LXVI. Weneckie wypadki

1.1K 200 294
                                    

Wenecja latem pełna była zwiedzających. Camille, lubująca się w towarzystwie ludzi, nie miała nic przeciwko temu, lecz James wciąż narzekał. Z perspektywy stolika w Café Florian mogli obserwować wszystkich, którzy przemierzali Piazza di San Marco.

Byli tu i majętni, elegancko odziani dżentelmeni trzymający pod rękę bogato odziane damy z parasolkami w dłoniach, urzędnicy z teczkami pod pachą i żebracy, siedzący przed portalem zdobnej bazyliki świętego Marka, proszący o jałmużnę. James wcześniej beztrosko rzucił im kilka monet, co Camille skwitowała wzgardliwym uśmiechem. 

— Nie mogę uwierzyć, że ta kawiarenka ma już prawie sto lat — odezwała się księżna de Tourville, wodząc wzrokiem po pomieszczeniu.

— Osiemdziesiąt dziewięć, Val — poprawił ją Ashworth, popijając herbatę.

Jego towarzyszki zamówiły kawę, on jednak wolał delektować się smakiem liściastego napoju. Gorycz naparu z czarnych ziaren była mu wstrętna.

— Jamesie, czy ty zawsze musisz być taki do bólu poprawny? Sto brzmi lepiej, dużo dostojniej niż osiemdziesiąt dziewięć.

— Co nie zmienia faktu, że Café Florian istnieje od osiemdziesięciu dziewięciu lat, a jej właściciel z tego powodu żąda horrendalnych kwot za kawę i ciasto.

— Co nie zmienia faktu, że te horrendalne ceny znajdują odzwierciedlenie w jakości — odparła księżna, zabawnie naśladując ton głosu Anglika. — Cami, dlaczego nic nie mówisz?

— Wolę przyglądać się waszym utarczkom. Zapewniacie mi doskonałą rozrywkę — parsknęła śmiechem kobieta.

— Uważasz więc, że jestem śmieszny? — Na twarzy Jamesa pojawił się grymas niezadowolenia.

— Tak. Bardzo śmieszny. — Zaśmiała się Camille i wróciła do konsumpcji ciasta.

Byli w Wenecji już od tygodnia. Dwa lata wcześniej miała okazję zwiedzać to miasto wraz z mężem, lecz dopiero w towarzystwie Val i Jamesa posmakowała prawdziwej Wenecji. Pośpieszna podróż poślubna przez całe Włochy, której większą część spędziła wraz z mężem w powozie, nie mogła się równać rozkoszowaniu się każdym dniem spędzonym w Italii.

Księżna de Tourville kontynuowała swą sprzeczkę z Ashworthem, Camille zaś jęła przyglądać się gościom kawiarni. Jej uwagę zwrócił przystojny, ciemnowłosy mężczyzna o brązowych oczach. Wyglądał bardzo dostojnie. „Na pewno jest arystokratą" — pomyślała. Ze znudzeniem przysłuchiwał się wywodowi swego towarzysza.

— Val, wybacz, że przerywam wam kłótnię — przerwała księżnej i Jamesowi sprzeczkę. — Czy wiesz, kim jest ten człowiek siedzący przy stole w rogu?

— Ach, to książę Montefeltro... Jest taki urodziwy! — rozmarzyła się.

James odchrząknął, chcąc zwrócić na siebie uwagę kobiet, na co te zachichotały. 

— Spójrz, Cami, nasz kochany lord Ashworth jest zazdrosny! — zakpiła księżna.

— Być może, Val — odparł ze zdegustowaniem. — A co ty sądzisz, Camille? Który z nas jest przystojniejszy? Ja czy książę Monte-jakiś-tam?

— Hmmm... Niech się zastanowię... To trudny wybór...

Nie chciała mu mówić, że chociaż książę Montefeltro przykuł jej uwagę swą południową urodą, to Jamesa uważała za atrakcyjniejszego. Jeszcze gotów by uczynić coś nieprzyzwoitego przy tylu ludziach, a to było ostatnim, czego mogłaby pragnąć. 

— Niebiosa! Camille de Lacroix właśnie przyznała, iż jestem atrakcyjnym mężczyzną! — wykrzyknął na całe gardło, wyraźnie podniecony tym, co powiedziała.

De La Roche'owieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz