1. Smutne życie Jimina.

1K 70 157
                                    

Jimin

  Notatki o etyce prawnej leżały na moim biurku, a ja próbowałem zebrać się w sobie, aby chociaż wziąć je do ręki. Jednak raz po raz odnosiłem porażkę. Za każdym razem pojawiało się coś bardziej godnego mojej uwagi. Na przykład układanie najwyższej, stabilnej wieży z rozsypanych kredek. Oczywiście w kolejności kolorystycznej. Albo mój kaktus, który stał na parapecie i swoją wspaniałością przyciągał wzrok. Albo para wodna unosząca się z herbaty. Czułem się trochę jak indiański szaman, próbując odgadnąć pojawiające się w niej wzory.

Wszystko jest ciekawsze od nauki. Dosłownie.

Ale nie można wiecznie uciekać od swojego przeznaczenia. Chwyciłem jedną kartkę, na której narysowane były jakieś wykresiki i Bóg wie co, a w myślach wymierzyłem sobie siarczysty policzek.

"Nie po to zakuwałeś całe liceum i trzy lata studiów, żeby teraz się lenić, Park Jimin! Masz wziąć się w garść!"

I tak oto następne pół godziny spędziłem na wlepianiu mojego spojrzenia w nabazgrane na kartkach krzaczki.

Dopóki nie zadzwonił mój telefon.

Na sam dźwięk dzwonka (którym, nawiasem mówiąc, była najwspanialsza piosenka świata - "Monster") aż podskoczyłem w miejscu. Zaniepokojony spojrzałem na ekran, ale wyświetlony na nim napis "*windshield laugh*" i zdjęcie krzywej mordy mojego kumpla rozwiązał niejako supeł stresu, ciążący na moim żołądku.

- Halo?

- Słuchaj. Nie mam czasu na wyjaśnienia. - Głos po drugiej stronie słuchawki był poważny jak nigdy. Naprawdę się zlękłem. - Musisz zarezerwować sobie dla mnie dzisiejszy wieczór.

- A którą dokładnie? - Spojrzałem na zegarek, który wskazywał dopiero szesnastą. Poza tym, dzwoniąc tak nagle, nieco mnie zaskoczył . Ten człowiek wyjechał na jakieś Filipiny i nie odzywał się od dwóch tygodni. Myślałem, że jeszcze tam siedzi, ale najwyraźniej postanowił wrócić i nie dać nawet znaku życia aż do tej chwili. Chociaż w sumie nie przejmowałem się tym zbytnio. On taki był — nieprzewidywalny i całkowicie niepoważny, dlatego nawet nie skomentowałem jego małego wybryku.

- Ósma będzie w porządku? - Spytał, po czym nagle zmienił całkowicie swój sposób mówienia na ten, do którego byłem przyzwyczajony. - Ha, ha, ha! Tak dawno cię nie słyszałem! Zapomniałem już, jak dziecinnie brzmi twój głos, Jimin-sii! Dopiero co wróciłem, a całe popołudnie siedziałem u Hyunwoona, bo musieliśmy przejrzeć mój kontrakt. - To jego agent. Najbardziej opanowana osoba, jaką dane mi było spotkać. - Musisz. MUSISZ ze mną dzisiaj tam być. Kochany mój, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ciebie potrzebuję! - Przestał już brzmieć jak poważny początkujący model/aktor/celebryta, którym niejako był, a jak Kim Seokjin. Mój współlokator, najlepszy przyjaciel już za czasów dzieciństwa, przyszywany, starszy brat i jednocześnie największy wrzód na dupie. I tak go kocham. Nawet jeżeli lista jego wad jest dłuższa niż Wielki Mur Chiński.

Przykłady? Nie ma problemu.

Wada numer jeden: z małego problemu potrafi stworzyć katastrofę, która zagraża życiu całej ludzkości. Jego przesadyzm to przesada. Prezentacja nastąpi dosłownie za chwilę:

- Jeżeli ze mną nie pójdziesz, to prawdopodobnie umrę z samotności. A jeżeli umrę, to możesz być na bank pewien — zrobię ci takie paranormal activity, że się zesrasz.

- Dobra, dobra! - Machnąłem ręką. - Pójdę z tobą, hyung. Tylko mi już nie jęcz nad uchem. O co w ogóle chodzi?

- Mój bardzo stary i dobry znajomy wyszedł z wojska. Znaczy wyszedł dwa miesiące temu, potem pojechał do Ameryki... - Wada numer dwa? Nie może powiedzieć wprost, o co mu chodzi. Musi opowiedzieć przy tym, co najmniej trzy różne historie. Nauczyłem się to na szczęście ignorować. - ... a w ogóle to dopiero teraz się odezwał, już się bałem, że go tam zajechali. Kiedy ja odbywałem służbę wojskową, to myślałem, że wrócę w czarnym worku. Jezu, jakie to było straszne...

Call Me Chim Chim | JiHope (skończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz