Lauren's POV
- Lauren Michelle! Nie zgadzam się, abyś teraz wyjechała! - mama ciągle nie daje za wygraną. Od kilku dni próbuje przekonać mnie, bym została w Miami i dokończyła tu swoją edukację.
- Nowy Jork to dla mnie szansa na nowy start, nowe życie - upieram się. Kilka dni temu dostałam potwierdzenie, że zostałam przyjęta do klasy wojskowej. Bardzo się ucieszyłam, bo nie chciałam spędzić kolejnych dwóch lat w liceum w Miami. Zdecydowanie miałam dość tych wszystkich znanych twarzy, starych znajomości i skończonych przyjaźni. Chciałam oderwać się od tego i zacząć całkiem inny rozdział w swoim dotychczasowym marnym żywocie.
- Nie wyjedziesz sobie ot tak, dziecko - krzyczy, ostro gestykulując. Niestety uodporniłam się na jej udawane zamartwianie się o moją osobę. - Nie opłaca ci się to. Pojedziesz na trzy lata do Nowego Jorku, by potem wyjechać do innego miasta na studia... Bezsens, Michelle! Bezsens!
- Nie zostanę tutaj ani minuty dłużej, wiedząc, co się odgrywa w tym domu, matko - warczę w irytacji. Clara dobrze wie jak łatwo mnie zdenerwować i sprawić, bym straciła kontrolę nad sobą. - Odkąd tydzień temu wyznałam wam, że wolę dziewczyny, ciągle szepczecie razem z ojcem na mój temat. Teraz gracie przykładnych rodziców, który najzwyczajniej w świecie martwią się o swoje jedyne dziecko! To właśnie nazywa się bezsens, matko - przeczesuję włosy i spokojnie liczę w myślach do dziesięciu. Odrobinę się odprężam, zwłaszcza gdy widzę poddaną minę mojej rodzicielki.
- Dobrze, Lauren Michelle - mówi zrezygnowana. - Mam przynajmniej nadzieję, że nie będę musiała się za ciebie tam wstydzić...
- To już nie twoje zmartwienie, matko - mruczę.
Naciągam na głowę kaptur od czarnej bluzy i chowam ręce do kieszeni. Starsza Jauregui patrzy na mnie z dystansem. Wzdycham cicho i wędruję na górę po swoją walizkę. Spakowałam ją od razu, gdy dowiedziałam się, że zostałam przyjęta.
Przygryzam dolną wargę, cisnąc kolczyk do środka. Metal delikatnie łaskocze mnie w język, a ja bezsłownie żegnam się z matką i tym domem. Zostawiam za sobą ogromny bagaż wspomnień i tych wszystkich ludzi, którzy mnie zniszczyli. Tam, gdzie się udaję, przynajmniej będę nieznaną dziewczyną w czarnym kapturze z nieznaną przeszłością.
- Możesz jeszcze się wycofać, Lauren - opanowany głos taty przywraca mnie na ziemię. Czuję jego ciepłą dłoń na swoim ramieniu, a jego oczy wpatrują się we mnie ze spokojem.
- Już wszystko zaplanowałam, ojcze - mówię cicho. Zagryzam dolną wargę i łapię torbę.
- Obyś tego nie żałowała, dziecko - kręci głową. - Dobrze wiesz, że Miami High School przyjmie cię z otwartymi ramionami.
- Już postanowiłam - odpowiadam oschle. Nawet udawana rozpacz ojca nie zatrzyma mnie w tym mieście ani chwili dłużej. - To moje życie i moje wybory.
- Jak uważasz, Michelle - stwierdza obojętnie. - Tylko nie przychodź potem z płaczem, że coś ci nie wyszło...
- Nie będę, tatusiu - mruczę chłodno. Wymijam go w drzwiach i wychodzę z rodzinnego domu.
- Pozwól się chociaż odwieść na lotnisko - słyszę jego głos za sobą. Prycham cicho i otwieram drzwi żółtego samochodu.
- Wybacz, ojcze - uśmiecham się łobuzersko. - Ale taksówka już przyjechała.
Twarz Michael'a wyraża smutek, ale i rozczarowanie. Tym również nie zamierzam się przejmować.
- Na lotnisko, proszę... - mówię do siwego mężczyzny za kierownicą. Facet tylko kiwa głową i włącza się do ruchu na drodze.
Nawet przez chwilę nie jest mi żal, że opuszczam rodziców. Nie dali mi za wiele, potrafili jedynie wypominać mi moje niedoskonałości. Nie jest mi żal, że opuszczam Miami i swoje stare znajomości. Ale przede wszystkim nie jest mi żal tego, że kilka miesięcy temu zerwałam wszelkie kontakty z Lucy, która ukształtowała mój kryształowy charakter i mnie zniszczyła.
***
Camila's POV
- Camila, dlaczego tutaj jest taki bałagan?! - do kuchni wchodzi moja mama ze wściekłością wypisaną na twarzy. - Miałaś posprzątać!
- Czy ja wyglądam ci na sprzątaczkę, kucharkę czy opiekunkę? Ty pracujesz całymi dniami, ciągle cię nie ma, a ja mam gotować, prać, prasować i zmywać? - mruczę z irytacją. Odkąd pamiętam byłam dla niej zwykłym parobkiem, a ona nigdy nie zważała na moje uczucia.
- Nie tym tonem, młoda damo! - rzuca na stół swoją torebkę, stając z założonymi rękoma. - Tak odwdzięczasz się za lata wychowania cię na dobrego człowieka?
- Mam siedemnaście lat, wysoką średnią w szkole, najlepsze oceny... Czego ty jeszcze ode mnie wymagasz? - pytam podirytowana. To nie ja spędzam całe dnie w pracy.
- Szacunku, Karla - mruczy, posyłając mi groźne spojrzenie.
- Więc może powiesz Sofii, aby pomogła mi w obowiązkach domowych - zaciskam pięści i przygryzam dolną wargę. Jestem przekonana, że za chwilę powiem kilka słów za dużo, jeśli kobieta nie zakończy tej bezsensownej kłótni.
- Sofii nie ma z tym nic wspólnego, Karla. Ona ma dopiero czternaście lat - warczy. Prycham cicho. Ja w tym wieku harowałam jak wół, bo rodziców ciągle nie było w domu.
- Tak i zachowuje się jak księżniczka, uważając się za waszą jedyną córkę - mruczę z żalem.
- Przesadziłaś, Karla! Marsz do swojego pokoju - podnosi głos o stopień wyżej, a ja przewracam oczami. Przez tyle lat uodporniłam się na jej żale i pretensje.
W kilka sekund później docieram do sypialni. Rozmyślam, co tu dalej zrobić. Myślę, że mogłabym iść do ciotki Klary, która kiedyś przepisała na mnie swoje mieszkanie. Ona i tak ciągle podróżuje, więc byłabym sama. Z pewnością Ally również przygarnęłaby mnie pod swój dach. Brooke mieszka tylko z siostrą Melanie, która jest dla niej jak matka. W najgorszym wypadku znalazłabym jakąś noclegownię, w której mogłabym się zatrzymać, dopóki bym czegoś nie wymyśliła.
- Pakuj się, Karla. Wyprowadzasz się jeszcze dzisiaj - głos mojej matki dobiega mnie zza pleców. Odwracam się zaskoczona w jej stronę, lecz twarz kobiety nie wyraża żadnych emocji.
- Co? Dlaczego?!
- Zadzwoniłam już do matki Shawn'a i zapowiedziałam, że przywiozę cię za chwilę - mówi opanowana.
- Dlaczego do Shawn'a? Ja nie chcę tam jechać - jęczę z przerażenia. Błagam, wszędzie tylko nie do niego.
- Kochanie, wszyscy dobrze wiemy, że i tak w przyszłości go poślubisz - uśmiecha się zwycięsko.
- Nie masz...
- Oh, Karla, daruj sobie. Który inny chłopak by cię chciał? Żaden nie poleci na taką dziewczynę jak ty...
***
Jak zapowiedziała moja rodzicielka, kilka minut później zawiozła mnie do domu chłopaka. Jego mama przywitała mnie z radością i podekscytowaniem, a ja myślałam tylko o tym, jak się stamtąd wyrwać.
- Zaniosę twoje rzeczy do pokoju Shawn'a - mówi kobieta.
- Co? Nie, nie zamierzam z nim spać - protestuję szybko. Szatynka wydaje się być tym zaskoczona. - Mam swoją godność, pani Mendes. Albo będę spała na strychu, albo na kanapie...
- Dobrze, moje dziecko - odpowiada z troską. - Nie wątpię, że masz swoją godność, dlatego zaprowadzę cię na strych. Jest tam sporo miejsca i będziesz mogła zamknąć się od środka.
- Dziękuję - chwytam swój bagaż i idę za kobietą na górę.
Nie wiem, jak długo wytrzymam w tym domu. Shawn potrafi być nieznośny i nachalny. Co prawda, nie jesteśmy razem, ale wydaje się, że moja matka tylko na to liczy. Muszę się jak najszybciej znaleźć sobie chłopaka... albo dziewczynę... i wydostać się z tego okropnego miejsca.
CZYTASZ
Kryształ dusz & Kryształ serc || Camren FF || ✅
FanfictionLauren zaczynając szkołę średnią, wyprowadza się od rodziców i po burzliwej przeszłości układa sobie życie w nowym mieście. Dziewczyna jest typową bad girl i nie dopuszcza do siebie nikogo. Camila jest zmuszona do małżeństwa ze Shawn'em przez swoic...