XCV. Teść z piekła rodem

1K 182 282
                                    

Jean od kilku dni był przepełniony szczęściem. Na początku myśl, że niedługo zostanie ojcem, prawdziwym ojcem, który ze swoim dzieckiem będzie odkąd tylko przyjdzie na świat, wydawała mu się przerażająca, teraz jednak, kiedy przyzwyczaił się do tego faktu, był pewien, że wkrótce nastaną najlepsze chwile jego życia. Po wyjściu z banku uznał, że nim wróci do domu, uda się do Franciszka. Nie mógł się doczekać reakcji przyjaciela na radosną nowinę. Żałował, że nie powiedział mu wcześniej, ale wciąż brakowało mu czasu, by odwiedzić Potockich. 

Potocki akuratnie bawił się z córką, kiedy Antoinette weszła do małej bawialni, prowadząc za sobą Jeana. Z Anulką spędzał każdą wolną chwilę, jakby przeczuwał, że nie wróci ze zbliżającej się wyprawy na Rosję.

— Janeczku! — wykrzyknął ekstatycznie, gdy ujrzał go w progu.

Chciał już posadzić córkę na kanapie i podbiec do Francuza, kiedy ten przysiadł obok niego. Potocki już od dawna nie widział go tak szczęśliwego. Z tego powodu poczuł dziwny niepokój, zaraz jednak skarcił się w myślach za takie wrażenie. Powinien cieszyć się razem z Jeanem, a nie niepokoić się, że de Beaufort nagle jest podekscytowany, kiedy zazwyczaj wciąż miał na twarzy grymas smutku lub niezadowolenia.

— Fransie, nie uwierzysz, co się stało! — wykrzyknął i zarzucił Franciszkowi ręce na ramiona.

— Co? — zapytał, przyglądając mu się ze zdumieniem. — Nigdy się tak nie zachowywałeś!

— Będę ojcem!

Franciszek otworzył usta ze zdziwienia. Chwilę trwało, zanim dotarł do niego sens słów przyjaciela. Trzykrotnie je analizował, zanim Anulka ciągnąca go za włosy nie przywróciła go do rzeczywistości.

— Aneczko, nie dokuczaj tatusiowi! Będziesz miała kuzyna albo kuzynkę. Cieszysz się, prawda? — Dziewczynka nie zareagowała na jego słowa w żaden sposób, zwrócił się więc do przyjaciela. — No, no, mój drogi, widzę, że dzika kotka działa błyskawicznie. Na pewno będziesz wspaniałym ojcem, mam jednak wątpliwości co do tego, czy Camille nadaje się na matkę. Ale to już sam osądzisz.

— Nie wyobrażam sobie, żeby mogła być złą matką, Fransie — odparł z pełnym przekonaniem.

— Ja tam nie byłbym tego taki pewien, ale cóż, to twoja żona, nie moja, ty będziesz się musiał z nią męczyć. Szkoda, że nie zakochałeś się w Danielle. To jest dopiero kobieta! Gdyby nie moja kochana Tonieczka, ożeniłbym się z nią, chociaż pewnie skończylibyśmy wspólnie w rynsztoku... Szkoda, że trzecia siostrzyczka się nie udała... I że też musiałeś zakochać się w tej najgorszej! Ciekaw jestem, jaka była ich matka... Na pewno dobra, w końcu Tonia i Danielle mają to po niej... Camille wdała się w ojczulka.

— Frans! — zawołała z sąsiedniego pokoju Antoinette. — Nie życzę sobie, byś w ten sposób wyrażał się o mojej siostrze! Jean pewnie też sobie nie życzy. A teraz lepiej idź sprawdzić, co z małym, od rana płacze.

— Ale Anulka...

— Ona da sobie radę!

— Wybacz, Janeczku, zaraz do ciebie wrócę, twój chrześniak wzywa.

— Pójdę już — odparł łagodnie. — Camille nie czuje się chyba zbyt dobrze ze świadomością, że zostanie matką. To musiał być dla niej ogromny szok, w końcu to jej pierwsze dziecko...

— Jeśli masz mi o niej truć, to lepiej rzeczywiście już idź — zaśmiał się Franciszek. — Do zobaczenia!

Kiedy Jean wrócił do domu, nie zastał Camille w bawialni, gdzie zazwyczaj przesiadywała w godzinach, w których spodziewała się, że jego powrotu. W sercu poczuł ucisk, a na jego czole pojawił się pot. Bał się o nią. Każde odstępstwo od codziennej rutyny wzbudzało w nim obawę, że wydarzyło się coś złego.

De La Roche'owieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz