Camille zaszyła się w korytarzyku prowadzącym do wyjścia z budynku. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Obawiała się powrotu do tańczących. Wszyscy widzieli jej zachowanie, a co najgorsze, czekał tam na nią James. James, który najwyraźniej uparł się, żeby ją uwieść.
Plotki na temat tego, co ich łączy, zapewne już się zaczęły, a nawet jeśli się myliła, jutro o tym, co między nimi zaszło, będzie wiedziała cała Nicea. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Gdyby jeszcze był jej kochankiem! Wtedy nie obchodziłoby jej to tak bardzo, bowiem ludzie mieliby rację. Ale nie był, a ona nie chciała pozwolić, by w towarzystwie rozeszły się takie kłamstwa na jej temat.
Usłyszała czyjeś kroki w korytarzu. Zadrżała. Nie miała teraz ochoty na niczyje towarzystwo. Pragnęła zostać sama i zapomnieć o wszystkim, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich dwóch lat. Ach, gdyby wciąż był tamten dzień, w którym Jean się jej oświadczył! Tak bardzo żałowała tego, co wydarzyło się od tamtej chwili. Wiele by oddała, by znów być tamtą naiwną, pełną życia, zakochaną dziewczyną, dla której ukochany był całym światem. A kim teraz była? Chorą, nieszczęśliwą w małżeństwie, upokorzoną kobietą.
Poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciła się. Ujrzała księżną de Tourville. Ta, nie pytając jej nawet o zdanie, przysiadła obok Camille.
— Dlaczego płaczesz, Cami? — zapytała z troską.
— Ze wstydu — odparła przez łzy. — Wszyscy widzieli mnie i Jamesa. Zaczną się plotki. A przecież nic nas nie łączy, poza faktem, że obydwoje się z tobą przyjaźnimy...
— Nie przejmuj się plotkarami. Zawsze były i zawsze będą. Ja zapomniałam o nich, gdy wyszłam za mąż. Zaczęły mówić, że poślubiłam de Tourville'a tylko dla pieniędzy. Później wzięły na języki mnie i Jamesa. Miały rację... Ale i tak się nimi nie przejmowałam.
— Ale twoja opinia jest zszargana od dawna! A ja... Ja byłam do tej pory nieskazitelna! A teraz... Nie... Duma de La Roche'ów tego nie zniesie...
— Camille — syknęła ostro księżna. — Nie życzę sobie, byś w ten sposób się o mnie wyrażała. Nie nosisz już swego rodowego nazwiska. Hańba za twe uczynki spadnie na de Lacroixów, nie de La Roche'ów.
— Ale mój ojciec... Kiedy wieści o tym, co zrobiłam, dotrą do Paryża...
— Zamierzasz przez całe życie przejmować się zdaniem ojca bądź opinii publicznej?
— Tak.
Gorąco pragnęła zapomnieć na chwilę o otaczających ją plotkarach, które tylko czekają, aż powinie się jej noga i rozpowiedzą o jej grzeszkach wszystkim wokoło, lecz nie potrafiła. Pouczenia ojca wciąż rozbrzmiewały głośnym echem w jej głowie.
— Głuptasek. Będziesz cierpiała całe życie, aż umrzesz z rozpaczy tylko dlatego, że bałaś się, co powie o tobie banda staruszek i ojciec, który niedługo zapewne zejdzie z tego świata! Już zbyt wielką krzywdę ci wyrządził, wzbraniając ci małżeństwa z mężczyzną, którego kochałaś. Czy chcesz, by zniszczył ostatnie iskierki radości, które ci pozostały?
— Nie — wyjąkała żałośnie.
— W takim razie nie przejmuj się zdaniem innych. Liczy się twoje szczęście. Nasze społeczeństwo nie zezwala nam, kobietom, na to, byśmy zaznały na tym świecie przyjemności. Tylko nieliczne z nas mają odwagę, by przeciwstawić się tym świętoszkom. Ja to zrobiłam, teraz czas na ciebie. Bądź egoistką.
— Och, tu jesteście, my ladies. Powóz już czeka. — Dobiegł je męski głos.
Uniosły głowy.
CZYTASZ
De La Roche'owie
Historical FictionI miejsce w konkursie literackim Splątane Nici w kategorii Historyczne De La Roche'owie niegdyś byli sławnym rodem, jednak w 1805 roku z ich dawnej świetności pozostały marne resztki. Senior rodziny, pięćdziesięcioletni François, nie może się z tym...