♣️Chapter 9

1.2K 64 17
                                    

- Powinnyście gdzieś razem wyjść - sugeruje Alex, na co Camila krztusi się swoim piciem. Zerkam na brunetkę nieco zdziwiona, ale nie komentuję jej reakcji w żaden sposób. - Hej, kiedy ostatnio byłyście na randce? - unosi dłonie w geście obronnym, gdy dziewczyna niemal zabija ją wzrokiem.

- Nie chcę zostawiać małej. Minęło zaledwie kilka dni, gdy ją odzyskałam - Cabello idzie w zaparte. Wzdycham na to cicho, spuszczając wzrok w kawę. Nie wiem, czy to tylko troska o córkę, czy nie ma ochoty spędzać ze mną czasu. To trochę zabolało...

- My z nią zostaniemy. Nie musisz się o nic martwić. Poza tym jej też przyda się towarzystwo - zerka na nas wymownym wzrokiem. Wzruszam jedynie ramionami, a Camila jakby puszcza tą uwagę mimo uszu. - Zarezerwuję wam jakiś hotel. Bez dyskusji.

- To ja nas spakuję - mamroczę cicho, aby nie doprowadzić do kłótni. Alex uśmiecha się zwycięsko, podnosząc kciuk do góry. Drapię się po głowie i ruszam powoli w stronę sypialni.

- W takim razie chcę iść do zoo - fuka brunetka, nie uraczając mnie nawet ani jednym spojrzeniem. Przytakuję jej lekko, jak najszybciej wychodząc. Przełykam ciężką gulę w gardle. Czy jestem aż taką porażką?

***

Cabello wygląda na bardzo zadowoloną, gdy przechadzamy się od zagrody do zagrody. Znaczy... Ja słaniam się niczym cień, aby nie wchodzić jej w pole widzenia. Zupełnie jakby mnie tu nie było. Przynajmniej ona bawi się świetnie.

Brunetka zatrzymuje się przy jakiejś informacji o szympansach, więc korzystam z okazji i podchodzę do klatki z szopami. Przeurocze stworzonka, które uwielbiam, odkąd tylko pamiętam. Miałam do nich słabość i chciałam mieć choć jednego jako zwierzątko domowe. W domu rodziców powinny być maskotki, przypominające właśnie te zwierzęta.

Jeden z szopków energicznie biegnie w moją stronę, na co się uśmiecham. To jedyne zoo, gdzie można głaskać i karmić wszystkie zwierzątka. Uchylam lekko klatkę i nabieram na dłoń kilka winogron.

- Chyba cię polubił - słyszę cichy głos pracownika. Posyła mi ciepły uśmiech, pozwalając, abym weszła do klatki. Wszystkie szopy podlatują, zabierając jedzenie z mojej ręki. Chichoczę, gdy ten najmniejszy zostaje przy moich nogach i nadstawia uszko do drapania. - Nazywa się Maniek. Jest u nas kilka tygodni. Niestety jego mama zmarła przy porodzie, więc chyba rozpoznał w tobie swoją mamusię - mężczyzna śmieje się ze mnie, gdy szop wchodzi mi na kolana.

- Cześć, przyjacielu - głaszczę go po główce, uważając, aby nie przygnieść ogonka. Zwierzak ewidentnie się cieszy i wbija łapki w moją koszulkę. 

- Teraz to cię raczej nie puści - pracownik zoo uśmiecha się serdecznie i podnosi się, otrzepując spodnie. - Chciałabyś go wziąć?

- Czy to jest możliwe?

- Dla ciebie zrobię wyjątek - puszcza mi oczko. - Przyjedź jutro rano przed otwarciem.

- Jeżeli próbujesz tu kogoś poderwać, to ta pani jest już zajęta - dobiega mnie cichy syk z boku, a chwilę później sylwetka Camili pojawia się w zasięgu mojego wzroku. Brunetka mrozi pracownika zoo lodowym spojrzeniem i podchodzi do mnie. 

Jej dłoń ląduje na moim ramieniu, które ściska lekko i spogląda w dół na szopa. Mam wrażenie, że przez sekundę zerka na nas rozczulonym wzrokiem, ale zaraz potem znowu zwraca uwagę na mężczyznę. Ten wyraźnie się płoszy i żegna się z nami, odchodząc w popłochu.

- Nie wiedziałam, że lubisz szopy - mówi cicho, rumieniąc się delikatnie. Wiem, że przez to wszystko, co się działo, nie zdążyła poznać mnie z tej strony. - Ale chyba zwariowałaś, jeśli myślisz, że będziesz go trzymać razem z dzieckiem.

- Camz, proszę - wzdycham ciężko, układając zwierzątko w jego legowisku. Chwilę później opuszczam klatkę, zamykając ją, aby żadne nie uciekło. Brązowooka patrzy na mnie wyczekująco, tupiąc nogą. - Od zawsze chciałam mieć domowego szopa. Poza tym to jeszcze dziecko, jest malutki i trzeba się nim zaopiekować.

- Ale nie pomyślałaś o tym, że o naszą córkę też trzeba dbać, co? Hipokrytka - warczy i wymija mnie, zaczepiając barkiem o moje ramię. Syczę cicho, gdyż do końca się nie zagoiło i wciąż boli.

Nagle coś szczypie mnie za łydkę, ale ignoruję to i ruszam za brunetką. Gniewnym krokiem idzie w kierunku hotelu, więc udaję się tam. Nie chcę spać w najgorszym wypadku za drzwiami.

Dziewczyna nie odzywa się do mnie ani słowem, kładąc się na łóżku i zagłębiając w jakiejś lekturze. Wybieram bezpieczną opcję i siadam na fotelu w minisalonie. Cóż innego mogę zrobić? Czy dla Camili naprawdę nie liczy się to, że odnalazłam nasze dziecko? Może nie będę super mamą, ale przynajmniej je kocham. Czy nie właśnie to jest ważnie?

***

Przekręcam się z sykiem na brzuch. Czuję ogromny ból w okolicy krocza i łydki, na co łapię gwałtownie powietrze. Po moich plecach przebiega zimny dreszcz, a koszulka jest już cała mokra. Przecieram twarz dłonią i próbuję otworzyć oczy, ale wtedy uderza mnie jaskrawe światło.

- Nie ruszaj się - lekko zmodyfikowany głos Camili dociera do mnie jak przez mgłę. Przez chwilę miotam się na łóżku, ale dziewczyna dociska moją nogę i zatrzymuje ją delikatnie. - Lo, chyba cię coś ugryzło.

- Huh? - marszczę brwi, odwracając się na plecy. Ostatkiem sił podnoszę nogę i wtedy zauważam dwie niewielkie dziurki na łydce. Chyba jest coś nie tak, bo widzę je podwójnie albo nawet i potrójnie.

- Muszę zabrać cię do szpitala - mruczy, odgarniając mi włosy z twarzy.

***

- Miała pani wiele szczęścia, pani Jauregui - lekarz zerka na mnie z delikatnym uśmiechem, podczas gdy Camila nawet na chwilę nie puszcza mojej dłoni. 

- Wie pan już co to było? - pyta brunetka. Wygląda na zmartwioną i przestraszoną, co mnie zaskakuje tym bardziej, że leki zaczynają działać i ogarniam, co się dzieje.

- Wałęsak Brazylijski. Ugryzł panią pająk - mamrocze. Dopiero teraz kojarzę, że w zoo poczułam dziwne szczypnięcie w łydkę, ale byłam za bardzo zaobserwowana wybuchem Camili. - Miała pani dużo szczęścia. Gdybyście zgłosiły się później, ugryzienie byłoby śmiertelne, bowiem są to najbardziej jadowite pająki na świecie. Stąd też zimne poty, podwyższona temperatura i ból krocza.

- Nie rozumiem? - brunetka unosi brwi, ściskając mocniej moją dłoń.

- Jad wałęsaka w niewielkiej ilości powoduje długotrwałą erekcję. To właśnie tej toksyny używa się do produkcji leków na potencję. Przy szybkiej reakcji nie są śmiertelne - szepczę cicho, przełykając ciężko ślinę. Camila otwiera usta ze zdziwienia i przerzuca ramię przez moje barki, przytulając się delikatnie.

- Dokładnie. Może się pani czuć teraz osłabiona i... ekhm - wskazuje lekko na moje krocze. - Na szczęście pani żona w porę zareagowała.

- Żona...? - mruczę pod nosem, a brązowooka rumieni się mocno. A myślałam, że już nic mnie dzisiaj nie zaskoczy.

- Pójdę po wypis - lekarz uśmiecha się nerwowo, a następnie zostawia nas same.

Kryształ dusz & Kryształ serc || Camren FF || ✅ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz