1. Still hurt.

887 44 30
                                    

Wendy POV
°°°°°°°°°°°°°°

Był sobie król, był sobie paź,

i była też królewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.
żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.

Kochał ją król, kochał ją paź,
królewską te dziewoje.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.

Tragiczny los, okrutna śmierć
w udziale im przypadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
królewnę myszka zjadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
królewnę myszka zjadła

Lecz żeby Ci, nie było żal,
dziecino ma kochana.
Z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.
Z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.

Otworzyłam oczy i momentalnie zachłysnęłam się powietrzem. W moich myślach odtwarzała się  melodia i głos mojej mamy, która już dawno temu odeszła. Jej piękny i melodyjny głos, złote włosy, zielone oczy, w których zawsze widziałam wesołe iskierki, pełne, bladoróżane usta, które często dotykały moich policzków i ona. Moja mama. Była piękna, idealna. Wyrozumiała. Najgorsze jest to, że doceniamy nasze skarby dopiero gdy już je stracimy. Schowałam swoją głowę w dłonie. Tęskniłam za nią. Znów śnił mi się koszmar z jej udziałem.  Kołysanka, którą śpiewała mi moja mama zanim zginęła w wypadku.

Śpiewała mi ją codziennie przed spaniem i ilekroć usłyszałam ją z jej ust byłam spokojna i dzięki niej mogłam spać, ale teraz gdy widzę ją w nocnych koszmarach? Nie wydaje się być już tylko miłą kołysanką. Brzmi jak horror. Ostatnio często śnią mi się rodzice, może to dlatego, że zbliża się rocznica ich śmierci. Spojrzałam na godzinę. 1 w nocy. Idealny moment na pobudke, nie ma co. Zeszłam na dół i rozejrzałam się. Bałam się ciemności, ciemność przypominała mi piekło. Podeszłam do szafki i wyciągnęłam z niej tabletki na sen. Zamknęłam ciężko powieki. Byłam zmęczona. 15 paczek tabletek starczyło mi zaledwie na 3 tygodnie. Nie mówiłam cioci o moim małym uzależnieniu. Stwierdziłam, że nie musi wiedzieć. Wyciągnęłam z opakowania około 10 tabletek i włożyłam je do moich ust, po czym przepiłam je wodą.
- Wendy, jeszcze nie śpisz? - usłyszałam za sobą zachrypnięty głos ciotki, a opakowanie tabletek spadło na podłogę, tuż obok jej nóg. Ciotka spojrzała na mnie po czym szybko podniosła opakowanie.
- Tabletki nasenne. - przeczytała na głos po czym posłała mi rozczarowane spojrzenie.
- Wendy.
- Nie chcę o tym rozmawiać. - powiedziałam pospiesznie i ją ominęłam. Wiem, że uzależniłam się od tabletek nasennych, ale to nie moja wina. Dzięki nim mogłam spać, jedynie to się dla mnie liczyło. Otworzyłam okno i położyłam nogi na parapecie. Rozejrzałam się. Widok oświetlonego Stoorybroke było dla mnie kojące. Wyciągnęłam zapaliczke i zaciągnęłam się papierosem. Jutro będe mieć 18 lat. Kiedyś wspominałam, że dzieciństwo jest jak gra. Musisz ją przejść, a jak się już skończy, to chcesz znów w nią zagrać.
- Wendy. - usłyszałam za sobą ciotkę. Wiedziała o tym, że pale. Usiadła koło mnie i wzięła mi papierosa po czym zaciągnęła się nim.
- Będziemy musiały o tym porozmawiać. - odezwała się wypuszczając z ust toksyczny dym.
- Wolałabym to przemilczeć. - westchnęłam.
Ciotka objęła mnie mocno.
- To nie twoja decyzja Wendy. Nie możesz wybierać sobie drogi, jaką chcesz się poruszać nawet jeśli masz wolną wole. Obiecałam twoim rodzicom, że będe się tobą opiekować.
- Opiekujesz się. - mruknęłam zgaszając papierosa.
Ciotka westchnęła i zamyśliła się chwilę. Myśle, że musiała to wszystko ułożyć sobie w głowie. Chciała być delikatna.
- Wiesz jakie były pierwsze słowa Cassandy gdy cię urodziła?
Spojrzałam na nią zaciekawiona.
- Ma oczy po tacie. Jest silna. - uśmiechnęłam się.
- Nie jestem silna. Biore leki i mam uzależnienia. - syknęłam.
- Definicja siły nie jest oznaką perfekcji. Tylko czupki są perfekcyjni.
Zaśmiała się ciotka patrząc w moje oczy.
- Ja po prostu...- zaczęłam, a ciotka przyciągnęła mnie do siebie. - tęsknie. - łzy zaczęły cięknąć po moich policzkach.
- Wiem kochanie. Tęsknota nie jest złą rzeczą. Złą rzeczą jest to jak sobie z tym radzisz.
- Ja sobie z tym po prostu nie radze. - zaczęłam szlochać - boli mnie to, że już nigdy się do nich nie odezwe, nie będą ze mnie dumni, nie ugotuje im spalonej jajecznicy albo budyniu do którego dodam soli bo pomyle go z cukrem. Nie pójde z nim na spacer, nie kupie kota. Chciałabym, żeby tu byli.
- Są tutaj. Widzisz te gwiazdy? - ciotka wskazała niebo, a po chwili zaśmiała się cicho. - pewnie, że nie widzisz kurwa bo pada deszcz. Chciałam być jak w tych wszystkich smutnych filmach. Nie będe cię okłamywać Wendy. Nie mamy wpływu na śmierć innych, nie możemy ich wskrzesić. Możemy tylko dawać z siebie wszystko, bo jestem pewna, że gdyby tu z tobą byli, to rozpierałaby ich duma.
- Czasem myśle, że gdybym umarła to byłoby lepiej.
-

Śmierć jest ucieczką, a nie wyjściem. - powiedziała ciotka i pomogła mi zejść z parapetu.
- Nie powiem ci weź się w garść, bo wiem, że to nie łatwe, ale jutro wyrzucam te świństwa i pojedziemy do ciotki Minntie.
- Dziękuje. - przytuliłam się do niej.

Silence |PP|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz