♠️ Chapter 26

1.3K 91 10
                                    

Camila's POV

Czuję jak dziewczyna porusza się niespokojnie, na co odchylam się nieznacznie na krześle i łapię ją za dłoń. Aparatura wydaje w siebie coraz głośniejsze pikanie, a Lauren bierze głęboki oddech, podrywając się nagle do pozycji siedzącej. Od razu przyciskam ją z powrotem do szpitalnego łóżka, uważając na obity bark. 

- Co się stało? - chrypie cicho, łapiąc co chwilę oddech. Jej puls nieznacznie się uspokoił, a aparatura pika znowu swoim naturalnym dźwiękiem. - Gdzie Mark?

- Już wszystko w porządku - mruczę miękko, głaszcząc delikatnie jej dłoń. Palce dziewczyny muskają moje knykcie, a niepewny wzrok krzyżuje się z moim. - Uwolniłaś się od niego.

- Ale pieniądze...

W jednej chwili wydaje się być taka krucha i bezbronna. W mojej głowie pojawia się widok szatynki, leżącej na moich kolanach, a dookoła nas tworzy się ogromna plama jej krwi. Robi się coraz bardziej blada i mocno się wykrwawia. Gdyby nie to, że resztkami trzeźwości umysłu wybieram numer pogotowia, nie wiem, co by mogło się stać. Wolę nawet o tym nie myśleć.

- Alex dała mu pieniądze z twojego samochodu - wzdycham cicho, kiedy zielonooka porusza się niespokojnie i chyba nieco niecierpliwie, oczekując ode mnie jakiejś odpowiedzi. - Poza tym poniósł trochę stary wśród swoich ludzi i nie chciał już mieć z wami nic do czynienia. Odpuścił, sam też został postrzelony.

- Nie sądziłam... - mamrocze, spuszczając wzrok. Ściskam jej dłoń, starając się przekazać dziewczynie swoje wsparci i całuję jej czoło w geście uspokojenia. 

- Że pójdzie tak łatwo? - kończę za nią, na co mi jedynie przytakuje. Wzdycham i przejeżdżam kciukiem po jej knykciach, na co pikanie aparatury staje się głośniejsze. Uśmiecham się zadowolona, a szatynka zagryza wargę, chyba trochę zawstydzona. Miło wiedzieć, że jednak na nią działam. Nawet w takiej sytuacji. - Nie pakuj się więcej w takie coś, bo wtedy przeze mnie wylądujesz w szpitalu - grożę, mrużąc oczy, ale dziewczyna chichocze cicho i kręci lekko głową.

- Obie dobrze wiemy, że mnie nie skrzywdzisz, Camz - mówi pewnie, zerkając mi w oczy. Serce ściska mi się delikatnie na jej słowa. Nie przypuszczałam, że ma do mnie aż takie zaufanie i po tych wszystkich złych doświadczeniach wierzy, że faktycznie nic jej nie zrobię. - Poza tym mam więcej siły od ciebie - chichocze, całując delikatnie moją dłoń.

Naszą rozmowę przerywa pielęgniarka, wchodząca do sali. Postanawiam nie przeszkadzać jej w pracy i wchodzę na korytarz. Podchodzę do automatu, biorąc sobie kawę. Ostatnie kilka dni spędziłam przy łóżku Lauren, kiedy byłam w śpiączce i nigdzie się stamtąd nie ruszałam. Dopiero teraz czuję, jak wszystkie wszystkie kości strzykają przy każdym ruchu, a mięśnie rozluźniają się pod wpływem ciepłego napoju.

- Camila? - unoszę głowę, słysząc swoje imię i napotykam spojrzenie niebieskich tęczówek Alex. Dziewczyna rusza w moim kierunku, wsuwając dłonie do kieszeni. Jauregui też ma nawyk wsuwania rąk do kieszeni, gdy się denerwuje. - Co z Lauren?

- Właśnie się obudziła - mruczę, przystępując z nogi na nogę. - Chyba jest dobrze, skoro nawet żartowała. 

- Cała Lauren - niebieskooka kręci głową z rozbawieniem, opierając się ramieniem o ścianę. - Z Markiem już wszystko załatwione, rozmawiałam z nim. Nie będzie się więcej wtrącał.

- To dobrze - przecieram czoło i siadam na krześle w poczekalni. - Te ostatnie dni były koszmarem. 

- Już po wszystkim, Camila - nakrywa dłonią moje ramię i uśmiecha się pokrzepiająco. Mam nieco mieszane uczucia, co do dziewczyny, ale wydaje się być bardzo lojalna, jeśli chodzi o swoich. - Mogę się zobaczyć z Laur? - przytakuję jej jedynie, popijając ciepły jeszcze napój.

***

Lauren's POV

Kiedy przebudzam się z chwilowego snu, napotykam niebieskie tęczówki Alex, zamiast tych brązowych Camili. Wzdycham cicho, nie spodziewając się jej tutaj. Szczerze mówiąc, nawet nie mam ochoty z nią rozmawiać po tym wszystkim.

- Witaj, Lauren - mówi z uśmiechem, który gaśnie, gdy zauważa moją przygaszoną minę. Opiera się plecami o parapet, patrząc na mnie bardzo uważnie. - Chciałam ci po prostu powiedzieć, że załatwiłam sprawę z Markiem i zapytać, jak się czujesz. Camila nawet na chwilę nie odchodziła od twojego łóżka w ciągu tych kilku dni.

- To dobra dziewczyna - komentuję, zaciskając usta w wąską linię. Nie chcę się za bardzo nad tym rozwodzić, bo wiem, jaka ciekawska potrafić być Alex. - Więc powiedziałaś mi o Marku, zapytałaś, jak się czuję, a teraz możesz już iść - mamroczę, a brunetka wzdycha cicho. Kompletnie ignoruje moje słowa, siadając obok mnie na krześle.

- Martwiłam się o ciebie - mówi, starając patrzeć mi się w oczy, ale szybko odwracam wzrok. Widzę, jak zaciska szczękę, a palcami sięga do mojej dłoni, lekko ją muskając. Od razu się wyrywam, wzdychając głośno. - Chciałabym odbudować naszą przyjaźń.

- Chyba wystarczająco jasno się wyraziłam, kiedy urywałam z wami kontakt. Nie chcę znać ani ciebie, ani Taylor - mamroczę, ale niebieskooka nie wygląda na do końca przekonaną. Unoszę na nią wzrok, krzyżując ze sobą nasze spojrzenia. - Mam Camilę, nie chcę nikogo innego w swoim życiu.

- A co jeśli ona będzie chciała mieć jakieś koleżanki? Przecież wiecznie z tobą w domu nie będzie tkwiła - warczy, wywracając oczami, na co nieznacznie się kulę. Zaciskam palce na materiale koszulki, przygryzając wnętrze policzka.

- Nie trzymam jej na siłę przy sobie. Ma prawo wychodzić, kiedy chce i z kim chce. Poza tym przyjaźni się z Ally, czego również jej nie zabraniałam - mówię, krzywiąc się lekko. Przecież niczego jej nie zabraniam...

- Jesteś czasami taka naiwna, Lauren - mamrocze, podnosząc się z krzesła. Wzdycham cicho i spuszczam głowę w dół. Ufam Camili...

- Kocham ją - mówię, nie mając jednak odwagi spojrzeć na Alex. - I nie wyobrażam sobie życia bez niej. Naprawdę ją kocham... - słyszę, jak do sali wchodzi ktoś jeszcze, ale nawet nie muszę unosić głowy, żeby doskonale wiedzieć, kto przyszedł. Ciepła dłoń brązowookiej nakrywa moje ramię i mogę wyczuć dość napiętą atmosferę.

- Myślę, że twoja wizyta nieco się przeciągnęła - mamrocze wściekle, pocierając moją skórę w uspokajającym geście. - Powinnaś już wyjść, Alex.

- Żegnaj, Lauren - wypluwa i przez chwilę mam wrażenie, że płacze, ale nadal nie podnoszę głowy. Szybkim krokiem opuszcza pomieszczenie, zatrzaskując za sobą drzwi z hukiem.

- Już spokojnie, kochanie - Camila siada obok mnie, przyciągając moją głowę do swojej piersi. Słyszę szybkie bicie jej serca i jej dłoń z wolna głaszczącą moje plecy. Wtulam się mocno w dziewczynę, oplatając ją ramionami i zaciskając palce na jej bluzie. - Jestem przy tobie - szepcze w moje włosy, składając delikatny pocałunek na mojej skroni.

Powiedziałam to. Powiedziałam przy kimś, że kocham Camilę. Przyznałam się do tego. Nagle czuję się... wolna. Cholernie wolna i szczęśliwa.

Kryształ dusz & Kryształ serc || Camren FF || ✅ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz