Miłego czytania!
A i tak na marginesie to przepraszam za użycie pewnego ex-idola za porównanie, ale ten rozdział był już napisany przed całą tą aferą i nie miałam jak tego naprawić, bo w którymś poprzednim rozdziale jest do tego odwołanie :<<<< Naprawdę wybaczcie! :C
Jimin
Stanęliśmy na parkingu znajdującym się przed moim nowym uniwerkiem. Właśnie dzisiaj miałem odebrać moją legitymację i pełnoprawnie stać się studentem pedagogiki. Nie wierzyłem, że ten moment kiedykolwiek nadejdzie. A on nadszedł, bo oto właśnie siedzę w samochodzie z moim chłopakiem i wykonuję kolejny krok w spełnianiu marzenia o zostaniu nauczycielem.
Czy życie może być jeszcze lepsze?
Naprawdę miałem wrażenie, że wszystko wychodzi na prostą. Nawet Jiyoo w końcu odebrała mój telefon i chwilę ze mną porozmawiała! Co prawda usłyszałem jedynie, że jestem idiotą i zawiadomi policję, jeżeli jeszcze raz do niej zadzwonię, ale odebrała! To już jakiś postęp! Jeszcze chwila i mi wybaczy, a wtedy już będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
W dodatku premierę miała drama, na której planie Seokjin siedział cały listopad oraz grudzień. Wcielił się w postać zaginionego syna, który staje się przyczyną diametralnej zmiany na lepsze głównego bohatera. Zmusił nas do obejrzenia pierwszego odcinka i szczerze mówiąc - trochę się w to wczułem. Najlepsze były komentarze w Internecie, w których napalone dziewczyny rozpisywały się o tym „jak bardzo oppa Kim jest przystojny". A to tylko go nakręcało i wydaje mi się, że ego Seokjina zaczęło powoli przebijać sufit naszego mieszkania. W dodatku został zauważony przez kilka wytwórni i jego manager kilka razy dzwonił do niego z różnymi ofertami od reżyserów.
Temu to się wiedzie.
- Jiminnie? - Hoseok wyrwał mnie z moich rozmyślań. - Idziemy?
- Co? Ach. Tak. - Potrząsnąłem głową i wysiadłem z samochodu.
W końcu zaczynało się robić cieplej. A przynajmniej nie było tak zimno, jak w styczniu. Już nie mogłem doczekać się wiosny, która za kilka tygodni wreszcie zapanuje w całym Seulu.
Weszliśmy do środka, gdzie bez problemu odnalazłem odpowiednie drzwi. Bywałem tu już kilka razy, aby dostarczyć dokumenty. W dziekanacie pracowała naprawdę przemiła staruszka, która zawsze dawała mi ciasteczko i szczypała policzek, bo: „Taki uroczy z ciebie kawaler!". Na samą myśl o zobaczeniu jej, nie mogłem przestać się cieszyć.
- Jaaa! - zawołał Hobi i wskazał ręką w nieznanym mi kierunku. - Mają tutaj automat z maskotkami! Idę pograć, może uda mi się jakąś zdobyć!
Zniknął w głębi korytarza, żeby wydać ostatnie wony ze swojego portfela, a ja załamałem się nad jego dziecinnością.
Zapukałem cicho w drzwi gabinetu, a do moich uszu dobiegło donośne: „Proszę!".
Ale to nie był głos pani Choi. To był głos faceta. Bardzo znajomy głos.
Od razu dostałem ciarek, a to był zły znak.
Otworzyłem drzwi i zajrzałem niepewnie. Za biurkiem nie siedziała dobrze znana mi staruszka, a postawny i wysoki mężczyzna. Miał na sobie idealnie wyprasowaną śnieżnobiałą koszulę i fioletowy krawat. Włosy zaczesał do tyłu, chyba na żel albo coś w tym rodzaju. No i nosił okulary podobne do tych Yoongiego. Był też okropnie przystojny, trochę przypominał mi Seungriego z Big Bang. Na bank nie przekroczył jeszcze czterdziestki. Wyglądał jak człowiek sukcesu, co mogłem więcej o nim rzec?
