♠️ Chapter 30

1.2K 73 8
                                    

Camila's POV

- Cześć, Ally - witam się z przyjaciółką, przytulając się do niej mocno. Nie widziałyśmy się kilka dni, a już zdążyłam się stęsknić za blondynką. Przez te wszystkie wydarzenia mam wrażenie, że byłam tu ostatnio wieki temu.

- W końcu, Mila - wzdycha cicho, testując mnie wzrokiem. - Ta satanistka chyba nic ci nie zrobiła, prawda?

- Allysus, rozmawiałyśmy już o tym - mamroczę, wytykając jej palcem i siadam pod klasą. - Myślałam, że przekonałaś się do Lauren.

- Na początku tak, kiedy cię uratowała - marszczy brwi, zajmując miejsce obok mnie. - Ale ciągle tak znikasz, że strasznie się o ciebie boję.

- Lauren cały czas ratuje mój tyłek - warczę, zagłębiając się w podręcznik od literatury. Swoją drogą, gdzie podziała się moja dziewczyna?

Do końca przerwy nie odzywamy się ani słowem, co umożliwia mi przypomnienie materiału z ostatnich zajęć. Kiedy dzwoni dzwonek, wchodzimy do klasy, ale Jauregui nie ma w dalszym ciągu. Coraz bardziej zaczynam się martwić, gdy wreszcie dziewczyna wpada z dziesięciominutowym spóźnieniem.

- Przepraszam - mamrocze do nauczyciela, a następnie zajmuje ławkę na samym końcu, w której siedzę. - Hej, Camz - daje mi dyskretnego buziaka w policzek, rozpakowując się.

- Gdzie byłaś? - uderzam ją lekko pod ławką, aż zwraca na mnie swoją uwagę.

- W sekretariacie - wzrusza ramionami, uśmiechając się do mnie. - Musiałam załatwić nasze zwolnienia.

- Martwiłam się - syczę, uderzając ją w żebra. Unosi dłonie w geście obronny, łapiąc delikatnie moje nadgarstki, które przyciska do swojego uda. W odpowiedzi dostaję jedynie jej łobuzerski uśmiech.

- Spokojnie, kochanie - puszcza mi oczko, przejeżdżając powoli kciukiem po moich knykciach. - Musiałam załatwić nasze zwolnienie. Przeze mnie opuściłyśmy już trochę godzin.

- Wcale nie przez ciebie - wywracam oczami, a szatynka jedynie się uśmiecha. - Wiesz, że po ostatnich wydarzeniach martwię się jeszcze bardziej.

- Wiem - szepcze mi w usta, a następnie delikatnie mnie całuje. Nim zdążę zareagować w jakiś sposób, dziewczyna odsuwa się z wielkim uśmiechem. - Skup się na lekcji, Cabello.

- Zabiję cię kiedyś, Jauregui - wzdycham, zaciskając uda. Lauren chichocze pod nosem, zakładając ręce na piersi. Przypomina mi się jedna z lekcji zaraz potem, jak wprowadziłam się do zielonookiej, na której ją podnieciłam. Zdaje się, że to było tak dawno temu. Przez te wszystkie wydarzenia straciłam już rachubę czasu.

- Nie myśl tyle, bo cię zjedzą motyle - szatynka macha mi dłonią przed oczami, na co wracam z powrotem na ziemię. - Właśnie był dzwonek, Camz.

- Oh... - przecieram twarz dłońmi i szybko zbieram swoje rzeczy do plecaka. Dziewczyna cierpliwie na mnie czeka, w żaden sposób nie komentując mojego zamyślenia. Ruszamy w stronę sali, w której mamy następną lekcję, a Lauren splata w tym czasie ze sobą nasze dłonie.

- Chyba przyda ci się dłuższy odpoczynek - mówi Jauregui, spoglądając na mnie. Wzruszam lekko ramionami, pocierając skronie. Owszem, chciałabym się gdzieś zrelaksować razem z dziewczyną, ale i tak opuściłyśmy już sporo godzin w szkole. - Porozmawiamy o tym w domu.

Wzdycham cicho, zajmując miejsce w naszej ławce. Lauren wsuwa się tuż obok mnie, ujmując mój łokieć i odwracając w swoją stronę. Niepewnie na nią zerkam, a szatynka układa przede mną białą różę.

- Jeszcze z jednego powodu się spóźniłam - mruczy, uśmiechając się lekko. Patrzę zaskoczona na ten z pozoru drobny gest, ale wiem, że w jej wykonaniu znaczył bardzo dużo. Zawsze wiedziałam, że siedzi w niej romantyczka, lecz nie przypuszczałam, że zdobędzie się na to właśnie po tym wszystkim. - Uśmiechnij się, Camila. Nie lubię, kiedy jesteś taka przygnębiona - zaczesuje zabłąkany kosmyk włosów za moje ucho, przejeżdżając jednocześnie po mojej szczęce. Przechylam głowę ku jej dłoni, spoglądając w jej oczy.

- Jestem naprawdę szczęśliwa - przyznaję, mocno wtulając się w bok dziewczyny. Lauren przyciąga mnie bliżej, całując moje czoło. Przymykam powieki i rozkoszuję się jej ciepłem, dopóki nie przerywa nam dzwonek na lekcję. Nawet potem zielonooka nie puszcza mojej dłoni, głaszcząc ją kciukiem, czym powoduje przyjemne mrowienie w podbrzuszu.

- Camren, suki, widzimy się w piątek wieczorem? - z nikąd pojawia się Dinah Jane Hansen, moja przyjaciółka z dzieciństwa. Widzę zaskoczenie na twarzy Lauren i dopiero wtedy uświadamiam sobie, że nie zdążyłam ich przedstawić, za co przybijam sobie mentalnie dłonią w czoło. Blondynka przeniosła się niedawno na nasz profil, a nasze nieobecności sprawiły, że nie miałam do tego głowy.

- Wy się chyba jeszcze nie znacie - drapię się lekko w kark, zerkając nerwowo na szatynkę, ale ta pozostaje neutralna.

- Chodzimy razem na wf i zajęcia dodatkowe - mówi Jauregui, mrużąc oczy. Jej dłoń nieznacznie zaciska się mocniej na mojej, skanując uważnie Hansen. - I uczyłyśmy się w gimnazjum w Miami.

- Oh... - przygryzam wargę aż do krwi, nie wiedząc, jak zinterpretować jej zachowanie. Rozmowa o jej przeszłości nigdy nie należała do łatwych i dziewczyna nie jest chętna, żeby cokolwiek powiedzieć.

- Wyluzuj, Mila - macha ręką Dinah, wypakowując książki. - Lerni była najlepszą partią w całej szkole. Nieźle ci się trafiło - puszcza mi oczko, a szatynka nieznacznie się rozluźnia. Chyba nie znały się, aż tak dobrze. A przynajmniej nie do tego stopnia, żeby wiedzieć, co działo się u Jauregui w tamtym okresie. - Dosłownie każdy się w niej bujał.

- Coś mi się wydaje, że i teraz tak jest - zagryzam wnętrze policzka, testując wzrokiem szatynkę. Wiem, że większość osób do niej wzdycha i ten fakt mi się nie podoba.

- Jest zapatrzona tylko w ciebie, więc nie musisz się martwić - blondynka uśmiecha się szczerze, odwracając się do swojej ławki. Lauren nie komentuje całej rozmowy, a jedyny ruch, jaki wykonuje, to głaskanie mojej dłoni. Zastanawiam się, czy wszystko z nią w porządku, ale z drugiej strony nie chcę na nią naciskać.

Na szczęście kilkanaście minut później dzwoni dzwonek i możemy już wrócić do domu. Lauren w mojej obecności zachowuje się już bardziej spokojnie i wygląda na rozluźnioną bez upierdliwej blondynki obok. Uśmiecham się na to, w drodze powrotnej zerkając to na zielonooką, to na różę.

Po szybkim obiedzie idę się położyć, podczas gdy Jauregui bierze prysznic. Wreszcie od jakiegoś czasu czuję się bezpieczna i spokojna, a wszystkie problemy nagle odchodzą. Przymykam powieki, układając się wygodnie i rozkoszuję się ciszą.

- Nie śpij, bo cię okradną - podskakuję, słysząc głos Lauren przy swoim uchu, która pojawiła się właściwie bezszelestnie. Otwieram oczy, napotykając jej czułe spojrzenie, na co się uśmiecham. Szatynka kładzie się obok mnie na boku, podpierając głowę na ręku. Odwracam się w jej stronę, układając się dokładnie w takiej samej pozycji.

Dziewczyna sięga wolną dłonią do mojego policzka, głaszcząc go czule i opierając nasze czoła razem. Patrzę jej uważnie w oczy, chcąc być jak najbliżej jej dłoni. Szatynka też o dziwo nie spuszcza ze mnie wzroku, chociaż wiem, jak bardzo tego lubi. Nie lubi patrzeć nikomu w oczy. I właśnie tym drobnym gestem zaskakuje mnie po raz drugi dzisiejszego dni.

- Kocham cię, księżniczko - mruczy, wyrywając mnie z chwilowego zamyślenia. Jej wyznanie jest takie niespodziewane i brzmi na bezbronną, co ściska mnie za serce. - Nie masz pojęcia, jak cholernie mocno cię kocham.

- A ja kocham Ciebie, Lo - przejeżdżam palcami po jej szczęce, czule przywierając do jej ust.

Kryształ dusz & Kryształ serc || Camren FF || ✅ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz