyzont. Spoglądając w dół, widziałam jedynie bezkresną rozpadlinę, u której podnóża rozciągało się skaliste pustkowie. Miałam wrażenie, że przybiera ono kształt nieskończonego oceanu piachu i pyłu, a targające drobinkami kurzu wiatry, układały je w fantazyjne, falujące fałdy, niczym morskie fale, dobijające do sąsiadujących hen, hen daleko skalistych zrębów kolejnych górskich pasm.

Spędziłam w tej krainie prawie miesiąc i nikt jak dotąd (nie licząc wyprawy na wieżę z Avą) nie pokazał mi tego miejsca, a co za tym szło, tego na czym polega jego piękno.

Pomyślałam, że to miejsce w swojej surowości i minimalizmie jest zachwycające. Tak samo, jak ten pokój. Szkoda tylko, że był tak smutnie pusty. Jakby ktoś zaledwie parę dni temu go wykończył i przygotował na przybycie domowników. Wiedziałam jednak, że wyglądał on tak od niepamiętnych czasów, a nieużywany i jedynie często sprzątany, ostał się w tak doskonałej formie. Ta myśl sprawiła, że poczułam smutek.

Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi i przestraszona odwróciłam się, opierając o szybę. To przeraziło mnie jeszcze bardziej, jakbym miała zaraz runąć w wąwóz bez dna i dlatego odskoczyłam od okna, prawie upadając na twarz. Gdy stałam już stabilnie, podniosłam głowę i ujrzałam w przejściu Avę.

Śpiąca królewna: w krainie czarówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz