XXXV. Perypetie Antoinette

1.3K 224 155
                                    

Ostatni rok był dla Antoinette pełen zmian, w większości na lepsze. Straciła ukochaną matkę, tęskniła też za siostrą, ale jej życie mimo wszystko pełne było radości i miłości. Wujek Joseph traktował ją, jakby był jej ojcem, z ciepłem i miłością. Dbał o nią, jak potrafił. Mogła mu zawierzyć wszystkie swoje troski i mieć pewność, że nigdy jej nie wyśmieje. 

Ciocia Adelaide była surowa, ale pod warstwą gruboskórności kryła ogromne serce, które tylko czekało na to, by podzielić się z kimś drzemiącą w nim dobrocią. Doskonale zastępowała dziewczynie matkę. 

Przez ten czas Antoinette znacznie schudła. Nie była może aż tak drobna jak Camille, ale wyglądała naprawdę ładnie. Nie przypominała już grubiutkiego kotka. Dość obfity biust prezentował się kusząco w wydekoltowanych sukniach, a zgrabne ręce i nogi dodawały jej figurze lekkości. Rysy jej twarzy nieco się wyostrzyły, dzięki czemu jej lico naprawdę wyładniało i nawet wydatny nos nie przeszkadzał już tak bardzo. Dzięki lekcjom tańca i własnemu samozaparciu zaczęła poruszać się z gracją godną najdumniejszych dam z paryskiej socjety. 

Najważniejsze było jednak to, że Antoinette zyskała pewność siebie. Wciąż pozostawało w niej coś z tej zalęknionej dziewczyny, bowiem nie potrafiła wykorzenić z siebie cech, które przez lata pielęgnował w niej ojciec, ale nie bała się już tak odezwać w towarzystwie. Wiedziała, czego chce i na co może sobie pozwolić. 

Obchodziła już dwudzieste trzecie urodziny, ale czuła się dużo młodsza niż wtedy, gdy wkraczała na salony. 

Odkryła też magię słowa pisanego. Nie wybierała co prawda zbyt ambitnych lektur, bowiem przez swe luki w wykształceniu, których nie zdołała zapełnić nawet prowadzona przez Adelaide edukacja, nie rozumiała dzieł wybitnych mistrzów. Niewiele to jednak dla niej znaczyło. Świat emocjonujących romansów, poezji miłosnej i komedii Moliera tak ją wciągnął, że nieraz potrafiła spędzać całe dnie jedynie z książkami, przeżywając rozterki bohaterów z takim zaangażowaniem jak własne. Harpagon czy Manon Lescaut byli dla niej niczym dawno niewidziani członkowie rodziny, z którymi uwielbiała spotykać się po raz kolejny i kolejny. 

Tego dnia państwo Possony wybierali się wraz z siostrzenicą na bal. Antoinette była ogromnie podekscytowana tym wydarzeniem. Odkąd ojciec nie zatruwał jej każdego balu, naprawdę polubiła zabawy taneczne. Wirowała wśród przystojnych młodzieńców, uśmiechając się do nich szeroko, szczęśliwa, że ją adorowali. 

Przygotowania trwały od samego rana. Antoinette, już ufryzowana, stała obok lustra w samej bieliźnie i cierpliwie czekała, aż ciotka Adelaide wróci do niej z miarką. Przez rok, który minął od jej przyjazdu do Possonych, najstarsza z sióstr de La Roche przeszła całkowitą metamorfozę. Ciotka zadbała o odpowiednią fryzurę i garderobę dla dziewczyny, kazała jej się malować i nosić biżuterię, czego panna wcześniej nigdy nie czyniła, wszak ojciec nie zezwalał jej na korzystanie z zasobów jego szkatułki. Zarządzone przez Adelaide odchudzanie przyniosło pożądany efekt. 

— Dziecko moje, już jestem — oznajmiła Adelaide, wchodząc do pomieszczenia z pudełeczkiem w dłoniach. — Nie mogłam tego znaleźć. Kto schował to tak głęboko? Zresztą, nieważne. Chodź tu do mnie. 

Antoinette podeszła do ciotki i spojrzała na nią z ciekawością. Nie miała pojęcia, co mogła trzymać w rękach. 

— To dla ciebie — rzekła enigmatycznie Adelaide i podała dziewczynie szkatułkę. 

Antoinette otworzyła wieczko i pisnęła z zachwytu. W jej środku lśnił złoty łańcuszek z małą zawieszką w kształcie serduszka. Nigdy nie widziała czegoś tak ślicznego. Na samym środku serduszka błyszczał mały diamencik. Naszyjnik zdawał się jej tak delikatny, jakby zaraz miał się przerwać. 

De La Roche'owieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz