XLIII. Hugo bohaterem

1K 219 147
                                    

David Chardon ostatecznie zezwolił Delphine i Hugonowi na schadzki, nie chciał jednak słyszeć o ich małżeństwie, nim młodzieniec nie udowodni mu swojej wartości. Nie ufał mu, gdyż był synem jego znienawidzonego wroga z czasów młodości, nie mógł też jednak kategorycznie mu odmówić z uwagi na szczęście Delphine. Hugo miał pokazać Davidowi, że zapewni jego córce życie, o jakim zawsze dla niej marzył. Tak powiedział i tak miało być, bowiem Chardon nie zwykł rzucać słów na wiatr. Taki stan rzeczy trwał dobrych kilka miesięcy. Hugo bardzo pragnął już oświadczyć się ukochanej, nie wiedział jednak, co mógłby zrobić, by przekonać do siebie potencjalnego teścia. 

Tak minęła mu druga połowa roku 1806 i pierwsze miesiące 1807. Przez ten czas jego relacja z Delphine rozwijała się, lecz nie widywał ukochanej zbyt często. Właściwie to poza lekcjami, które zgodnie ze starym porządkiem odbywały się dwa razy w tygodniu, widywali się jeszcze tylko w soboty. Wtedy to rodziny de Blanchardów i Chardonów spotykały się, raz u jednych, raz u drugich, by ustalać kolejne szczegóły wesela Yvette i Julesa. 

W kwietniu nadszedł ten długo wyczekiwany dzień. Jules de Blanchard miał wreszcie pojąć Yvette Chardon za żonę. Hugona ogromnie irytowało panujące w domu zamieszanie. Gaston musiał przygotować pokoje dla młodych i odnowić bawialnię. Na całe szczęście organizację przyjęcia po ceremonii wziął na siebie ojciec panny młodej, gdyż de Blanchardowie nie mieli u siebie odpowiednich ku temu warunków. Hugona ogromnie to cieszyło. Zgłupiałby chyba do reszty, gdyby żona Gastona biegała po całym domu z pomocnicami, upewniając się, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. 

Jedynym pocieszeniem było dla niego to, że w czasie ceremonii miał ujrzeć Delphine. Nie rozczarował się, gdy w końcu ją zobaczył. Jako druhna panny młodej odziana była w zjawiskową suknię z trenem. Kremowa tkanina wyszywana w złote kwiatuszki sprawiała, że Delphine wyglądała nieco blado, ale szeroki uśmiech wynagradzał taki stan rzeczy. Marszczony stanik uwydatniał jej drobny biust, a wieńczące całość bufiaste rękawki dodawały pannie lekkości. Włosy miała upięte w skromny kok, z którego wypuszczono tylko loczki przy skroniach. Dzięki takiej prostej fryzurze nawet mimo strojnej sukni Delphine prezentowała się elegancko, ale skromnie. Zbyt wymyślne upięcie zdecydowanie przyćmiłoby jej urodę. 

Hugo odetchnął, gdy msza dobiegła końca. Co prawda całkiem polubił chodzenie do kościoła, choć lepszym stwierdzeniem byłoby chyba przyznanie, że się do tego zmusił, lecz nabożeństwo trwały zdecydowanie zbyt długo. 

Kiedy znaleźli się na przyjęciu, uśmiechnął się szeroko. Nie zaproszono zbyt wielu gości, było ich jednak na tyle, by dość mała sala balowa Chardonów wypełniła się po brzegi. Jeszcze rok temu Hugo podziwiałby urodę zaproszonych dam w strojnych toaletach, a trzeba wspomnieć, że niektóre z nich były wyjątkowo piękne, dziś jednak wpatrywał się tylko w swoją kruchutką Delphine o twarzy anioła. Przypominała mu nieco małe, wystraszone dziecko, naiwne, niewinne, niezdolne do wyrządzenia mu żadnego zła. 

Wszyscy rozsiedli się przy stołach i zajęli konsumpcją obiadu. Zupę zjedzono we względnym milczeniu, lecz gdy do pieczeni z kaczki podano wino, języki Hugona i Gastona same się rozwiązały. 

— Hugonie, mam nadzieję, że niedługo i was ujrzę na ślubnym kobiercu — odezwał się Gaston, siedzący naprzeciw swego wychowanka.

Gdy na niego teraz patrzył, nie mógł się nadziwić, jak wielka zmiana w nim zaszła. Nieco utył, zagęściły mu się włosy, a oczy zyskały blask. Jego zachowanie nie pozostawiało nic do życzenia. Gastona napawało to dumą.

Miał też nadzieję, że Hugo i Delphine szybko się pobiorą. Zależało mu na tym, by młody de La Roche był szczęśliwy. Przez ostatnie dwa lata, które syn François u niego spędził, szczerze go polubił. Miał go za przyzwoitego młodego człowieka, który po prostu zgubił się w życiu. Na szczęście dzięki niemu chyba w końcu się odnalazł. 

De La Roche'owieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz