♠️ Chapter 28

1.2K 72 12
                                    

Camila's POV

- Poproszę jeszcze dwa opakowania leków przeciwbólowych - mamroczę, zerkając na kartkę ze szpitala. Lauren w dalszym ciągu powinna smarować czymś siniaki i do następnej wizyty ma przyjmować określone leki. Znam ją jednak na tyle, że wiem, iż sama nigdy by ich nie wykupiła. Dlatego, kiedy musiała zostać dłużej w szkole, wymknęłam się do apteki.

- Razem będzie osiemdziesiąt dwa złote - mówi farmaceutką, która już po raz kolejny ratuje mi życie. Płacę jej szybko i pakuję wszystko do torebki, opuszczając pomieszczenie.

- Chyba nie zamierzasz wrobić Lauren w to dziecko. Ono jest moje! - marszczę brwi, słysząc imię swojej dziewczyny, kiedy dwójka ludzi kłóci się za rogiem apteki. Przystaję na chwilę, zauważając blondynkę, która kiedyś kręciła się przy Jauregui.

- Twoje, nie twoje - macha lekceważąco ręką. - Zamierzam jej dać cholerną nauczkę. Nie zostawia się mnie ot tak.

- A jak ty zostawiłaś mnie to było dobrze?! - mężczyzna szarpie blondynkę za łokieć, ale ta od razu się wyrywa. Nasze spojrzenia się wtedy krzyżują, więc od razu się wycofuję i ruszam w przeciwną stronę niż w ogóle powinnam iść.

- Kogo my tu mamy - słyszę jej głos przed sobą, gdy nagle wychodzi z drugiego końca rogu. Zaciskam dłoń na pasku torby, nie dając po sobie poznać, że mnie przestraszyła. - Czyżby nowa zabawka Jauregui?

- Naprawdę się spieszę - mamroczę, próbując ją wyminąć, ale kobieta łapie mnie za ramię.

- Zaczekaj, nie tak szybko - syczy mi cicho do ucha, zaciskając mocno palce. - Nie odpuszczę tak tego.

- Zostaw mnie w spokoju - wyrywam się i ruszam szybko w przeciwną stronę. Nim jednak zdążę ujść kilka metrów, a czuję wilgotną chusteczkę przy nosie, natomiast potem nastaje tylko ciemność.

***

Lauren's POV

- Camz, wróciłaś już? - odkładam klucze na szafkę, ale odpowiada mi tylko cisza. - Camzi? - zaglądam do kuchni i sypialni, lecz nigdzie nie dostrzegam dziewczyny. Marszczę brwi, bo to nie jest w jej stylu, żeby się spóźniać. Poza tym na pewno by mnie o tym poinformowała.

Przeszukuję kieszenie, aż wreszcie odnajduję telefon w kurtce. Nagrywam się brunetce dwa razy na sekratarce i wysyłam kilka smsów. Niczym to jednak nie skutkuje, co zaczyna mnie martwić. Musiało się coś stać.

Na wyświetlaczu mojego telefonu pojawia się numer Natalie, więc od razu odrzucam połączenie. Ubieram na siebie kurtkę i wychodzę z domu w poszukiwaniu Camili. Natrętna blondynka nie daje mi jednak spokoju i cały czas próbuje się do mnie dobić. Wzdycham cicho i wybieram numer Alex, mając nadzieję, że w jakiś sposób mi pomoże.

- Lauren? - mamrocze zdziwiona, a dziwny trzask rozchodzi się w słuchawce.

- Tak, to ja - wywracam oczami, wsiadając do samochodu. - Nie było może u ciebie Camili? Nigdzie nie mogę jej znaleźć. Mam przeczucie, że coś się stało.

- Nie widziałam jej - mruczy, na co od razu się spinam. - Gdzie teraz jesteś?

- W samochodzie przy moim mieszkaniu.

- Czekaj tam na mnie, pomogę ci szukać - szybko się rozłącza, na co cicho wzdycham.

Mój telefon ponownie zaczyna wibrować, a na wyświetlaczu pojawia się upragniony numer Camili.

- Camz, kocha...

- Ode mnie to już nie łaska odebrać telefonu - słyszę szyderczy śmiech Natalie, co powoduje gęsią skórkę. - Nieładnie, Lauren.

- Gdzie jest Camila? - syczę, odpalając silnik.

- Ze mną - śmieje się w dalszym ciągu. - I z moim przyjacielem. Uwierz, że będzie miał niezły ubaw, kiedy będzie się z nią zabawiał.

- Tylko spróbuj ją tknąć, a ci nogi z dupy powyrywam! - warczę i rozłączam się, rzucając telefon na siedzenie obok. Ruszam niemal z piskiem opon, a w międzyczasie namierzam kryjówkę Natalie.

Alex próbuje się do mnie dobić, ale wyciszam telefon. Nie chcę z niczym zwlekać tym bardziej, że nie wiem, co akurat dzieje się z Camilą.

Na miejsce docieram po niecałych piętnastu minutach. Zastaję przed sobą zniszczoną szopę w lesie i jakiś właz do piwnicy. Nie chcę ryzykować, dlatego od razu do niego podchodzę. Dobiegają stamtąd krzyki i piski, więc otwieram go i powoli wchodzę do środka.

- Zamknij się! Nikt cię tutaj nie usłyszy - blondynka wymierza Camili policzek, a jakiś mężczyzna przygląda się temu z boku z uśmiechem. Spod bluzy wyciągam pistolet, obejmując go oburącz.

- Mylisz się - warczę, kiedy wchodzę głębiej do pomieszczenia, a cała trójka podskakuje na dźwięk mojego głosu. Camila po krótkiej chwili wyraźnie oddycha z ulgą, patrząc na mnie błagalnie.

- Chyba nie będziesz walczyć z ciężarną - parska cicho śmiechem Natalie, jakby w ogóle nie przejmując się tym, że trzymam broń, wycelowaną prosto w nią. - To zagranie trochę nie fair.

- A to, że porwałaś moją dziewczynę, było fair? - mrużę oczy, dostrzegając za blondynką jakiś ruch. Mężczyzna odpych ją lekko, również wydobywając broń.

- Chyba nie przewidziałaś tego, że przyjście tutaj będzie cię dużo kosztować - mówi, ruszając w moim kierunku. Przełykam ciężko ślinę, kiedy bruent niemal przewraca mnie na ziemię, siadając na moich biodrach i przyciskając moje nadgarstki do podłogi. - Bardzo dużo - uśmiecha się szyderczo.

- Puść ją - piszczy Camila, próbując się wyrwać Natalie. Staram się dosięgnąć broń, ale mężczyzna cały czas ściska moje ręce.

Nagle w pomieszczeniu rozlega się ogromny huk i powstaje mnóstwo dymu, którym się krztuszę. Udaje mi się jednak odepchnąć bruneta i złapać Camilę na ręce, zanim wychodzę. Na zewnątrz napotykam rozczulone spojrzenia Alex i Taylor, co ogromnie mnie dziwi.

- Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci jechać samej, Jauregui - rzuca niebieskooka, poklepując mnie po plecach.

- Co tam wrzuciłaś? - kaszlę kilka razy, stawiając Camilę na podłodze.

- Petardę - mówi dumnie, wypinając klatkę piersiową, za co dostaje po plecach od Taylor.

- Uwaga, odsunąć się! - krzyczy dziewczyna, odpalając sześćdziesięciostrzałową baterię w jednej z klatek bloku.

Razem z Taylor skaczemy w bok, lądując w dużych krzakach, skąd nas nie widać. Alex oczywiście została, podziwiając swoje dzieło. Dopóki nie wyszedł z klatki mężczyzna, który prawdopodobnie mieszka w tym bloku.

- Okej, ewakuujemy się - ciągnę Taylor za rękaw i powoli przedostajemy się do drugiej części bloku. - Jakby ktoś pytał, to jej nie znamy.

- Zdecydowanie - dziewczyna mi przytakuje, kiedy odchodzimy w stronę samochodu.

- Okej, to mało istotne - macham ręką, obejmując Camilę w talii. - Będziemy wracać już do domu.

- Lauren - Alex łapie mnie za łokieć, aż nasze spojrzenia się krzyżują, ale szybko odwracam wzrok. - Uważaj na siebie, proszę. Wiem, że zawsze masz dużo szczęścia, lecz nigdy nie wiadomo, co może się stać.

- Dam sobie radę - mruczę cicho, spoglądając na Camilę, która cała się trzęsie przy moim boku. - Ale teraz Camz naprawdę powinna odpocząć.

Kryształ dusz & Kryształ serc || Camren FF || ✅ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz