Franciszek był w siódmym niebie. Właśnie powracał z wojny. Co prawda Austriacy przejściowo zajęli Warszawę, co przyprawiło go o niebywały niepokój, w stolicy bowiem została jego ukochana Tonia, jednak ofensywa w Galicji udała się Polakom wybornie. Towarzystwo kompanów osłodziło mu nieco rozłąkę z żoną. Józka, Bolka i Sławka znał jeszcze z czasów Legionów Dąbrowskiego. Nim udał się do Francji i zaprzyjaźnił z Jeanem, to oni byli jego najwierniejszymi druhami. Teraz stare znajomości odżyły.
Uśmiechnął się, widząc swoją kamienicę. To tu biło jego serce, bo tu czekała na niego ukochana żona. Nie mógł się doczekać, aż ją ujrzy. Nie widział jej już od tak dawna, że niemal zapomniał, jak uroczo się uśmiechała.
Skinął głową na powitanie dozorcy kamienicy. Stary człowiek oderwał się od przycinania trawnika i podbiegł do żołnierza. Na jego starej, pomarszczonej twarzy malował się ogromny uśmiech.
— Wspaniale się sprawiliście, panie Franiu! Dzięki wam wciąż mamy nadzieję, że Polska niedługo będzie wolna!
— Już ja o to zadbam, panie Broniu, obiecuję — odparł jowialnie. — A teraz proszę mi wybaczyć, śpieszę się do małżonki.
— Ależ oczywiście. — Poklepał go po ramieniu. — Tyle czasu bez pana uroczej żoneczki, doprawdy, to musiało być naprawdę okropne dla pana! Doskonale dawała tu sobie radę bez pana, ciągle przesiadywali u niej ci Francuzi.
— Wuj Joseph i ciotka Adelaide?
— Chyba tak. — Skinął głową mężczyzna.
Franciszek odetchnął z ulgą. Jego Tonieczka nie nudziła się, kiedy jego nie było, a zajęcie stolicy przez Austriaków nie odcisnęło na niej żadnego piętna. Tyle dobrego. Co prawda pisała mu, że nic złego się jej nie stało, obawiał się jednak, że jej zamiarem było go tylko uspokoić, a tak naprawdę okropnie się bała.
— To cudownie, nie nudziła się. Do widzenia — rzekł i skierował się ku wejściu do kamienicy.
Niczym na skrzydłach wbiegł na trzecie piętro. Drzwi do mieszkania nie były zamknięte na klucz, dlatego też uznał, że wejdzie bez pukania i zrobi małżonce niespodziankę. Pociągnął za klamkę i, najciszej jak potrafił, wsunął się do środka.
Uśmiechnął się, gdy wszedł do środka i ujrzał swoją ukochaną siedzącą w bawialni. Antoinette nawet go nie zauważyła, bowiem siedziała w fotelu ustawionym tyłem do drzwi. Mężczyzna pomyślał, że to bardzo lekkomyślnie z jej strony zostawiać otwarte drzwi. W końcu to złodziej mógłby ją odwiedzić, nie mąż. Wciągnął powietrze w płuca i wszedł do bawialni. Powoli stawiając kroki, doszedł do fotela, w którym siedziała jego małżonka. Drgnął, myśląc, że go usłyszała, ona jednak wciąż czytała.
— Zgadnij, kto to! — wykrzyknął radośnie, zasłaniając jej oczy swoimi dłońmi.
Kobieta pisnęła. Odjął ręce od twarzy małżonki, by umożliwić jej wstanie i obrócenie się w jego stronę.
— Fransie, nie strasz mnie tak! — skarciła go, zaraz jednak jej oblicze się rozjaśniło. — W końcu wróciłeś! Nie wyobrażasz sobie nawet, jak smutno było mi bez ciebie.
— Uwierz mi, wyobrażam sobie — odparł.
Antoinette zbliżyła się do męża. Ten objął ją w pasie i ucałował. W końcu trzymał ją w ramionach i mógł upajać się smakiem jej słodkich ust! Tak bardzo mu tego brakowało, zwłaszcza, gdy przyszło mu świętować zwycięstwo. Nie wiedział, jak wcześniej mógł sobie bez niej radzić. Świętowanie z żoną było dużo piękniejsze niż z flaszką wódki.
— Dobrze ci tu było podczas mojej nieobecności?
— Dużo czasu spędzałam z wujkiem i ciocią, ale bardzo za tobą tęskniłam.
CZYTASZ
De La Roche'owie
Historical FictionI miejsce w konkursie literackim Splątane Nici w kategorii Historyczne De La Roche'owie niegdyś byli sławnym rodem, jednak w 1805 roku z ich dawnej świetności pozostały marne resztki. Senior rodziny, pięćdziesięcioletni François, nie może się z tym...