LXIV. Skandal na balu

1.2K 202 263
                                    

Od czasu feralnego wypadku Camille źle sypiała. Wciąż śniła o wciągającym ją w swą głębinę morzu. Dnie spędzała na rozmowach i spacerach z księżną de Tourville i lordem Ashworthem. Valérie z czasem stała się jej najlepszą przyjaciółką, James zaś nieco przerażał baronową de Lacroix. Nadskakiwał jej i wciąż chciał przebywać tylko z nią. Jeśli wychodzili wspólnie na przechadzkę, nie użyczał już ramienia księżnej, lecz madame de Lacroix. Camille nie była zbytnio zachwycona, lecz milcząco przyzwalała na ten proceder. Gdy próbowała mu odmówić, rzucał zawsze jakąś kąśliwą uwagę, która dogłębnie ją raniła, wolała więc uchronić się przed drwinami.

Tego ranka Camille była nadzwyczaj wypoczęta. Ku jej zdumieniu nie nawiedziły jej tego dnia żadne koszmary, dlatego też spała dłużej niż zwykle. Gdy zeszła na śniadanie, przy stole zastała jedynie Ashwortha.

— Gdzie jest Valérie? — zapytała, rozglądając się po pomieszczeniu. — Nigdzie jej nie widzę.

— Źle się czuje. Kazała przekazać, że cały dzisiejszy dzień spędzi w swoim pokoju.

— Och, odwiedzę ją później.

— Dlaczego nie siadasz? — zapytał z wyraźnym zdziwieniem.

Camille zdało się, że jego kpiący uśmiech na ułamek sekundy przemienił się w pełen smutku grymas, zaraz jednak wyzbyła się tego wrażenia. James Ashworth był ponad takie sentymenty.

— Właśnie szukam wolnego miejsca.

— Nie kpij sobie i usiądź tutaj, tak jak zawsze — rozkazał, ona jednak wcale nie była przekonana do tego pomysłu.

— Ludzie będą na nas dziwnie patrzeć.

Why, my dear?

— Bo nie jesteśmy małżeństwem, a jemy śniadanie razem, tylko we dwójkę.

— Ach, Camille! Nie obchodzą mnie ludzie. Niech mówią, co chcą — odparł flegmatycznie. — Siadaj.

Wiedząc, że dalsza dyskusja z nim nie ma sensu, Camille usiadła. Po chwili elegancko odziany kelner przyniósł jej posiłek. Z ochotą zabrała się za jego konsumpcję. Chciała skupić się tylko na jedzeniu i, o ile to możliwe, nie patrzeć na Jamesa, by nie wywołać plotek. Mimo tego ciekawskie oczka starszych dam bezwzględnie świdrowały parę. Od dawna plotkowano już o romansie Anglika ze śliczną Francuzką, wciąż jednak nie było na niego dowodów. Teraz, przynajmniej dla nicejskich plotkarek, został on potwierdzony.

— Czy dasz skusić się na wieczorny spacer, my dear? — zapytał w którymś momencie.

— Tylko we dwoje? Może pan o tym zapomnieć — odparła bezlitośnie, myśląc, że tymi słowami utnie dyskusję, on jednak nie miał zamiaru się poddawać. 

— Ależ dlaczego?

— Gdyż nie łączy mnie z panem nic poza chłodną uprzejmością i wdzięcznością za uratowanie mi życia.

— Nie byłbym tego taki pewien. — Spojrzał na nią znacząco, muskając jej kostkę stopą. 

Wzdrygnęła się ze wstrętu, nic jednak na ten temat nie rzekła. Nie chciała, by nicejskie damy usłyszały, jak James ją potraktował. To dałoby im tylko kolejny powód do plotek.

— Być może z pańskiej strony to coś więcej, lecz ja nic do pana nie czuję — odparła gniewnie, przeżuwając w tym samym czasie posiłek.

Co on sobie wmawia? Że go kocham? I na jakiej podstawie tak sądzi? Przecież nie dałam mu żadnych powodów, by tak myślał! Cóż za bezczelny typ!" — myślała.

De La Roche'owieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz