MOON & SNOW : 7/ 1.

2.7K 195 20
                                    

Dobrze po pierwszej w nocy, Moon zmęczony skradał się do sypialni. Jego kobieta, potrzebuje snu. Dobrze, że jednak zapalił latarkę, całą podłogę w salonie, zaściełały kartony. Mała pracowita mróweczka, chyba nie odpoczywała tyle ile trzeba. Ściany, były nagie, pozbierała wszystkie swoje drobiazgi. Miał nadzieję, że była rozsądna i nie szarpała się z meblami. Zajrzał do pokoju, córeczki. Zniknęła pościel, obrazki. Była gotowa, do przeprowadzki. Dobrze, że wziął prysznic w drugim domu. Ekipa, nadal pracowała, wykopali go, żeby zdobył trochę snu dla urody. Pojutrze ślub. Spała tam wtulona w poduszkę, delikatnie ułożył swoje ciało za jej. Przytulony odpłynął. Ranek nastał zbyt szybko. Snow, zerwała się gwałtownie, ze snu. Usiadła, mamrocząc sukienka ślubna. Loki zakrywały jej całą twarz. Moon ze śmiechem, odsłonił jej oczy.

- Tu jesteś. Co się stało. Miałaś koszmar?

- W czym ty idziesz do ślubu? - zapytała piskliwie. 

- W mundurze galowym. Neo, go przywiezie. - Zatroskany patrzył, na jej smutną minę. 

- Ja nie mam sukienki. Boże,jutro ślub. O czym, ja myślałam gdy się zgodziłam. - Marudziła. - W mundurze. - Teraz, już mamrotała.

- Kochanie, dla mnie, możesz brać ten ślub nago. - Zerwała się gwałtownie, ściągając koszulkę, biegła w stronę komody. Na jego twarzy wylądowała nie dość, że koszulka ale i bielizna. Z uśmiechem, obserwował jej gwałtowne ruchy. - Odwołuję, nie nago. W mojej koszulce. 

Roześmiała się.

- Tak jasne. - Złapała gwałtownie jakieś rzeczy, zmierzając prosto do łazienki. - Będę miała sukienkę, choćbym miała ją sobie wyczarować. - Warknęła - Podkoszulek, też coś. 

Moon się śmiał w głos. Snow nigdy, nie zależało na poklasku. Jej odzież, nie bywała markowa, zawsze była skromna. Zanim się zebrał żeby zrobić kawę, ona już była ubrana i gotowa do wyjścia. 

- Kochanie, śniadanie. - Zawołał za nią. Machnęła tylko ręką. Podbiegł do niej, łapiąc ją w pasie. W samych drzwiach. - Raz, sklepy są jeszcze zamknięte, dwa nie masz butów Skarbie. Trzy zjesz, bo tak trzeba. - Fuknęła na niego, jak rozzłoszczony kociak. - Oddychaj. Dasz radę, ale najpierw zjesz. Tak? 

- Zjem, spanikowałam. Ale ty masz mundur, galowy. 

- Wiem Skarbie. Dla mnie nie ma znaczenia, w czym ten ślub ze mną weźmiesz. - Cmoknął ją w nos, szukając patelni, ale szafki były puste. - Skarbie, gdzie są rzeczy?

- Spakowałam, zrób tosty. - Machnęła ręką, w kierunku tostera. - Zjem coś potem, na mieście. Neo będzie dzisiaj. Nie mogą, mieć zapchanego domu. Zabierzesz te rzeczy? - Wskazała na kartony. - Dzwonił do mnie wczoraj, że jadą ciężarówką, z meblami i całą resztą. Więc, spakowałam wszystko. 

- Martwiłem się, że się przeciążyłaś. Sporo tego.

- Nie byłam sama, Ry z ekipą wpadli. Takie pożegnalne przyjęcie. Zagoniłam ich do pracy. Daliśmy radę w dwie godziny, nie dali mi dźwigać. 

- To dobrze. - Tosty wyskoczyły, wyjął dżem winogronowy, i postawił koło jej talerza. - Jedz, ja idę pod prysznic. Zapakuję, potem część tego, do auta i podwieziesz mnie do naszego domu. Potem możesz, jechać szaleć po sklepach. Może zerknij po komisach, ze strojami ślubnymi. Albo antykwariatach. - Podał jej tablet. - Większość sklepów ma witryny internetowe. Będziesz miała adresy, zamiast się szarpać i biegać od sklepu do sklepu. - Pokiwała głową gryząc, tost. Ucałował jej czoło i ruszył do łazienki. Jego kobieta, panikowała. 

Na budowie, bo inaczej tego nazwać się nie da uwijało się jak mrówki kilku facetów. Napędzani chęcią, dania prezentu, ich ulubionej dziewczynie. Płyty gipsowe w kuchni już były na miejscu, belka została osadzona. Kuchnia otwarta na salon. Meble zniknęły, a dwie cykliniarki pracowały zdzierając nierówności na cudownej podłodze. Tapety, były już zdarte, a dziury zaszpachlowane. Snow opadła szczęka. 

EVA. - Odrodzenie. MW tom II.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz