MOON & SNOW : 18/1

2K 193 39
                                    

Snow ze stresu nie mogła znaleźć sobie miejsca

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Snow ze stresu nie mogła znaleźć sobie miejsca. Krążyła po gabinecie, w oczekiwaniu na telefon od najbliższych. Jej rodzina była w niebezpieczeństwie. Rozległo się pukanie do drzwi. 

- Wejść - warknęła zupełnie nieświadomie. Drzwi uchyliły się i krótko ostrzyżona głowa pojawiła się w nich. 

- Przepraszam, miałam się zjawić na rozmowie o pracę. - Wychrypiał cichy głos. Był dziwny jakby zniszczony przez zbyt wiele wypalonych papierosów. 

- Wejdź, to ja przepraszam. Jestem zestresowana, i to nie ma nic wspólnego z tobą. Czekam na wieści od syna. Siadaj proszę. - Snow zmieniła ton wdzięczna za rozproszenie.

 Dziewczyna, cicho usiadła na krześle. Mimo swojej wysokości, wcale nie wydawała się groźna. Jej palce były delikatne, nadgarstki cienkie. To co umykało większości ludzi, nie umykało kobiecie, która całe życie była rysownikiem, oraz komuś wykształconemu w jej dziedzinie. Umiała błyskawicznie, ocenić każdego. - Wody? Kawy ? - zapytała. Odpowiedziało jej przeczące machnięcie głowy, widać,że dziewczyna unikała mówienia. Wyjęła formularze zatrudnienia, z podręcznej szuflady. Ciekawa czy młoda je wypełni. - Zdejmij bluzę i się rozgość, za chwilę wypiszemy papiery. 

- Ja wolałabym w niej zostać. - Wychrypiała. 

- Jest ponad trzydzieści stopni na powietrzu, tu w biurze mamy dwadzieścia cztery. Upieczesz się w tym, jesteśmy tutaj tylko my dwie. Nic ci nie grozi. - Znała te objawy, sama je kiedyś miała. Kolejny raz poczuła wielką wdzięczność do losu, że Moon pojawił się w jej życiu. Gdyby nie on, nadal pewnie by taka była. Przyjrzała się dokładnie jej twarzy, była śliczna. Miała duże jasno zielone oczy, otoczone czarnymi rzęsami, cienkie brwi,  wysokie kości policzkowe, prosty nos, duże mięsiste wargi, sama natura i wielka uroda. Wszystko szpeciło zniekształcone ucho, było pomarszczone, jakby ktoś je pogryzł i złożył s powrotem. Pod nim chyba też, były drobne blizny.

Patrzyła jak dziewczyna niechętnie, ściąga rękawy bluzy. Miała rację, owszem była wysoka, miała imponujące piersi, ale i delikatne kości, wręcz wiotka. Na ramieniu odkryła kolejną bliznę. Podejrzewała, że na plecach jest ich więcej, wyglądały jak po chłostaniu drutem kolczastym. Ten dzieciak, już zbyt dużo przeszedł w życiu. Ogarnięta współczuciem, ukryła na chwilę twarz, żeby nie wylać tego na nią. Znała z autopsji to co czułaby ta mała,  gdyby Snow  narzuciła jej jakąkolwiek czułość. Więc zacisnęła zęby i postanowiła pomóc jej się otworzyć. 

- Ile masz lat? I jak masz na imię? Doświadczenie masz, tyle wiem. I że niedawno byłaś chora. Już wszystko dobrze? 

- Tak. - padła chrapliwa odpowiedź. Głos był co najmniej dziwny, być może uszkodzenie mechaniczne. Może, kiedyś się dowie. Teraz trzeba się zaopiekować, tą małą. Mandy chyba najwyraźniej, kiepsko się spisała. - Mam osiemnaście lat, nazywam się Venice Brandox. Wszyscy mówią na mnie Vani. Nie mam rodziny, przywędrowałam tu rok temu.  - Zaskoczona Snow, wsłuchała się w to czego nie powiedziała ta dziewczyna głośno. Uciekła od czegoś. Widoczny strach, zabłysł w jej oczach. 

EVA. - Odrodzenie. MW tom II.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz