9. Magical fever

1.5K 79 10
                                    

Wendy POV
~~~~~~~~~

Dzisiejszego dnia w obozie miał pojawić się "tajemniczy" gość. Z opowiadań Felixa można było stwierdzić, że ta osoba należy do rodziny z innego wymiaru/krainy i, że od niedawna zawiązała sojusz z Peterem. Po raz setny tego dnia spojrzałam zniecierpliwiona na Felixa. Minęło mnóstwo czasu, a po tej osobie nadal nie ma ani śladu.
- Już niedługo. - odpowiedział tupiąc przy tym nogami. Po chwili ku wejściu kroczyła nieznana mi dotąd istota. Jej ubranie stanowiła długa, złota suknia z przepięknego kroju. Jej włosy były lekko pofalowane,
a jej oczy przepełniał błękit oceanu. Z gracją podeszła do każdego z nas. Jej głos był przesłodzony, irytujący. Przywitała się z każdym zaginionym i kolejno podeszła do mnie.
- Oh, ty musisz być....We....Pe
- próbowała wymówić moje imię uśmiechając się jadowicie.
- Wendy. - odchrząknął Peter
- Jasne. - spojrzała na mnie wrednie - Peter mi dużo o tobie opowiadał.
Przewróciłam oczami.
- Widzimy się na obiedzie. - zaśmiała się i odeszła razem z Peterem do domku.
- Widzimy się na obiedzie. - powtórzyłam jej irytujący głos. Felix zaśmiał się podając mi łuk.
- Masz młoda.
Przeniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się szczerze.
- Dziękuje. - ukłoniłam się teatralnie na co oboje wybuchliśmy śmiechem.
Kiedy nadszedł czas obiadu wszyscy usiadliśmy przy ognisku. Tradycją było zaśpiewanie kilku piosenek przez chłopców i zagranie pieśni na fletni. Nigdy nie zwracałam większej uwagi na te część obiadu, ale nasz gość jak widać nigdy czegoś takiego nie widział. Zaklaskała i spojrzała na mnie.
- Może ty coś zaśpiewasz?
- Nie ma mowy. Nie umiem.
- No proszę. - uśmiechnęła się słodko - Twoi rodzice byliby dumni.
Wstałam od ogniska lekko szurając talerzem. Zebrało jej się na refleksję. Nienawidzę gdy ktoś o nich wspomina. Czuję ból i szczypanie w kącikach oczu.
- Wendy! - zawołał za mną Felix
Odwróciłam się do niego gwałtownie i zaczęłam szlohać. Lekko przytulił mnie i pogładził po włosach.
- Chcesz o tym porozmawiać? - szepnął dalej głaszcząc moje kruczowate włosy.
- Nie jestem gotowa. - odszepnęłam łamiącym się głosem.
- W porządku. Opowiesz mi jak już będziesz na siłach.
Skinęłam głową. Potrzebowałam z kimś o tym porozmawiać. Ufałam Felixowi i wierzyłam, że nie będzie na mnie naciskał. Rodzice to temat tabu, unikam go. Gdy już lekko się uspokoiłam skierowaliśmy się do miejsca które śmiało mogę nazywać swoim nowym "domem".
- Ty miałeś rodziców? - spytałam niepewnie
- Byłem sierotą. Zostawili mnie jak miałem 2 lata.
- To straszne! - oburzyłam się
- To dopiero początek. W sierocińcu wielokrotnie byłem ofiarą przemocy i niszczenia psychicznego. Gdyby nie Peter gnił bym w tym ośrodku.
- Peter cie uratował? - spytałam niedowierzając
- Mało powiedziane. Peter mnie wybawił. Gdy byłem już na skraju załamania nerwowego zjawił się w pokoju oferując mi zostanie jego prawą ręką.
Skinęłam głową
- Tak właściwie....ile masz lat?
- Koło 300. - odezwał się ze spokojem
- Coo? Jesteś już starcem! - zaśmiałam się
- Ale jakim sprawnym. - uśmiechnął się rozbawiony
Spojrzałam na ognisko i westchnęłam
- Nie musimy tam iść. - ciszę przerwał łagodny głos Felixa
- Dam sobie radę. - usiadłam przy ognisku i leniwie spojrzałam na chłopców.
- Chcę cię przeprosić, Wendy.....rozumiem, że nie lubiłaś swoich rodziców. - blondynka przeczesała włosy palcem. Od niechcenia spojrzała na jej purpurową twarzyczkę i schowałam twarz w grymasie.
- Nie znałam ich za dobrze. - spojrzałam w głąb ogniska
- Cóż.....zapewne cię dobrze nie wychowywali.
Uniosłam brwi
- Persefono. - odburknął Peter - Wendy nie chce o tym rozmawiać.
Skinęła niechętnie głową i zabrała się za jedzenie swojego posiłku
- Czy istnieją inne wymiary? - spytałam patrząc na Petera
- Zależy w jakim sensie. Inne wymiary są to inne światy. Nibylandia jest tym głównym. Ludzie nie wierzyli w nasze istnienie i chcieli zająć nasze Ziemię. Uważali nas za wariatów. Dlatego stworzono świat. To cywizacja należąca do ludzi. To taka mała rekompensata dla tutejszych plemion.
- Są też światy innych bajek. Jak by nie patrzeć każda bajka ma własne przeznaczenie. Przeznaczenie Nibylandii to chronienie Ziem przez Petera Pana - dodał Felix - Każdy ma swoje przeznaczenie które ma wypełnić.
- Jakie jest moje? - przygryzłam wargę ze zdenerwowania. To co mogłam usłyszeć mogło mnie zmienić, zdziwić.
- Powinniśmy kłaść się spać. - rzekł Peter
- Masz racje. Jestem zmęczona. - powiedziała Persefona ziewając
- Więc....gdzie będe spać? - spytała uśmiechając się
- W domku Wendy.
Spojrzałam na niego zdumiona. Nie chciałam z nią spać. Czułam, że jej buźka wypowie jeszcze kilka przykrych słów tego dnia.

Kilka godzin później:

 Było około północy. Siedziałam przy ognisku przemyślając cały mój pobyt w tym miejscu. Jakie jest moje przeznaczenie? Dlaczego Felix milczał, a Peter zmienił temat? Czy moje przeznaczenie jest aż takie marne?
- Wendy, wiesz która jest godzina?- usłyszałam zachrypnięty głos Petera
Nie odpowiedziałam. Przysiadł się do mnie i spojrzał na mnie lekceważąco
- Powinnaś iść spać.
- Od kilku dni nie zmrużyłam oka. Dlaczego nie powiedziałeś mi jakie jest moje przeznaczenie?
Spiął się i odchrząknął.
- Nie obchodzi mnie twoje przeznaczenie.
- Więc czemu mi go po prostu nie powiesz?
Cisza. Znowu.
- Masz racje muszę iść spać. - Zachwiałam się i zapewne bym upadła gdyby nie ramie Petera.
- Cholernie boli mnie głowa. - szepnęłam
- Kurwa - uniósł brwi.
- To nie mój pokój! - rzekłam widząc inny wystrój pomieszczenia
- Wendy nawet nie zdajesz sobie sprawy co ci jest.
- Mhm...- zamruczałam
Położył mnie na łóżku i przyniósł kompres.
- Więc...panie Peterze co mi jest? - spytałam rozbawiona
- Cierpisz na magiczną gorączkę. Pierwszym objawem tej choroby jest ból głowy. Następnym bezsenność. Potem tracisz pamięć i umierasz.
- To naprawdę....przejmujące. - ziewnęłam
- Ugh, jesteś taka irytująca.
- Kim jest ta cała Persefona? - zmieniłam temat
- To moja najlepsza przyjaciółka. Od najmłodszych lat pomagała mi i uczyła mnie magi. Jest moją deską ratunku.
- Czy.... między wami coś jest? - palnęłam
- Jest tylko moją przyjaciółką. - spojrzał na mnie mrużąc powieki
Ulżyło mi, sama nie wiem dlaczego.
- Musisz już iść spać.
Podniosłam się i spojrzałam na niego rozbawiona.
- Tak jest DOKTORZE. - powiedziałam z naciskiem na ostatnie słowo
- Zabawne jak całe twoje życie. - mruknął
- Poczytaj mi coś. - poprosiłam cichutko
- Nie.
- No proszę! - zgięłam ręce w geście modlitwy - inaczej nie usne. - przewrócił oczami
Wyciągnął z regału jakąś starą księge i spojrzał na mnie zdezorientowany.
........Przyjaciele są jak ciche anioły które podnąszą nas kiedy nasze skrzydła przestają latać......
Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się lekko.

Silence |PP|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz