♠️ Chapter 18

1.4K 92 14
                                    

Camila's POV

Od kilku dni całkowicie nie rozumiałam zachowania Lauren, która po spotkaniu z Alex i Taylor wydawała się żyć we własnym świecie, oddalonym od każdego grubym murem i do którego nikt nie miał wstępu. Widziałam, że coś ją dręczy, nocami nawet wymykała się do łazienki, płacząc cicho, ale za wszelką cenę unikała jakiejkolwiek rozmowy na ten temat. Byłam po prostu bezsilna w tej sytuacji, a dziewczyna w żaden sposób nie ułatwiała mi tego zadania.

Marszczę brwi, kiedy mój telefon daje znać o nowej wiadomości. To dziwne, bo Lauren obiecała, że wróci do domu zaraz po treningu, więc mogę mieć jedynie nadzieję, że nic głupiego nie przyszło jej do głowy.

Nieznany: Pożegnaj się ze swoją dziewczyną, już jej więcej nie zobaczysz :)

Urządzenie wypada mi z rąk, kiedy na załączonym zdjęciu dostrzegam Jauregui, związaną na jakimś krześle. Moje serce na chwilę się zatrzymuje, ale zaraz potem ściska się boleśnie, cały czas widząc fotografię przed sobą.

Co ja mam teraz zrobić...?

***

Lauren's POV

- Halo, budzimy się - słyszę lekko zniekształcony głos, a obraz nieznacznie mi się rozmazuje, gdy otwieram oczy. Głowa mi pulsuje od uderzenia i dopiero po chwili odkrywam, że jestem związana na tyłach starego magazynu. - Znowu się widzimy, Laur - Vives podnosi mój podbródek, krzyżując ze sobą nasze spojrzenia, ale szybko odwracam wzrok. - Chyba nie cieszysz się tak samo jak ja - stwierdza, uderzając mocno mój policzek, na co się krzywię. - Widzę, że moje przyjaciółki też już przeciągnęłaś na swoją stronę.

- Byłe przyjaciółki - mamroczę. - Nie musiałam nikogo przeciągać, same dostrzegły jaka jesteś - mówię, ale dziewczyna denerwuje się jeszcze bardziej, wymierzając mi następny policzek. Spuszczam głowę, zaciskając mocno szczękę, nie komentując tego w żaden sposób. - Historia lubi się powtarzać, co nie, Vives?

Oczy brunetki zachodzą mgłą i dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że myśli o tej sytuacji sprzed kilku miesięcy. Tylko, że wtedy to ona była niby ofiarą. Szkoda, że to sfałszowała.

- Nie przeciągaj struny, Lauren - mówi ostrzegawczo, siadając naprzeciwko mnie na krześle. - Próbuję się dogadać z tobą po dobroci.

- Nie masz na co liczyć - mamroczę, bawiąc się lekko kolczykiem. Lucy obserwuje to uważnie i chyba tak samo jak Camila, ma do tego słabość. - Nie wrócę do ciebie, nie zamierzam się w to znowu pakować.

- Bo? - zerka na mnie gniewnie, zakładając ręce na piersi. - Aż tak źle ci ze mną było?

- Oh, błagam cię! Ty tak na serio? - mrużę oczy, a dziewczyna kuli się pod moim spojrzeniem. Czyli jednak jestem górą. - Zdradzałaś mnie i na każdym kroku krzywdziłaś, a ja nawet nie mogłam spojrzeć na kogoś innego. Wpoiłaś sobie, że jestem twoją własnością, ale tak nigdy nie było, nie jest i nie będzie, Vives!

- W tej pierdolonej chwili tak jest! - uderza mnie mocno w twarz, aż odchylam się lekko do tyłu, ale zagryzam wargę, żeby nie krzyknąć. - Dopóki cię nie wypuszczę, to będziesz moją własnością. 

- Nie łudź się - mamroczę, a dziewczyna rusza na mnie z całą siłą. Krzesło opada na podłogę, boleśnie wbijając mi się w plecy, a przy upadku ranię sobie nadgarstki o sznurek, którym są związane. Przełykam ciężko, widząc krew na betonie, ale brunetka nie daje mi czasu na myślenie, bo zaczyna okładać mnie pięściami.

***

Kiedy odzyskuję przytomność, całe pomieszczenie skąpane jest w mroku. Przez okna wpada światło księżyca i na szczęście nigdzie w pobliżu nie widzę Lucy.

Całe moje ciało pulsuje z bólu, a gdzieniegdzie powstały już fioletowe ślady. Krztuszę się własną krwią, plując nią na podłogę i próbuję się podnieść. Vives zdążyła mnie już rozwiązać, ale prawdopodobnie gdzieś wyszła.

Rozglądam się szybko w poszukiwaniu drogi ucieczki, ale nie jestem nawet w stanie się unieść. Kostka wygląda na mocno zbitą, że o kolanie już nie wspomnę.

- Chryste - jęczę, zauważając trzy krwawiące nacięcia na boku kolana. Przełykam ciężko i urywam kawałek koszulki, zawiązując ją na skórze, żeby zatamować krwotok. Odchylam głowę do tyłu, biorąc kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić.

- Czyżby nasza ptaszynka się obudziła? - w magazynie rozlega się jakiś męski głos, a chwilę później zostaję gwałtownie szarpnięta do góry za ramiona. Mężczyzna obejmuje mnie za szyję, lekko podduszając i ponownie mogę wyczuć zimną lufkę pistoletu przy swojej skroni. 

Przymykam powieki, oddychając głęboko i przygryzam kolczyk. Koncentruję się brązowych tęczówkach Camili, ale zostaję brutalnie wybudzona ze swoich myśli, gdy do magazynu wchodzi Lucy.

- Trzymaj ją, Will - mówi dziewczyna, patrząc na mnie uważnie. Powoli podchodzi do nas bliżej, uderzając mnie mocno w twarz. Krzywię się lekko, wpadając plecami na klatkę piersiową blondyna. - Wreszcie się z tobą rozprawię, Jauregui.

- Nie radzę - w drzwiach pojawia się Alex z bronią w ręku. Otwieram usta ze zdziwienia, ale dziewczyna tylko kiwa do mnie porozumiewawczo głową. - Ręce do góry, Vives!

- O nie, nie oddam wam, Lauren - mamrocze. Wykorzystuję jej chwilą nieuwagę i uderzam chłopaka w brzuch, czym uwalniam się z jego uścisku i zabieram mu pistolet. Od razu oddaję dwa ostrzegawcze strzały w górę, a do środka wbiega policja. Alex odgradza Lucy drogę ucieczki, ale chwilę później jeden z funkcjonariuszy zakłada jej kajdanki i wyprowadza. To samo robią z chłopakiem, a ja upadam na podłogę.

- Chryste, mała - Alex rzuca broń na beton i podbiega do mnie. - Nic ci nie jest?

- Daję radę - uśmiecham się blado, pokazując jej kciuk w górze.

- Wiem - śmieje się cicho, ale zaraz potem przejeżdża palcami po moich włosach. - Dobrze się spisałaś. Ale skąd wiedziałaś, że policja wpadnie na strzały ostrzegawcze?

- Lata praktyki, mała - puszczam jej oczko, łapiąc się za bok, który boli niemiłosiernie.

- Lauren! - nie mija chwila, a Cabello znajduje się tuż przy nas. Układa moją głowę na swoich uda, głaszcząc mnie delikatnie po twarzy. - Co ona ci zrobiła? Wytrzymaj jeszcze chwilkę, karetka już jedzie.

- Przyszłaś - spoglądam jej w oczy, całując czule wnętrze jej dłoni. Brunetka uśmiecha się smutno, przytakując lekko.

- Jak mogłabym nie przyjść... - składa drobny pocałunek na moim czole, odgarniając mi włosy z twarzy.

- Możesz jej podziękować - mruczy Alex, patrząc na nas z uśmiechem. - Gdyby nie Camila, to nic byśmy nie wiedziały. A tak przynajmniej mogłyśmy ruszyć na pomoc.

- Więc Taylor też tu jest? - rozszerzam oczy, spoglądając to na Camilę, to na Alex.

- Obstawiała tyły - żartuje niebieskooka. - A co już chciałaś się z nami żegnać? Nie ma tak łatwo.

- Wiem - uśmiecham się lekko, zauważając dwóch ratowników medycznych. - Camz, pojedziesz ze mną, prawda?

- Oczywiście, skarbie - głaszcze mnie czule po twarzy, uważając na siniaki, a mężczyźni zgarniają mnie na nosze. - Będę tuż obok, obiecuję.

- Nie martw się, Lauren - Alex poklepuje ją po ramieniu, uśmiechając się do mnie. - Weźmiemy Camilę i będziemy jechać tuż za karetką. 

Kryształ dusz & Kryształ serc || Camren FF || ✅ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz