CXIV. Tragedie rodziny de La Roche'ów

914 178 597
                                    

Hrabia de La Roche przez tydzień nie przejął się zbytnio nieobecnością żony. Rzec należy, że i on znudził się Olympe i kiedy ona spędzała czas na uciechach z de la Mole'em, on spraszał do domu kobiety lekkich obyczajów. Jej nagłe zniknięcie było dla niego bardzo korzystne.

Dopiero gdy któregoś dnia przyszedł do niego kamerdyner żądający zapłaty, uświadomił sobie, że Olympe nie była jednak tak bezużyteczną osobą, za jaką ją miał. W końcu to ona prowadziła domostwo, wypłacała służbie pensję i podliczała wszystkie wydatki. Udał się więc do jej buduaru, by zabrać pieniądze przeznaczone na opłacenie służby z inkrustowanej szmaragdami szkatułki.

Wielkie było jego zdziwienie, gdy nie znalazł w pokoju małżonki niczego. Żadnych pieniędzy, notatek, pamiętnika, klejnotów, ubrań czy innych drobiazgów, które musiała mieć w posiadaniu modna dama. Jako człowiek inteligentny w sekundzie pojął, co się wydarzyło.

Olympe uciekła. Nie to jednak było z tego wszystkiego najgorsze.

Najgorsze było to, że zabrała wszystkie pieniądze, a hrabia nie potrafił się bez nich obyć. Zaklął na siebie w myślach, że był na tyle głupi, by nie sprawdzić pokoi żony od razu po tym, jak zniknęła. Może znalazłby jakieś wskazówki, które umożliwiłyby mu podążenie za Olympe i odzyskanie pieniędzy. A tak został sam, pozbawiony jakichkolwiek środków do życia, niczym w tamtych smutnych czasach rewolucji. 

Musiał więc udać się po pomoc finansową. A kto jej mu udzieli, jeśli nie jego najdroższy syn i jedyny spadkobierca, Hugo?

Delphine miała rację, gdy nie chciała wpuścić małego Duchampsa do pokoju dziecinnego, teraz było już jednak za późno

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Delphine miała rację, gdy nie chciała wpuścić małego Duchampsa do pokoju dziecinnego, teraz było już jednak za późno. Dwa dni po wizycie rodziny Henriego dzieci de La Roche'ów obudziły się z białym nalotem na językach i bólem gardeł. Nic nie mogło uspokoić ich jęków boleści, nawet bliskość matki, która każde z nich przytulała i pocieszała. Najbardziej płakała mała Catherine, krucha i słabowita jak Delphine. Hugo od razu posłał po lekarza i pomagał żonie w uspokajaniu dzieci. Nie mógł patrzeć na ich cierpienie. Jego synowie i córki byli przecież niewinnymi istotkami, których ból wydawał mu się ogromną niesprawiedliwością. W myślach co rusz rzucał przekleństwami na Duchampsa. Nie mógł już znieść widoku czerwonych od płaczu oczu chorych dzieci.

Doktor przybył najszybciej, jak potrafił. Gdy po przebadaniu dzieci orzekł, iż wszystkie dopadła szkarlatyna, Delphine wybuchnęła gorzkim płaczem. Nie mogła pogodzić się z tym, że jej maleństwa są chore i mogą umrzeć. Doktor nie zdawał się być przejęty tragedią młodych rodziców. Do takich przypadków wzywano go niemal codziennie, zatracił więc wrażliwość na cierpienie innych. Zalecił rodzicom, jak mają postępować, by objawy ustały, i powiedział, że wróci za kilka dni, by sprawdzić, jak się mają sprawy.

Zaczęła się prawdziwa gehenna. Delphine całymi dniami i nocami siedziała przy swojej chorej gromadce. Dziękowała Bogu, że nie zachorowały wcześniej, kiedy jeszcze nie stać ich było na służbę i większe lokum. Panna kuchenna, którą zatrudnili do pomocy, gotowała dzieciom zupy, dzięki czemu matka mogła całkowicie poświęcić się opiece nad nimi. Hugo, gdy tylko wracał z pracy, kazał żonie iść spać, sam zaś zajmował się chorymi pociechami. Delphine miała już dość, nigdy jednak nie narzekała. Dzieci były jej największym skarbem, którego nie zamierzała stracić.

De La Roche'owieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz