Niektóre rodziny spędzają wieczory osobno. Każdy członek siedzi zamknięty w swoim pokoju i pożytkuje czas na to, co mu się żywnie podoba.
Istnieją jednak też rodziny, które nie wyobrażają sobie wieczorów bez wspólnych rozmów przy trzaskającym kominku i kieliszku dobrego wina, bez śmiechu i radości ze wspólnego obcowania.
Państwo Possony zdecydowanie należeli do tej drugiej kategorii. Co wieczór zasiadali do wspólnej kolacji, a później siedzieli do późna, to wspominając dawne, lepsze czasy, to śmiejąc się z wydarzeń minionego dnia. Antoinette po przyjeździe do wujostwa stała się naturalnym uczestnikiem tych rozmów.
Tego dnia siedziała na kanapie obok cioci, która haftowała wzór na nowej serwecie. Głaskała kota, wsłuchując się w opowieści dziadka siedzącego w głębokim fotelu, w którym uwielbiał się bujać.
— Och, pamiętam, jaka ta Jeanette była niegrzeczna! — mówił z rozrzewnieniem. — Zawsze biegała po korytarzach, piszczała, dokuczała służkom!
— Naprawdę? — zdumiała się Antoinette. — Nigdy nie myślałam, że mama taka była...
— Oj była! — odparł jej na to Joseph. — Któregoś razu, gdy spędzaliśmy lato na wsi, ubrała się w swoją najlepszą sukienkę i na złość matce wybiegła w niej na podwórko. Wróciła cała w błocie! Matka potem ogromnie się na nią zezłościła, ale Jeanette zbytnio się tym nie przejęła. A gdybyś widziała listy, jakie do mnie pisała, kiedy walczyłem w Ameryce!
— Jakie?
— Zagrzewała mnie do walki i przeklinała Brytyjczyków. Chyba nie dam ci tych listów, bo są zbyt wulgarne!
Antoinette ogromnie się zdumiała, słysząc, jak przedstawiała się treść korespondencji matki. Czyżby Jeanette była zupełnie inną kobietą, niż sobie wyobrażała?
Uśmiechnęła się na wspomnienie spędzonych z matką chwil. Lubiła przesiadywać z nią w jej małym pokoiku. Trzymała wtedy głowę na kolanach Jeanette, która gładziła jej włosy, i wsłuchiwała się w jej opowieści. Dałaby wszystko, by te czasy wróciły.
— Ja najbardziej kochałam, kiedy maman mnie do siebie tuliła. To było takie cudowne, tylko my dwie... — rozmarzyła się.
— Och, moja Jeanette... Taka śliczna dziewczyna! Aż żal, że tylko Danielle się w nią wdała, jeśli idzie o urodę — wypalił nagle dziadek.
Dla Antoinette te słowa były ciosem w samo serce. Nie miała się nigdy za piękną, przeciwnie, doskonale zdawała sobie sprawę z mierności swej urody, a siostry dodatkowo utwierdzały ją w tym przekonaniu, lecz nie sądziła, że i dziadek miał podobne przekonanie na ten temat. Od tak dawna nie słyszała już złych komentarzy na temat swojego wyglądu, że te słowa sprawiły, że cała pewność siebie i poczucie bezpieczeństwa, które w sobie budowała, odkąd mieszkała u wujostwa, runęły w jednej chwili.
Wybiegła z pokoju, nie zważając na wołania wuja i ciotki. W sypialni stanęła przed lustrem i spojrzała na swoje odbicie. Naprawdę była brzydka. Do niczego się nie nadawała. Wydatny nos zdał się jej stromym, górskim stokiem, tak wielkim, ze nie dało się go nie zauważyć. Drobne usta po prostu przy nim ginęły. Pulchna twarz z kolei była po prostu ohydna.
Opadła na sofę i pozwoliła sobie szlochać. Nie nadawała się do niczego. Matka zapewne tylko udawała, że ją kocha, bo sama będąc nieziemsko piękną boginią, nie mogła nic czuć do takiej maszkary. Nigdy nie miała wyjść za mąż, bo kto by ją zechciał?
Nie zauważyła nawet, kiedy do jej pokoju wszedł wuj, tak była zajęta swoim szlochem.
— Antoinette, nie płacz — rzekł Joseph i przycisnął dziewczynę do siebie.
CZYTASZ
De La Roche'owie
Narrativa StoricaI miejsce w konkursie literackim Splątane Nici w kategorii Historyczne De La Roche'owie niegdyś byli sławnym rodem, jednak w 1805 roku z ich dawnej świetności pozostały marne resztki. Senior rodziny, pięćdziesięcioletni François, nie może się z tym...