Gdy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się promiennie.
- Pan pewnie po legitymację? Proszę o dowód tożsamości. Postaramy uporać się z tym jak najszybciej. Zaraz mam przerwę obiadową.
Kiedy mówiłem wam, że nawet na mojej sekstelefonowej emeryturze rozpoznam ten głos, to w ogóle nie kłamałem.
Bo tak oto stałem przed Tatusiem, totalnie osłupiały i niezdolny do mowy.
Jednak wyjąłem z kieszeni mój dowód i podałem go drżącą dłonią. Przyglądał mu się przez moment.
- Park Jimin. - Otworzył szufladę i wyjął z niej jakąś kopertę, którą przesunął na biurku w moją stronę, wciąż się uśmiechając. - Proszę bardzo. Tutaj jeszcze ma pan kopię pana umowy i loginy do konta online. - Jeszcze raz zerknął na mój dowód i podniósł brwi w zdziwieniu. - O, dwadzieścia cztery lata? Myślałem, że jest pan młodszy! Czemu zaczął pan studia w tak późnym wieku? O ile mogę o to zapytać. Służba wojskowa, tak?
Jezu Chryste. Jezu Chryste. Jezu Chryste! Nie mogę się przecież odezwać! On mnie totalnie rozpozna. A naprawdę nie chcę, by ktokolwiek wiedział, że Chim Chim - bóg seksu na telefon, o którym gada się nawet w „Hong Kongu" (serio, Minhyuk kiedyś o tym wspomniał) to Park Jimin. Czyli ja - totalnie nudny gość, który ma godność i honor. I nie może ich stracić.
Musiałem jednak mu odpowiedzieć, bo przecież nie mogłem wyjść na niedorozwiniętego debila. Ale do tego trzeba było skupić się w sobie i zniżyć mój głos tak bardzo, że stanie się nierozpoznawalny nawet dla mnie.
„Dobra, dasz radę Jimin." - Odchrząknąłem i otworzyłem usta. - „Skup się, skup się!"
- Powiedzmy, że...
Tak.
Wydałem z siebie pisk kastrata.
Tak.
Brzmiałem najbardziej Chim Chimkowato na świecie.
Tak.
Tatuś spojrzał na mnie, jakbym właśnie wyciągnął piłę mechaniczną i zaczął się psychopatycznie śmiać. Ale odchrząknąłem raz jeszcze i udałem, że niczego nie zauważyłem.
- ... miałem problem z decyzją o mojej przyszłości.
Patrzyliśmy się na siebie w ciszy. Ja wiem, że on wiedział, że ja wiem, kim on jest. A on wiedział, kim jestem ja. Cudownie.
- Chim Chim? - mruknął, zaciskając palce na kopercie. - O kurwa. Chim Chim.
Uśmiechnąłem się nieszczerze.
- Dzień dobry Panie Tatusiu?
Totalnie nie wiedziałem, jak do niego mówić.
Proszę pana? Hej ty? Tatusiu? Kurde, ja słyszałem go, kiedy DOCHODZIŁ (nawet nie raz!). To rzuca kompletnie inne, trochę żenujące światło na tę sytuację. Wstydziłem się nawet na niego spojrzeć.
Wiem, że słyszałem też dochodzącego Hoseoka i na luzie na niego patrzę, ale no błagam. To mój chłopak i muszę być do tego przyzwyczajony (nawet jeżeli to zdarzyło się tylko dwa razy, bo nadal nie mamy dla siebie czasu). Poza tym Hoseok dochodzi naprawdę uroczo - nie wydaje z siebie żadnego dźwięku (nawet nie ostrzega), a po wszystkim na kilka minut mocno mnie przytula i mówi, że mnie bardzo, bardzo kocha. No czy to nie słodkie?
Dobra, muszę się otrząsnąć. Mam Tatusia na głowie i nie powinienem się rozpraszać. Nawet jeżeli to rozpraszanie jest strasznie przyjemne do wspominania.
Tatuś wstał gwałtownie i już myślałem, że zaraz zajebie mi gonga w twarz czy coś w tym rodzaju, kiedy on mnie wyminął i zamknął drzwi od gabinetu z głośnym trzaskiem. Trochę się wystraszyłem, ale wolałem grać odważnego, dlatego nawet nie ruszyłem się z miejsca i po prostu patrzyłem na niego szeroko otwartymi oczami.
- Nie waż się mnie tak nazywać. - Podszedł do mnie, a ja bardzo męsko i odważnie pisnąłem. - Co ty tutaj robisz?
- Przyszedłem po legitymację? - Wziąłem kopertę do rąk i schowałem ją w kieszeni płaszcza.
- Będziesz tutaj studiował? - Skrzyżował ręce na piersiach, a ja zobaczyłem, że nosi obrączkę na serdecznym palcu.
- Najwyraźniej. Naprawdę tu pracujesz? Znaczy Tat... Znaczy pan? Gdzie pani Choi?
- Miała udar i przeszła na zwolnienie lekarskie - wyjaśnił, a mi zrobiło się przykro. - Jezu Chryste. Nie wierzę, że będziesz się tutaj uczył. - Wymierzył we mnie palcem. - Jeżeli komukolwiek piśniesz chociaż słówko...
Uniosłem ręce do góry.
- Hej, hej! Myślisz, że dla mnie to jest komfortowe? - Wyprostowałem się, żeby stworzyć wrażenie silniejszego. - Nikomu o tym nie powiem, bo sam pewnie bym się wydał! Za tamtymi drzwiami jest mój chłopak i raczej nie byłby zadowolony, gdyby się dowiedział.
- Naprawdę mu nie powiedziałeś?
- Naprawdę nie powiedział Tatuś swojej żonie?
Zamknął oczy i odetchnął głęboko. Schował rękę z obrączką za plecy.
Pamiętam, kiedy zastanawiałem się nad tożsamością Tatusia. Zawsze obstawiałem, że to jakiś biznesmen w idealnie skrojonym garniaku, a okazało się, że pracuje w dziekanacie. Chociaż chyba raczej nie był takim zwykłym pracownikiem, utwierdził mnie w tym tylko napis: „Proektor do spraw studenckich Rhee Yunseo" na plakietce, przyczepionej do jego koszuli. Teraz wydaje mi się, że raczej zastępował panią Choi, co trochę mi zaimponowało, bo raczej mało który super-hiper prorektor zniży się do bycia, jakby nie patrzeć, sekretarką. Ale nieważne, wciąż nie zmieniało to faktu, że w końcu dowiedziałem się, kim jest Tatuś. To tak, jakby rodzice powiedzieli, co zrobili z moimi pieniędzmi z komunii.
- Zróbmy tak. - Cofnął się o kilka kroków. - Będziemy sobie schodzić z drogi. Ja cię nie znam, ty nie znasz mnie. Wszyscy są szczęśliwi. Raczej nie będziemy się widywać, chyba że będziesz mieć jakiś problem ze studiami. Aż do drugiego roku, bo wtedy zaczynasz ze mną zajęcia, ale może do tego czasu nie dotrwasz. Oby. Co ty na to? - Spojrzał na swój zegarek. - Muszę iść na obiad. I lepiej, żebyś ty też się stąd wynosił.
Otworzył drzwi i mnie w nich przepuścił. Na zewnątrz czekał na mnie już Hoseok. Trzymał w ręku małą pandę, której łapką do mnie machał. Normalnie wydałbym z siebie ciche: „Oo!", ale teraz nie byłem w nastroju. Natomiast Tatuś mnie wyminął i ruszył korytarzem.
- Proszę pana! - zawołałem za nim, a on odwrócił się i spojrzał na mnie oraz Hoseoka, unosząc brew. - Ma pan mój dowód.
- Ach. Tak. - Podał mi go i znów odszedł.
Hoseok zbliżył się do mnie i przyłożył sobie maskotkę do twarzy.
- Cześć Jiminnie! - zaczął mówić wysokim tonem, udając, że to panda, nie on. - Zobacz, jaki jestem śliczny! Hoseok wygrał mnie na automatach i jestem caaaały twój! Tak samo, jak Hobi Hobi~!
- Chodźmy już - westchnąłem i złapałem go za ramię.
- Co jest? - Mina mu zrzedła. - Czemu jesteś taki naburmuszony?
- Nie jestem... - Zaczesałem włosy do tyłu. Musiałem udawać, że wszystko jest okej, dlatego uśmiechnąłem się do niego sztucznie. - Po prostu rozbolała mnie głowa. Idziemy?
Hoseok podrzucił mnie do domu, a sam pojechał do szkoły tańca. W międzyczasie odebrałem wiadomość od współwłaścicielki „Hong Kongu", w którym miały odbyć się dzisiaj urodziny mojego chłopaka.
„A no tak. Zapomniałem, że zapytałem ją o to, czy mogę wpaść wcześniej i urządzić wystrój sali."
Od: Super Szefowa
Dzień dobry, panie Park!
Oczywiście, nawet chciałam to panu zaproponować. Mogę również zaoferować Panu moją pomoc. Pana znajomi (Taeyang i Jungkook? Tak się przedstawili) przynieśli nawet fontannę czekolady i będziemy musieli włączyć ją dwie godziny przed planowanym przybyciem Pańskiego przyjaciela. Ale te szczegóły dogadamy na miejscu.
Pozdrawiam
Nigdy nie rozmawiałem z nią osobiście, jedynie wymienialiśmy wiadomości, ale wydawała się miłą kobietą.
Minhyuk powiedział, że jest nawet w moim wieku, co wydało mi się odrobinę dziwne. Wyjść za mąż w wieku dwudziestu czterech lat? To jest prawdziwy ewenement. Ona i jej mąż muszą się naprawdę kochać.
Spojrzałem na zegarek i z przerażeniem odkryłem, że mam bardzo, ale to bardzo mało czasu. Szybko więc pobiegłem do mojego pokoju, żeby się przebrać i wyszykować na imprezę.
Założyłem na siebie czarną koszulę i granatowe luźne spodnie. Uznałem, że wyglądam już i tak zbyt elegancko, więc przy wyborze obuwia padło na czarne adidasy, a całość uświetniła czarna połyskująca marynarka, którą kupiłem ostatnio na zakupowym szaleństwie z Seokjinem i siostrą Hobiego.
Schowałem wszystkie urodzinowe ozdoby do torby i wybiegłem z mieszkania. Złapałem taksówkę i dojechałem do „Hong Kongu", poganiając kierowcę.
Wczłapałem się po schodach na górę i wpadłem do ciemnego pokoju, oświetlanego tylko nikłym czerwonym światłem, emitowanym przez lampy lawy.
No tak, przecież to pokój do tańca erotycznego. Nie zaskoczyła mnie więc stalowa rura, umieszczona idealnie na środku.
Na bank najebany Seokjin będzie chciał na niej tańczyć.
W pomieszczeniu był jednak ktoś jeszcze. Uznałem, że jest to ta cała szefowa, niestety nie mogłem zobaczyć jej twarzy. Pochylała się, próbując włożyć wtyczkę od fontanny z czekoladą do kontaktu, który znajdował się za kanapą, więc widziałem jedynie jej tyłek.
- Emm... Dobry? Już przyjechałem i możemy zacząć dekorować.
Dziewczyna w końcu dopięła swego i wstała, otrzepując ręce. Odwróciła się w moją stronę i zamarła. Tak samo, jak ja.
Tak samo, jak cały cholerny świat. Miałem wrażenie, że wszystko stanęło w miejscu. Potem cofnęło się o kilka lat wcześniej, a ja byłem znów zakochanym po uszy dziewiętnastolatkiem. To nie tak, że wróciły do mnie uczucia. Raczej ich wspomnienia, które zdawały się przenikać do świata rzeczywistego.
- Jisoo.
- Jimin.
Wpatrywaliśmy się w siebie, nawet nie wiem jak długo. Zrobiła pierwszy krok.
- Jimin. To ty. - Podeszła do mnie i wyciągnęła w moją stronę rękę, ale bardzo szybko ją cofnęła. - Nie wierzę, że to naprawdę ty. Myślałam, że to zbieg okoliczności, kiedy mi się przedstawiłeś w wiadomościach.
- Cóż... - Zaczynało do mnie powoli docierać, że przede mną stoi moja pierwsza miłość. - To naprawdę ja.
- Urosłeś. I trochę schudłeś. O jeny. Ale się zmieniłeś! - Uśmiechnęła się niemrawo.
- Może na zewnątrz. - Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i spojrzałem na nią z pogardą. - Ale w środku nadal pamiętam, co mi zrobiłaś.
Spuściła głowę w dół i zaczęła szurać nogą po gumowej podłodze.
- Wiem. Przepraszam. - Przyłożyła dłoń do serca i znów na mnie spojrzała. - Naprawdę mi przykro. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
- Widzę, że chociaż w tej kwestii się zgadzamy, bo ja nigdy nie nie wybaczę tobie - mówiłem lodowato. - Zdradziłaś mnie.
- Wiem.
- Zostawiłaś mnie ze złamanym sercem.
- Wiem!
- A ja cię kochałem! - usłyszałem swój przerażająco głośny wrzask. Byłem zaskoczony, smutny i przede wszystkim wściekły.
- Wiem! - ona również podniosła głos. Krzyczeliśmy na siebie z dwóch stron pokoju. - Ja ciebie też! Ale to wszystko mnie przerastało!
- Niby co?
- Ten cały kwas z twoją rodziną! - Tupnęła. - Twoja matka nie dawała nam żyć i traktowała mnie jak najgorszą szmatę. Przez to dostałam jakiejś depresji! Nie mogłam jeść i spać, a ty miałeś na głowie egzaminy końcowe... A wtedy pojawił się Jooheon i on był taki... inny. Rozumiał mnie i pocieszał. - Kiedy tak próbowała się usprawiedliwić, w jej oczach zalśniły łzy. A ja nienawidzę, kiedy kobieta przy mnie płacze. - Naprawdę przepraszam za to, co zrobiłam, ale ja nie mogłam tak z tobą żyć. Nie, kiedy wciąż byłeś pod wpływem rodziców. Chciałam do ciebie zadzwonić i wszystko wyjaśnić, ale bałam się...
- I słusznie. Nadal nie chcę cię znać. - Byłem nieugięty. Chociaż jej łzy trochę mnie tknęły.
- Wiem, wiem! Ale po tylu latach mógłbyś spojrzeć na to z mojej perspektywy.
- Nic nie usprawiedliwia zdrady.
Jęknęła głośno, a ja zacząłem wypakowywać rzeczy z torby i rozglądać się w poszukiwaniu pompki.
- Skoro już tutaj jesteś, to przynajmniej się na coś przydaj i pomóż mi ozdobić ściany - rozkazałem.
Przerażona kiwnęła głową i po chwili pompowaliśmy balony w bardzo niezręcznej ciszy. Przyniosła również butlę z helem, żeby niektóre z nich powiesić na oparciach kanap.
- Kim jest w ogóle ten Hoseok, tak ma na imię? - spytała niepewnie, wiążąc wstążkę wokół drewna. - To twój kumpel?
- Mój chłopak - odparłem beznamiętnie.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
- Serio masz chłopaka?
- Nie, kurwa, wymyśliłem sobie go. - Porozrzucałem confetti na stole, który ozdabiało już kilka butelek alkoholu. - Serio mam chłopaka.
- Jak?
- Po prostu. Przez ciebie nie mogłem stworzyć normalnego związku z dziewczyną, to może z nim mi wyjdzie.
- Ale lubisz go tak? To nie jest jakaś twoja fanaberia? - dopytywała.
- Lubię go. - Wyprostowałem się i oparłem dłonie na biodrach. - Bardzo go lubię.
- Jaki on jest?
- Miły - mruknąłem, a potem zamilkłem, próbując przypomnieć sobie jakieś inne jego zalety. Przez te nerwy nic nie mogło mi przyjść do głowy. - I strasznie uczynny. Naprawdę, najczęściej najpierw myśli o innych, a potem o sobie. W dodatku prowadzi szkołę tańca i uczy małe dzieciaki. - Uśmiechnąłem się mimowolnie. Na samą myśl o nim poczułem się lepiej. - Sam uwielbia tańczyć, ale nie może robić tego zawodowo, bo kiedyś w wypadku miał kontuzję nogi i zabronili mu ją przemęczać. Ale zawsze, kiedy zostajemy w sali po zajęciach, próbuje odtańczyć swoje stare choreografie. I wtedy jest w swoim świecie, taki strasznie skupiony i poważny. No i uśmiecha się tak ładnie. Serio, czasem mam wrażenie, że świeci jak słońce. Zawsze jest pozytywnie nastawiony do wszystkiego i wszystkich. A jego dołeczki są urocze. Kiedy ma dobry humor, to pozwala mi włożyć do jednego z nich palca, bo są głębsze niż Rów Mariański. - Potrząsnąłem głową. - Ale nieważne. Pomóż mi rozwiesić ten napis.
- Brzmisz, jakbyś się w nim zakochał. - Uśmiechnęła się szeroko. - Jakie to piękne.
Spojrzałem na nią zaskoczony, zdając sobie z czegoś sprawę.
Jej osoba nie wzbudziła we mnie żadnych uczuć, no może poza gniewem. Ale żadnej tęsknoty, żadnej miłości.
Uzmysłowiłem sobie, że już dawno przestałem ją kochać, poważnie, totalnie mi przeszło, cokolwiek do niej czułem. A jej miejsce w moim sercu, które przez długi czas czekało na kogoś, zostało zajęte przez Hobiego. Całkowicie i niezaprzeczalnie rozwalił się tam jak foka na wybrzeżu i za nic nie chciał zejść.
Kochałem go, a dzięki spotkaniu z nią mogłem sobie to uświadomić.
Parsknąłem śmiechem i zasłoniłem usta.
- Chyba właśnie tak jest. - Nie chyba. Kochałem tego człowieka. - Nie uświadomiłbym sobie tego, gdybym cię nie zobaczył. Dobrze, że przynajmniej jedna dobra rzecz wynikła z tego spotkania.
- No proszę! - Klasnęła w dłonie, a potem wyciągnęła jedną w moim kierunku. - To co, rozejm?
Przez chwilę targały mną wątpliwości, lecz szybko uścisnąłem jej rękę na zgodę. Nie ma co długo chować urazy.
CZYTASZ
Call Me Chim Chim | JiHope (skończone)
FanficPark Jimin to studiujący prawo malkontent, który za dnia nie wyróżnia się niczym szczególnym - lubi jeść fast foody, dostaje spazmów na comebackach EXO i próbuje znieść swoich denerwujących współlokatorów. W dodatku od jakiegoś czasu nad jego życiem...