Moon patrzył bezradnie, jak odwożona jest jego kobieta. Lux wystartował ponownie, z Viperem na pokładzie. Był sam, z kwilącym dzieckiem, na rękach. Spojrzał na nią bezradnie tuląc do piersi. Przechodząca, lekarka zatrzymała się na jego widok. Cały zakrwawiony, z bandażem, na głowie, z niemowlęciem owiniętym bluzą, stanowił przerażający widok. Dotknęła go delikatnie.
- Pan, jest z tą dziewczyną? - wskazała na korytarz, gdzie zniknęła jego żona.
- Tak, urodziła, coś jest nie tak, bo było strasznie dużo krwi. - Miał ochotę płakać.
- Proszę pójść, za mną. Opatrzę pana. I maluszka trzeba umyć. I pewnie nakarmić. - Jej spokojny ton sprawił, że poszedł za nią. Potem, potoczyło się szybko, zakładano mu szwy, mała Aurora, została zważona i zbadana. Prawie pięć kg, imponujące jak na dziewczynkę, i wszystko idealnie. Ubrana i owinięta w kocyk ssała, butelkę. W momencie, gdy już skończono z ranami Moona, porwał ją na ręce i odmówił zwrotu. Grupa wpadła, na korytarz, z torbami, i telefonami w dłoniach. Większość, załatwiała, coś, cicho tłumacząc. Lub słuchając. Małą odebrał mu Venom, podając mu torbę.
- Idź się przebierz. Pokaż się ślicznotko. Wujek, się tobą zajmie.- Poważne, granatowe oczy zamrugały. Usiłując wyłowić cokolwiek z zamazanego świata. - Zapowiadasz się na piękność skarbie. - Gruchał do niej. Ci którzy, ogarnęli telefony skupili się w zachwycie, nad nową dziewczynką. Stanowili, całkiem niespotykany widok. Ośmiu, wielkich napakowanych facetów, w czarnych ubraniach taktycznych, w kamizelkach kuloodpornych, rozpływających się nad niemowlęciem. Pielęgniarki stały, z otwartymi ustami. Zastanawiając się, kim jest ta grupa. Jak dotąd, nikt do nich nie podszedł, ale to kwestia czasu. Moon wyszedł, z łazienki, ściągając bandaż, z głowy. Szwy, nie wymagały bandażowania. Obmył się, w łazience, przynajmniej miał czyste ręce i twarz. Odebrał swój skarb, z rak brata.
- Melduj. - Rzucił krótko.
- Fury, z rodziną tu leci. Nasi zwierzchnicy, załatwiają, żeby się do nas nie czepiano. Podejrzewam, że własnie docierają faxsy. Lux dzwonił. Cytuję: ta suka była nie do zdarcia. Zdołała, przeczołgać się do domku. Nawet, usiłowała się opatrzyć. Ale Lux, powiedział, że należy ogłosić, że Sahara wypadła z gry. - Moon pokiwał głową.
- Viper? - zapytał.
- Nie, Lux. Podobno, cztery aligatory, ucztowały. Poczekał, aż skończyły. Sprzątnął obozowiska, podpalił szopę. Zero, śladów. Wrócił, już na bazę. I zmierza na lotnisko, odebrać Furego. Brandon i reszta jest z nim. Fury, powiedział mu, o was, i o małej. Uznał, że musi go przygotować. - Moon pokiwał głową, wiedząc że brat ma na względzie dobro jego syna. Czas płynął. Venom, kupił wszystko, co niezbędne, dla Aurory. Mieszankę mleczną, butelki, pieluchy. I kilka rzeczy, do ubrania. Nie mieli głowy, do jeżdżenia do domu. Czekali cierpliwie. Zajmowanie się małą, odwracało uwagę Moona, do strachu, który mieszkał w jego piersi. Minęło pięć godzin, a nadal nic nie wiedzieli. W końcu, drzwi od bloku zabiegowego się otworzyły. Zmęczony lekarz, wyszedł do nich. Podbiegli wszyscy.
- Rodzina, NN? nie mam jej danych. - Powiedział cicho.
- Nazywa się Eva Moon - Keller.
- Ok, - zanotował, na karcie którą trzymał. - Więc tak, krwotok został opanowany, dziecko było zbyt duże, a poród zbyt szybki, zdarza się w wielkim stresie. Będzie, z nią wszystko dobrze, teraz jest w pokoju po zabiegowym, za jakąś godzinę, przeniesiemy ją na inną salę. Druga sprawa, jest poważniejsza. Ta, rana brzucha. Wydawała się płytka, niestety, cięcie, było głębokie. Jajnik, został zniszczony, musieliśmy usunąć. Przy operacji, sprawdziliśmy drugi. Nie ma więcej, szans na dzieci. Przeraziło, nas co innego, liczba jej blizn. Niektóre, są dziwne. Przypominają, ugryzienia. - Patrzył na nich. Moon westchnął.
CZYTASZ
EVA. - Odrodzenie. MW tom II.
RomanceOPOWIADANIE DLA DOROSŁYCH 18+ W trakcie edycji. Zawiera sceny dla dorosłych, wulgaryzmy, brutalne sceny gwałtu. Nie wyrażam zgody na kopiowanie treści moich opowiadań i wykorzystywanie moich pomysłów. Wszystkie prawa zastrzeżone.