Louis zakochał się w swoim rodzeństwie od pierwszego wejrzenia. Wciąż przesiadywał przy kołyskach Diane i Alexandre'a, wpatrując się w ich rozkoszne twarzyczki i coś do nich szczebiocząc. Kiedy niemowlęta odpowiadały mu uroczymi uśmiechami, był wniebowzięty. Gdy bliźnięta zażywały snu, a on nie miał akurat lekcji z monsieur Rambertem, bawił się z Anulką i Jankiem. Dzieci wujka Fransa i cioci Antoinette kochał niemal tak samo, jak potomstwo Camille i Jeana.
Któregoś wieczoru, gdy minął nieco ponad miesiąc od ich narodzin, wszedł do ich pokoiku. Chciał pożegnać rodzeństwo przed położeniem się do snu. Przy ich kołyskach zastał Camille. Głowę miała opartą o krawędź łóżeczka Diane, ręce bezwładnie zwisały. Spała.
Wcale jej się nie dziwił. W ostatnim czasie stała się prawdziwym tytanem pracy. W banku spędzała nawet pięć godzin dziennie, później przesiadywała jeszcze godzinę czy dwie w biurze, by wieczorem haftować z Antoinette i opiekować się dziećmi. W nocy bardzo często budziły się z płaczem, a Camille, mając poczucie winy, że to przez nią ich ojciec wyjechał na wojnę, choć nie było to prawdą, bowiem udałby się na nią i tak, zawsze wstawała i kołysała swoje maleństwa w ramionach tudzież szła po mamkę, która je karmiła. Zupełnie jej nie poznawał.
Louis podszedł bliżej. Chciał ją obudzić, by mogła przenieść się do alkowy. Wyobrażał sobie, jak bardzo niewygodne musi być spanie w pozycji, w której się znajdowała. Gdy dotknął jej ramienia i zaczął szeptać „wstawaj, Cami", otworzyła oczy.
— Co się dzieje, Lou? — zapytała, mamrocząc. — Coś z dziećmi?
— Nie, wszystko jest dobrze — odparł nieco zmieszany chłopiec. — Chciałem im powiedzieć dobranoc, a skoro zobaczyłem, że usnęłaś, uznałem, że cię obudzę, żebyś poszła spać do sypialni.
— Dziękuję ci za troskę. — Uśmiechnęła się, rozmasowując obolały kark. — Niezbyt tu wygodnie, ale cóż zrobić? Musiałam zasnąć, kiedy się im przyglądałam. Są takie rozkoszne! Szkoda, że Jean nie może ich widzieć... — W jej oczach zaszkliły się łzy.
— Nie płacz, Cami — odparł i objął ją. — Papa niedługo wróci, wiem o tym. A wtedy już nigdy się z nami nie rozstanie.
Otarła łzy i spojrzała na niego z wdzięcznością. Wcześniej pomstowała na to, że Lou jest zbyt wrażliwy i niewinny jak na swój wiek, teraz jednak była wdzięczna losowi, że cechowały go współczucie i dobroć. Nie wytrzymałaby z krnąbrnym chłopcem, który wciąż by jej dokuczał.
— Miejmy nadzieję, że będzie, jak mówisz. A teraz pozwól, że pójdę spać. Ty możesz jeszcze przez chwilę tu zostać.
Skinął jej potakująco głową, podszedł do łóżeczka siostry i zaczął nucić kołysankę. Camille tymczasem udała się do sypialni. Panował w niej zaduch. Tegoroczne lato było wyjątkowo upalne, niemal nie do wytrzymania. Otworzyła nieznacznie okno, by wpuścić do pomieszczenia nieco świeżego powietrza. Zasunęła storę, chcąc uniknąć ciekawskich spojrzeń przechodzących ulicą gapiów. Wolała nie pokazywać się ludziom w negliżu. Zrzuciła z siebie odzienie i powiesiła je na parawanie. Przez chwilę napawała się chłodnym wiatrem smagającym jej nagą, rozgrzaną skórę, zaraz jednak założyła koszulę nocną. Nie mogąc znieść upału, z pomocą siostry skróciła ją do kolan i pozbawiła rękawów. Antoinette też było gorąco w nocy, nie poważyła się jednak na taki krok. Obawiała się, że ktoś zobaczy ją w takim stroju, a wtedy spaliłaby się ze wstydu. Camille nie obchodziła się zbytnio tym, że służba może ją ujrzeć w tak kusej kreacji czy że przypadkowo pokaże zbyt duży skrawek nagiego ciała. I tak pracownicy wciąż o niej plotkowali. Kolejne pomówienia nie zrobiłyby jej różnicy.
Nie gasiła świecy, obawiając się, że w nocy będzie jej potrzebna. Kilka razy już tak uczyniła, wskutek czego musiała później po omacku dostać się do sypialni dzieci. Próbowała zasnąć, jednak wciąż jej czegoś brakowało. Przewracała się z boku na bok, lecz sen nie nadchodził, zaczęła więc rozmyślać o swym mężu. Ciągle słała do niego listy, na które jednak nie otrzymywała odpowiedzi. Przypomniała sobie o epistole, którą wczoraj dostała Antoinette. Napisał ją Jean. Listy z Rosji szły bardzo długo, więc ten dostarczono aż miesiąc po jego napisaniu. Przez cały dzień jeszcze nie zdążyła go przeczytać. Zerwała się gwałtownie z łóżka i otworzyła szufladę etażerki, z której wyjęła kopertę. Przysunęła świeczkę bliżej i zaczęła czytać.
CZYTASZ
De La Roche'owie
Historical FictionI miejsce w konkursie literackim Splątane Nici w kategorii Historyczne De La Roche'owie niegdyś byli sławnym rodem, jednak w 1805 roku z ich dawnej świetności pozostały marne resztki. Senior rodziny, pięćdziesięcioletni François, nie może się z tym...