♣️ Chapter 7

1.1K 72 15
                                    

Lauren's POV

Wymykam się w nocy z łóżka, uważając, aby nie obudzić Camili. Alex napisała, że ma już jakiś trop, więc czym prędzej chciałabym się do niej dostać. Niepokoi mnie tylko fakt, że brunetka nie będzie tym zadowolona. Wzdycham cicho i zerkam na nią po raz ostatni, przymykając drzwi od sypialni. Kiedy wychodzę z budynku, niebieskooka już na mnie czeka.

- Gotowa? - zerka na mnie z pokrzepiającym uśmiechem, ale jestem w stanie jej tylko przytaknąć. Dziewczyna nie komentuje tego w żaden sposób, odpalając silnik. - Nie martw się, znajdziemy je.

- Wiem - kiwam głową i mrugam szybko powiekami, aby się nie rozpłakać. Nie chciałabym zawieść Camili.

Kiedy brunetka się zatrzymuje, rozpoznaję dom Shawna. Marszczę brwi, nie do końca rozumiejąc, co się dzieje. Alex też milczy, cały czas zachowując odpowiednią odległość, aby nikt nas nie zauważył.

- Musimy być bardzo cicho - mówi, wciskając mi w dłoń pistolet. Zerkam na nią niezrozumiałym wzrokiem, unosząc brwi. - Zaufaj mi i po raz pierwszy w życiu nie zadawaj pytań.

- Dobra, niech będzie - mamroczę pod nosem, wysiadając z samochodu. Alex idzie w moje ślady, stając tuż obok.

- Chodź na tyły - mruczy, ruszając powoli przodem.

Niezauważone podchodzimy do maleńkiego okna piwnicy. Brunetka przyświeca latarką w szybę, ukazując dziecięce łóżeczko i przewijak. Klnę cicho pod nosem i szukam po kieszeniach scyzoryka, aby otworzyć okno. Kiedy w końcu udaje mi się go znaleźć, podważam lekko zamek, który szybko ustępuje. Zerkam porozumiewawczo na Alex, wślizgując się do środka. Dziewczyna robi to zaraz po mnie, wpadając przy tym na moje plecy. Zaczepia też o coś metalowego, bo po pomieszczeniu roznosi się huk, a światło zostaje zapalone.

Shawn stoi na szczycie schodów, uśmiechając się złośliwie, a w ramionach trzyma owinięte w niebieski kocyk dziecko.

- Spodziewałem się was tutaj - śmieje się szyderczo. - Ale myślałem, że zejdzie ci szybciej Jauregui. Zawsze jesteś taka nieprzewidywalna, prawda?

- Oddaj dziecko - mamroczę, wyciągając przed siebie pistolet. Alex ciągnie mnie za koszulkę, prawdopodobnie chcąc ostudzić moje zapędy, ale nie zwracam na to uwagi. Teraz liczy się tylko to, aby ten skurwysyn w końcu dał nam spokój. A najlepiej, żeby zniknął z naszego życia.

- Oddaj? - śmieje się głośniej, również dobywając broń zza paska. - To jakiś przetarg? Lubię robić z tobą interesy, Jauregui.

- Lubisz, kiedy łamę ci nos? Albo gdy koledzy się od ciebie odwracają? - unoszę brew, a chłopak zaciska zęby, wyraźnie wysuwając szczękę do przodu. Jego jabłko Adama porusza się w dość szybkim tempie, natomiast drugim ramieniem przyciska dziecko mocniej do siebie, jakby to była jego własność.

Prawie się na niego rzucam, ale w ostatniej chwili powstrzymuje mnie niebieskooka. Trzyma mocno tył koszulki, zatrzymując mnie w jednym miejscu i nachylając się lekko w moją stronę.

- Spokojnie, bo jeszcze zrobi dziecku krzywdę - szepcze mi cicho do ucha, na co delikatnie przytakuję. Shawn śmieje się jeszcze głośniej, odbezpieczając pistolet.

- Co, Jauregui? Lepiej słuchaj swojej przyjaciółeczki - stwierdza, a ja zaciskam mocniej dłoń na broni. Mendes obserwuje mnie uważnie, lecz nie jestem mu dłużna. Chcę tylko odzyskać dziecko, ale on mi to utrudnia. Tak samo jak całe moje życie od pierwszego dnia, kiedy tu przyjechałam. - Chyba nie chcemy, żeby ktoś tej nocy zginął - wykrzywia usta w uśmiechu.

- Jeżeli nie oddasz mi mojego dziecka, to obiecuję, że jeszcze dzisiaj trafisz na komisariat - warczę, robiąc krok do przodu. Mężczyzna za to się cofa, wyciągając lekko rękę z małym, luzując tym samym uścisk. Jeśli choćby nią poruszy, spadnie.

- Ono miało być moje! - krzyczy, prostując dłoń z bronią. Pociąga za spust strzelając w naszą stronę, ale pocisk przelatuje kilka centymetrów obok mojej głowy.

- Ale jest moje! Czy ci się to podoba, czy nie, Camila wybrała mnie - wytykam mu. - Zresztą jak mogłaby chcieć swojego niedoszłego gwałciciela!

- Zamilcz! - ponownie strzela i tym razem też pudłuje. Uchylam się od pocisku w ostatniej chwili, ciągnąc w dół też Alex. - Wszystko było tak pięknie, ale musiałaś pojawić się ty! Zawsze we wszystkim mi przeszkadzałaś. A teraz co? Trzymam na ręku dzieciaka, który miał być mój, lecz oczywiście ty to popsułaś. Tak samo jak mój ślub z Camilą!

- Wiem, że go nie chcesz - mruczę spokojnie, choć w środku cała się trzęsę. Mam nadzieję, że negocjacje w jakimś stopniu coś dadzą. - Dlatego oddaj mi je. Nie będziesz miał żadnego problemu - opuszczam nieco broń, ale za to słyszę, jak Alex odbezpiecza swoją.

- Nic nie rozumiesz! - zauważam, że w jego oczach pojawiają się łzy i w tym samym czasie dziecko zaczyna płakać. Przełykam ślinę, aby kontrolować swoje ruchy i nie rzucić się na Shawn'a. - Brzydzę się nim. Cholernie. Nie mogę na nie patrzeć. Cały pieprzony czas trzymam je w piwnicy, a moja mama się wszystkim zajmuje. Nie wiesz, jak to jest!

- Dlatego właśnie chcę tego uniknąć - mruczę delikatnie, opuszczając broń i podchodząc kilka kroków bliżej. Mendes łapie dziecko za kocyk i wyciąga przed siebie, podobnie jak pistolet. Przy schodach zauważam ogromną przepaść, na co serce podchodzi mi aż do gardła. - Nie rób tego.

- Jak dobry jest twój refleks, Jauregui? - pyta i w tej samej chwili otwiera dłoń. Rzucam się do przodu, kiedy pierwsze strzały padają tuż obok moich nóg. Jednak Alex jest szybsza i strzela mu w kolano. W ostatniej sekundzie udaje mi się złapać dziecko na swoje ręce, nim wyląduje na betonie.

Przyciskam je mocno do siebie, patrząc jak bezwładne ciało Shawn'a spada do dziury. Niebieskooka doskakuje do mnie w jednej chwili, obejmując mnie mocno ramionami.

- Nic wam nie jest? - pyta, składając drobny pocałunek na moim czole. Nic nie odpowiadam, odrywając lekko dziecko od siebie.

Odchylam powoli kocyk, a moim oczom ukazuje się słodko śpiąca, urocza dziewczynka. Jej powieki lekko się unoszą, a zielone tęczówki zatrzymują się na moim, takich samych.

- To... ona? - uśmiecham się szeroko, wydobywając z kocyk maleńką rączkę, która od razu zaciska się na moim palcu. - Alex, mam córkę.

- W końcu będę ciocią na pełen etat - śmieje się, obejmując mnie mocno ramionami. Przyciskam małą do siebie, czując, jak moje serce wybija nierówny rytm. Nie mogę uwierzyć w to, że odzyskałam swoje dziecko, że jestem mamą. A owoc naszej wielkiej miłości spoczywa właśnie w moich ramionach.

Składam czuły pocałunek na główce córeczki, wpatrując się w jej śliczne oczka. To takie nieprawdopodobne i magiczne.

- Przynajmniej nie wyprzesz się, że nie jest twoja - niebieskooka śmieje się, poklepując mnie po plecach. - Gratulacje, mamusiu.

_______________

Zapraszam na nowe opko "Only You" 💕

Kryształ dusz & Kryształ serc || Camren FF || ✅ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz