Lauren's POV
Minęło pięć dni, odkąd matka Camili zabrała ją do siebie. Telefon dziewczyny milczał, jej dom świecił pustkami, a Shawn'a od tego czasu nigdzie nie widywałam, co było trochę niepokojące. Jednym słowem, szatynka jakby zapadła się pod ziemię.
Po raz kolejny stoję przed domem Cabello, uważnie rozglądając się dookoła. Wszędzie jest ciemno, brak żywego ducha. Decyduję się wejść do pokoju dziewczyny przez okno. Może to nie jest najlepszy pomysł, ale tylko w taki sposób mogę dowiedzieć się, co się stało.
Wspinam się po drabinie, dziękując Bogu, że nie ma nikogo w pobliżu. Prawdopodobnie policja byłaby już wezwana. Wzdycham ciężko i pcham mocno w ramę okna, które otwiera się z głośnym hukiem i piskiem. Przeklinam się w myślach, ale po ponownym rozejrzeniu się, wchodzę do środka.
Pomieszczenie wygląda na opuszczone już od jakiegoś czasu. Ściany są strasznie zniszczone, podłoga skrzypi niemiłosiernie, a z mebli dostrzegam jedynie biurko, szafę i łóżko. Nie ma też żadnych osobistych rzeczy brązowookiej.
- Kurwa - mamroczę pod nosem, ciągnąc się za włosy. W przypływie chwili zaczynam przeszukiwać każdy kąt pokoju, ale niestety nic nie znajduję. Wszystko świeci pustkami, jakby od lat nikt tutaj nie mieszkał, co ogromnie nie dziwi. Co matka Camili zrobiła z tym domem?
Wzdycham, zauważając na biurku telefon dziewczyny. Próbuję go włączyć, ale jest kompletnie rozładowany. Pod etui znajduję też nasze wspólne zdjęcie, na którym się całujemy. Łzy napływają mi do oczy, kiedy decyduję się zatrzymać ten z pozoru błahy przedmiot, należący do ukochanej. Chowam szybko urządzenie do kieszeni spodni, po raz ostatni patrząc na pomieszczenie. Chyba nic tu po mnie...
- Witaj, Lauren - czyjeś ramię niespodziewanie zaciska się na mojej szyi, na co zaczynam się miotać. Mój oprawca jednak jest sporo ode mnie wyższy i silniejszy. - Teraz się troszeczkę zabawimy - szepcze mi do ucha, gdy mokra chusteczka zostaje przyłożona do mojej twarzy. Nawet się nie orientuję, w którym momencie tracę świadomość.
***
Budzę się gwałtownie, próbując złapać oddech. Rozglądam się uważnie po pomieszczeniu, uświadamiając sobie, że muszę znajdować się w jakiejś piwnicy. Strasznie tu śmierdzi, ściany są szare, poniszczone i całe porośnięte mchem oraz prawdopodobnie grzybem. Chcę wstać, lecz skutecznie uniemożliwiają mi to łańcuchy na nogach i nadgarstkach.
Nagle drzwi otwierają się z wielkim hukiem, a do środka wchodzi zakapturzona postać w kominiarce. Przełykam ciężko ślinę, próbując rozpoznać napastnika, lecz widzę go po raz pierwszy w życiu.
- Widzę, że nasza ptaszynka się już obudziła - śmieje się wrednie, kucając naprzeciwko mnie. Delikatnym ruchem odgarnia mi włosy z twarzy, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- Gdzie jest Camila? - mamroczę, szarpiąc za łańcuchy. Szybko jednak tego żałuję, kiedy na moich nadgarstkach pojawiają się świeże i piekące rany.
- Co tak agresywnie, ptaszku? - śmieje się, wstając. Rozgląda się po pomieszczeniu, a następnie kopie w moją stronę blaszaną miskę z jedzeniem, a drugą z wodą. - Jak będziesz grzeczna to dostaniesz więcej - puszcza mi oczko i rusza w stronę drzwi.
- Pytałam, gdzie jest Camila - warczę, nieznacznie podnosząc się, ale łańcuchy robią tylko ogromny huk i kolejne rany.
- W dobrych rękach - śmieje się ponownie, zerkając na mnie uważnie. - Nie zobaczysz już swojej małej dziewczynki - mamrocze i zatrzaskuje mocno drzwi.
***
Camila's POV
*dwa tygodnie później*
- Mila, i jak? - do drzwi łazienki rozlega się pukanie, kiedy próbuję opanować łzy. Wiem, jak bardzo Ally się niecierpliwi i martwi. Przełykam ślinę, wycierając oczy rękawem i przekręcam ostrożnie zamek. Przyjaciółka patrzy na mnie uważnie, gdy wciskam jej w dłoń test z pozytywnym wynikiem. - Dwie kreski? - unosi brwi, na co wzdycham cicho.
- Jak widać - osuwam się powoli po ścianie, chowając twarz w dłonie. Ally kuca przede mną, delikatnie próbując mnie objąć.
- To dziecko Lauren, prawda? - pyta, przez co gwałtownie się od niej odsuwam.
- Oczywiście. Co to w ogóle za pytanie? - podnoszę się z podłogi, patrząc na Brooke z oburzeniem. - Sugerujesz...
- Nie, Mila, nic z tych rzeczy - głaszcze moje ramię w uspokajającym geście. - Spokojnie, tylko pytałam. Chciałam mieć pewność, że Shawn nic ci nie zrobił.
- Trzymam się od niego z daleka - mamrocze, siadając na fotelu. - Poza tym matka trzyma mnie w zamknięciu od trzech tygodni. Nie widziałam ani jej, ani jego. Nawet nie wiem, co się dzieje z Lauren. Sinue dostarcza mi tylko jedzenie.
- Camila, nie denerwuj się, ale... - Ally drapie się w kark, spoglądając na mnie niepewnie. - Lauren zaginęła.
- Co?! - podskakuję, a moje serce wybija nierówny rytm. Przyjaciółka popycha mnie delikatnie na fotel, wzychając cicho.
- Jakieś dwa tygodnie temu. Była u niej dyrekcja, bo martwili się, że nie przychodzi do szkoły. W jej domu zastali kompletne pobojowisko, jakby ktoś tam czegoś szukał. Jej wszystkie rzeczy tam były, więc zgłosili to na policję jako porwanie lub zaginięcie - tłumaczy, ściskając pokrzepiająco moje ramię.
- Muszę jej szukać - zrywam się z miejsca, ale blondynka po raz kolejny mnie powstrzymuje.
- Jak, Mila? Jesteśmy tu zamknięte, nawet ja nie mam klucza do drzwi - mruczy, przytulając mnie mocno do siebie. Poddaję się temu, tak bardzo potrzebuję poczuć przy sobie ciepło Lauren. Nawet jeżeli miałaby przeklinać, że będzie najgorszą matką na świecie, a potem zatopiłaby się we mnie, żeby się uspokoić. Pomimo tego wszystkiego, chciałabym się w nią wtulić i usłyszeć, że damy sobie radę i wszystko będzie okej.
- Karla, pakuj się, wyjeżdżamy - drzwi od mieszkania otwierają się gwałtownie, a moja matka wchodzi do środka. W rękach trzyma pełne torby zakupów i oczywiście patrzy na mnie groźnie.
***
Budzą mnie promienie słońca, wpadające przez okno. Próbuję wstać, ale sznur na nogach i nadgarstkach ciągnie mnie z powrotem w dół. Rozglądam się dookoła i odkrywam, że znajduję się w jakiejś piwnicy. Aktualnie leżę na szpitalnym łóżku, w pokoju znajduje się jedno okno i mosiężne drzwi z małym otworkiem, prawdopodobnie na jedzenie. Przełykam ciężko ślinę, zastanawiając się, co tu się właściwie odwala.
Pod palcami wyczuwam jakąś karteczkę, więc łapię ją i powoli unoszę w górę. Rozpoznaję charakterystyczne pismo mojej matki.
Pewnie zastanawiasz się, co tutaj robisz. Tak będzie najlepiej dla wszystkich, Karla. Już nigdy więcej nie zobaczysz Lauren. Po porodzie wyjdziesz za Shawn'a, a nasze problemy w końcu się rozwiążą. Wrócę tu za kilka dni, żeby zobaczyć, czy wszystko z tobą w porządku.
Odrzucam gwałtownie kartkę na podłogę, zaciskając pięści. Łzy napływają mi do oczu, kilka z nich płynie po policzkach, ale nie przejmuję się tym. Moje myśli zajmuje aktualnie szatynka. Mam nadzieję, że moja rodzicielka nic jej nie zrobiła. Nigdy bym jej tego nie wybaczyła.
Gdzie jesteś, Lauren?
CZYTASZ
Kryształ dusz & Kryształ serc || Camren FF || ✅
FanfictionLauren zaczynając szkołę średnią, wyprowadza się od rodziców i po burzliwej przeszłości układa sobie życie w nowym mieście. Dziewczyna jest typową bad girl i nie dopuszcza do siebie nikogo. Camila jest zmuszona do małżeństwa ze Shawn'em przez swoic...