XLIX. Niespodziewany obrót spraw

1.1K 199 254
                                    

Jean nie miał pojęcia, co robić. Wczoraj, kiedy był uwodzony przez madame du Port, niezwykle mu się to podobało, ale dziś...

Wiedział, że wcale nie pragnął jej dla niej samej, a dla zemsty na Camille. Chciał wykorzystać każdą kobietę, dogłębnie je wszystkie skrzywdzić, by ukarać ukochaną. Bo przecież cały rodzaj żeński bez wyjątku właśnie taki był — piękny i namiętny, ale jednocześnie zdradliwy niczym morska toń. Jean doskonale o tym wiedział.

Czuł, że już nigdy nie znajdzie kobiety, którą pokocha, bo wszystkie uważał za podłe oszustki. Najwyraźniej miało go czekać pełne samotności życie starego kawalera przerywane jedynie przez przygodne miłostki...  Bo prawdziwa miłość nie istniała. 

Westchnął. Nie chciał spotykać się z Valentine. Przecież była mężatką. Gdyby jego żona go zdradziła, nigdy by jej tego nie przebaczył. Nie miał pojęcia, czy mąż kobiety coś podejrzewał, lecz jeśliby się o wszystkim dowiedział i jakimś cudem naszedł ich w nieodpowiedniej chwili, miałby prawo go zabić i nie poniósłby za to kary. A Jean nie chciał jeszcze umierać. Może i życie nie jawiło mu się w zbyt kolorowych barwach, ale czuł, że coś jeszcze go czekało. 

Najważniejszą kwestią było jednak to, że zupełnie stracił ochotę na jakiekolwiek miłostki. Czuł, że nie byłby w stanie uczynić tego z niemal obcą kobietą, do której nie żywił żadnego sentymentu. Gdyby to była Camille... Ale o niej nie miał co myśleć. 

Nie. Nie mógł skrzywdzić Valentine. Tylko co miał zrobić? Gdyby poszedł na miejsce umówionego spotkania, ta mogłaby zacząć czynić mu publicznie wyrzuty lub, co gorsza, uznać go za pozbawionego honoru, niemęskiego kłamcę. Nie chciał wyjść na tchórza, a tak zapewne zostałby odebrany.

Musiał więc zostać w domu i nigdzie nie wychodzić, a gdyby Valentine znów do niego przyszła, kazałby służbie ją wyprosić. Wolał chyba wyjść na okrutnika niż niemęskiego tchórza. Tak, zdecydowanie tak uczyni. Nie miał innego wyjścia. 

— Naprawdę nie przyszedł? — Camille spojrzała na Louise ze zdumieniem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

— Naprawdę nie przyszedł? — Camille spojrzała na Louise ze zdumieniem. 

— Naprawdę. Najwyraźniej wcale nie jest takim uwodzicielem, na jakiego się kreował. —  Zaśmiała się na to Louise. —  W sumie szkoda, bo jest bardzo przystojny, choć z drugiej strony dziwnie bym się czuła, wiedząc, że ja i mężczyzna, którego tak kochasz... Nie, chyba nie mogłabym Ci tego uczynić.  

Camille uśmiechnęła się szeroko. Jean nie poddał się urokom Louise! Czyli... Albo naprawdę nie zamierzał nigdy uwieść żadnej kobiety, albo wciąż żywił do niej jakieś uczucia... Bo przecież gdyby jej nie kochał, nic nie powstrzymałoby go od przelotnego romansiku z Louise. Żaden mężczyzna by się jej nie oparł. 

Czyli istniała jeszcze dla niej szansa. Musiała ją wykorzystać. Tylko jak miała sprawić, by Jean zechciał się jeszcze do niej odezwać?

 Tylko jak miała sprawić, by Jean zechciał się jeszcze do niej odezwać?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
De La Roche'owieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz