EVA : Rozdział III cz 2.

2.6K 209 39
                                    

Minęły dwa tygodnie, ja dryfowałam na granicy świadomości. Czasami docierały, do mnie słowa, czasami zapachy. 

- Tatusiu, dlaczego ona, tak płacze? - zapytał smutny dziecięcy głos.

- Bo ją, bardzo boli. - Głos Moona był cichy.

- To przytul ją, weź ją na kolana i przytul. Jak mnie przytulasz, jest mi lepiej i nie płaczę wtedy. 

- Chciałbym Brandon, ale nie można jej ruszać. Miała operację, to wszystko musi się zagoić. 

- To ja, ją przytulę. - Małe ciało wpełzło na mnie.

- Brandon, nie. - Moon usiłował zabrać chłopca. Odruchowo zacisnęłam rękę, wokół drobnego ciała. Mały ułożył się wygodnie. 

- Nie, zabieraj - usiłowałam powiedzieć. Lubiłam dzieci, te ciałko dawało mi poczucie wielkiego ciepła. Chyba zrozumiał, bo maluch ułożył się wygodniej.

- Tylko uważaj. - Napominał syna Moon.

- Nie dotknę jej kuku - zaszczebiotał dzieciak. - Przytulę ją. Nie będzie płakać. 

Emocje, zalały moje wnętrze. Ten maluszek, usiłował mnie pocieszyć. Odpłynęłam.

Obudziłam się, gdy niebo było ciemne. Ktoś odwijał moje bandaże, smukłe kobiece dłonie, delikatnie przecinały gazę. 

- Spokojnie Eva, - zanucił Moon. - Pani doktor, zdejmuje gazy. Sprawdzimy, jak się goi. 

- Jest dobrze, - zawyrokował kobiecy głos. - Włosy odrastają. Nie mówiłeś że jest biała jak mleko. Śliczny odcień.

- Bo nie jest, kurwa to siwizna. - Wymamrotał. 

- Dużo, przeszła, tak czasami bywa, nikt obcy nie zauważy. Blizny na głowie się zagoiły. Za dwa dni, można ją wykąpać, pod prysznicem. Musisz, uważać. Teraz zdejmę jej zabezpieczenia, ze szczęki. Ten doktorek z Helsinek, ma swój specyficzny sprzęt. Zamiast śrub, specjalne nakładki. Będzie, mogła mówić, oby nie za wiele. Nałożę jej specjalny bandaż na owal twarzy. Jest na rzepy, zdejmiesz do kąpieli, i założysz po chwili. - Boże czy on mnie myśli kąpać. Nie ma mowy. Nie, nie, nie zniosę takiego upokorzenia. 

- Nie, wymamrotałam. Ja sama. - Moon pogłaskał mnie, po głowie. - Odpoczywaj, jeszcze nie pora na kłótnie. 

- Nie kąp mnie, - skrzeczałam, mój głos to czysta panika. Nie chcę, żeby mnie oglądał. Nie chcę jego współczucia. Nieeee, moje wewnętrzne ja krzyczało. Ktoś delikatnie przetarł, moją twarz, letni ręczniczek, usuwał resztki jodyny. Otworzyłam oczy, spoglądając na delikatne dłonie. Moon ze skupieniem, moczył ściereczkę, myjąc moje dłonie. Byłam bezradna, sama nie mogłam tego zrobić. 

- Myłem cię już, myję cię od dwóch tygodni. Lekarka próbowała najpierw, potem Gabby Furego, nawet Amanda Neo. Ale reagowałaś, wrzaskami. Jedynie, mój dotyk cię uspokaja. Nie przeszkadza mi to. Lubię się tobą zajmować. - wyszeptał.

Łzy upokorzenia, zalały moje oczy. Moon spojrzał na mnie czule. Nawet nie chciałam, na niego patrzeć, odwróciłam twarz, pozwalając płynąc łzom. Jeżeli, miałam pretensje do losu, za to co mnie spotkało, teraz miałam ochotę rozszarpać sobie żyły. Umrzeć. Duża dłoń, delikatnie odwróciła, moją twarz. Pochylił się, zaglądając mi w oczy.

- Nie płacz, nawet mnie myto, gdy leżałem ranny, a wiele razy tak było. To nic złego. Czasem ktoś, nam musi pomóc. Ranni, nie mogą sobie podetrzeć tyłka. Mnie też go podcierano. - Starał się, mnie chyba rozbawić. Iskierki humoru, pełzały w jego oczach. - Dzisiaj się, nie kąpiesz. Zazwyczaj, myję cię gdy śpisz. Ale będziemy cię, wyprowadzać, z narkotyków. Boimy się uzależnienia. Jutro ci pomogę, pod bielizną umyjesz się sama. Zazwyczaj, staram się nie patrzeć, jeżeli to ci przeszkadza. Chronię twoją prywatność. Myję cię, przy świetle palącego się kominka. 

EVA. - Odrodzenie. MW tom II.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz