MOON & Snow : 8.

2.7K 187 46
                                    

Aż przyszła pora, na przysięgi. Moon wziął głęboki oddech, i drżącym głosem zaczął:

Kiedy szukaliśmy miejsca na ten ślub, znaleźliśmy to. Jest wyjątkowe, piękne. Bo, odrodzone. Rok, temu wybuchł, tu pożar. Dzisiaj, te drzewa, są nadal żywe i dużo silniejsze, niż wcześniej. Tak mogę powiedzieć, o nas. My, jesteśmy silniejsi. Przetrwaliśmy, tak  wiele. Wiele, łez zostało wylanych, wiele dni utraconych. Ale, z tego wszystkiego, wyszliśmy silni. Wiem, tylko że Cię kocham, i będę kochać zawsze. Przysięgam Ci to. Przysięgam Ci że Ty i nasze dzieci, będziecie najważniejsi. Przysięgam, zawsze kończyć kłótnię, chwytem Kellera. Przysięgam, trwać przy Tobie, jak skała. Zawsze Cię wspierać, zawsze dbać. Zawsze, podawać śniadania. Zawsze, znaleźć czas, na rozmowę. Zestarzeć się, z Tobą. Nie bić, każdego chłopaka, jaki spojrzy na naszą córeczkę. Wyszkolę, do tego, Brandona. Przysięgam, że dam Ci swoją siłę, i twoją wezmę od Ciebie. Przysięgam, osiągać kompromisy, przysięgam, że zawsze zapytam, Ciebie o zdanie. Jesteś, moją pierwszą miłością i ostatnią. Jedyną, na zawsze. 

Wsunął, jej obrączkę na palec. Potem, ona wypowiedziała swoje słowa. Przy rzucaniu talerzami, grupa wybuchła śmiechem. Potem włożyła mu obrączkę, tą po dziadku. Zawsze, była z nią. Była jedyną rzeczą, jakiej nie sprzedała. Pasowała idealnie. Tak jakby jej dziadek, dał im błogosławieństwo. Dodała, kolejną datę w środku, grawerując tam słowo Moon i datę ślubu. Posypały się płatki róż. Na ślubie było raptem dwadzieścia osób. Większość, w mundurach. Gringe z rodziną też dotarł. Zmęczeni, uśmiechali się do nich. Wiele dla niej znaczyła jego obecność. Przytuliła ich, dziękując, że przyjechali. Zapytała cicho, o ich sprawy. Gringe pokręcił, smutno głową.  Czyli, nic nie uzyskali. Współczuła im. Nadal, będą w drodze, kryjąc się. Bo durny dzieciak, robił im piekło z życia. Jak łatwo, nabić dzieciom głowę, zmanipulować, sprawić, że staną się bronią. Jego ojciec musiał, być bezwzględnym draniem. Rudowłosa Andrea, przytuliła ją do siebie.

- Nie martw się tym dzisiaj. Nam wszystkim, należy się chociaż jeden dzień wolności od problemów. Dzisiaj, masz być szczęśliwa. My już pójdziemy. Jesteśmy wykończeni, cztery dni się ciągle przemieszczaliśmy. Mamy dla was, nowinę. Kolejne dziecko, dołączy do rodziny. 

Nastały głośne gratulacje. Moon stwierdził, że to najlepszy prezent, jaki mogli im dać. Dzieci, to bezcenny dar, dla wszystkich. Fury stał cicho, z boku. Ale tylko chwilę, potem wydobył telefon. Połączył się z kimś. 

- Witaj gówniarzu, zachciało ci się być mordercą, w tym wieku. Taki masz cel w życiu, zabić ciężarną ciotkę. - Przez chwilę słuchał - Nie obchodzi mnie, co twierdzisz. Ja wiem, dlaczego zginął twój stary, i ty kurwa to wiesz. Albo to zlecenie, zniknie, albo przekonasz się jak to być zwierzyną. Bo mnie, stać na dużą sumę. Moje zlecenie, weźmie każdy. A ty właśnie, stałeś się zwierzyną. I żebyś nie zastanawiał się, czy blefuję w ciągu godziny, jeżeli to zlecenie nie zginie, z tamtej strony, to twoja facjata tam się pojawi. Jak ginie zleceniodawca, nie ma zlecenia. Na dowód tego wyślę ci twoją fotkę. Masz godzinę, i żeby czasem nie przyszło ci do głowy umieścić ci, tego tam z powrotem. Będę monitorować, wszystko. Jestem hakerem, jednym z najlepszych w tym kraju. Nie zadziera się z moimi bliskimi, ci ludzie są moją rodziną. - I się rozłączył. Potem, pogrzebał chwilę w telefonie, i zadowolony, schował go do kieszeni. Wszyscy, patrzyli na niego zaszokowani. 

- No co? To nastolatek, z nimi trzeba twardą ręką. Stchórzy, a jeżeli nie, to lepiej, żeby bał się o swój zadek. - Andrea, podeszła i czule go przytuliła. 

- Jesteś niesamowity. Jestem zaszczycona, że jesteś moją rodziną. Moje hormony szaleją, i mam ochotę płakać. - Fury, delikatnie ją przytulił i oddał w ręce jej męża. Ten facet, na to zasłużył, na odrobinę szczęścia. 

EVA. - Odrodzenie. MW tom II.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz