Co robisz, gdy oprowadziłaś właśnie najmłodsze dziecko, po raz pierwszy do szkoły. Cóż, wpadasz do domu ze szczęściem i szukasz swojego faceta. Twoje najstarsze dziecko, ma już licznik dorosłości, średnie poszły dawno do szkoły, a najmłodsze oddałaś placówce, we władanie na kilka godzin. Snow, tanecznym krokiem wkroczyła do swojego domu. Mieli dla siebie kilka ładnych godzin. Ich Natalie była dzielna. Zero łez, zero narzekania. Mały rezolutny człowiek uznał, że jest na misji.
Tak czasem, ją bawiła. Była czystym Moonem, jeśli chodzi o charakter. Wypatrzyła swojego faceta, na tylnej werandzie. Był po pięćdziesiątce, a kto by w to uwierzył. Nadal piękny, nadal o wysportowanych mięśniach, kaloryfer na jego brzuchu, kusił każdą kobietę, do tego, żeby go polizać. Byli małżeństwem dwanaście lat, a on niewiele się zmienił, to ona narzekała zaglądając do lusterka.
Trzy ciąże mimo ćwiczeń, dały jej ciału popalić. Narzekała na zbyt wielki tyłek, na rozstępy, na wiele rzeczy, ale on zawsze zabierał ją wtedy do łóżka, czule udowadniając, że jest najwspanialsza. Mieli piątkę dzieci, byli szczęśliwi jak diabli, ich syn był dorosły, w domu były dwie nastoletnie dziewczynki, a Nico i Natalie już chodzili do szkoły. Pamiętała jak po Nicolasie powiedział jej, że mogą mieć dzieci ile chcą.
Zaszokowana patrzyła, mu w oczy. I zdecydowali się, na jeszcze jedno dwa lata, po narodzinach ich najmłodszego syna. Teraz była już, mądrą matką i wiedziała, że pora wykorzystać moment wolności od niesfornych pociech. W progu werandy, zatrzymała się. Patrząc na niego, przeczesywał wilgotne włosy, po porannych ćwiczeniach, z kolejnym uczniem. Nie zliczyła, ilu już ich było. Trzymał telefon, rozmawiając z kimś. Jego ciało lśniło, i kusiło. Uznała, że ma dość czekania. Skradała się jak pantera, ale przecież to Moon, odwrócił się do niej z szelmowskim uśmiechem wyciągając ramię, żeby się do niego przytuliła. Takie zachowanie, było u nich normalne. Więc wtuliła się w jego szyję. Wdychając zapach potu, jego wody kolońskiej i czystej męskości. Nie wierzyła, że kiedykolwiek mógłby się jej znudzić.
Zawsze był, czystym kuszeniem kobiety. Ucałowała go tuż, pod szczęką, tam gdzie wiedziała, że szalał pod jej dotykiem, czule powiodła dłonią, po naprężonych mięśniach. Ponad sto kilogramów atrakcyjności, spakowane w kuszącą złotą skórę, jaka kobieta by mu się oparła. Potarła palcem, twardy kamyczek sutka. Zasapał, i chyba uznał, że wystarczy wszelkich rozmów przez telefon. Bo w kilka sekund, ją skończył. Potem odwrócił się do swojej kobiety, z szerokim uśmiechem, przerzucając ją przez ramię popędził na górę. Zamknął starannie sypialnię i w jednej sekundzie wylądowała na łóżku. A on ściągał jej spodnie. Bez słowa opadł na kolana, i przyssał się do jej łechtaczki. Gdy wykrzyczała swój orgazm, pieszczoty zaczęły się na nowo. Tym razem powolne czułe, a jej odzież, latała po pokoju. Seks, za to był intensywny. Przeleciał nie tylko jej cipkę, ale i tyłek. Z satysfakcją doprowadzając ją do spazmów. Gdy jej nogi po prostu osłabły, roześmiał się.
- Czyli, nasze dzieci są po za domem codziennie, pomyśl kochanie, ile razy cię przelecę w tym tygodniu - Szczęśliwy, pokazał jej garnitur zębów. Uwielbiała go. Jak wszystkie małżeństwa, z taką ilością dzieci, mieli czasami problem na zgranie w czasie. Ale od dzisiaj, mogli mieć godzinę dziennie dla siebie. Zanim wyruszą do pracy. Oboje nadal, pracowali w siłowni. Chociaż, ostatnio zaczynała się robić przestarzała. Po kąpieli, w kuchni usiedli omawiać odnowienie. Pora chyba zwołać grilla rodzinnego, i pogadać o zmianach.
- Kochanie. - Powiedział Moon. - Mam sprawę, ty zatrudniasz dzieciaki do sprzątania. Podobno w mieście zjawiła się dziewczyna, która nie mówi. Miga. Ale nie wygląda na głuchą. Nasza Mandy ją przebadała, ma osiemnaście lat, wynajmuje jakąś rozwalającą się przyczepę. Trafiła do Mandy z przeziębieniem, bo gdzieś tam zemdlała. Sprząta tą galerie handlową, na którą zlecenie budowy miał Madd. Mandy namówiła ją na zmianę pracy. Chce, żebyśmy ją przyjęli, bardzo jej zależy.
- Jasne, o której ma się pojawić?
- Za godzinę, podobno się zdziwimy. Jest wielka. Nie w tym sensie, że gruba, wysoka ma około stu osiemdziesięciu centymetrów. Czarne włosy, ścięte strasznie krótko. Podobno robi wszystko, żeby źle wyglądać. Zero makijażu, zero perfum, wielkie męskie ubrania. Sama sprzątała tą galerię, dostawała grosze. My przynajmniej jej dobrze zapłacimy, intryguje mnie ta dziewczyna. - Moon podrapał się w głowę. Zabrzmiał kolejny telefon, z uśmiechem pokazał jej ekran, ich syn dzwonił.
- Brandon, co tam synu? - zapytał szczęśliwy. Chłopak był na pierwszym roku studiów. I słuchał, a im więcej słuchał tym bardziej napinała się jego szczęka. - Dobrze synu. Daleko jesteś od domu? Jasne że to żadem problem, wiesz że ja i mama poprzemy każdą Twoją decyzję, nic nie stracisz, jasne że to załatwimy. A co z resztą rodziny? - Słuchał znowu. - Dobrze, porozmawiam z wujkiem Ryderem. Tak, jestem pewien, że zrozumie. Dobrze, że reszta też wraca w weekend. Tak. Trzymaj się czekamy. Mama i ja będziemy w siłowni. Tak tam się spotkamy. - Rozłączył się.
-Brandon wraca do domu, przedwczoraj został napadnięty przez grupę motocyklistów, było ich sześciu. - Snow, wydała zaskoczony okrzyk. - Poczekaj kochanie, zaraz ci wszystko opowiem. Nakopał im do dupy, ale wygląda na to, że tamto MC ma jakieś znajomości na policji. Oskarżono go o napad. Siedział przez chwilę na komendzie. A gdy wyszedł, okazało się, że zgłoszono to na uczelni. Zagrożono mu wydaleniem, więc złożył zdalnie papiery do fili która powstała tutaj niedaleko. Reszta dzieciarni też wraca. Okazało się, że tamto MC szukało zaczepki i u nich. Wytłumaczy nam to gdy dojedzie. Muszę zadzwonić do Rydera. Coś tu śmierdzi. Bo Brandon mówi, że jest śledzony. Reszta się pakuje, wynajęli ochroniarzy na szybko. I mają być odwiezieni do domu.
- Jezu, dziwne to, ale potrzebujemy większej ilości danych. Ochrona, może nic nie dać. Trzeba naszych po nich wysłać. Jeżeli ktoś jedzie, za naszym synem. Da sobie radę? - Zapytała wystraszona męża.
- Tak spokojnie. Jest dwie godziny drogi stąd i ich zgubił. Martwi się, bardziej o resztę. Bo ma wzmocniony kask i strój i broń. Poradzi sobie w razie czego, chociaż zamierzam wyjechać mu na przeciw, gdy pogadam z Ryderem. Będę spokojniejszy.
- Dzwoń, niech weźmie motor, ja zobaczę kto z naszych jest w okolicy. Nie podoba mi się to mam, złe przeczucia.
I jak ustalili tak postąpili, Ryder po dziesięciu minutach, czekał na Moona przed gankiem.
- Jak za starych dobrych czasów przyjacielu - Stwierdził spokojnie. - Przełącz kaski na odbiór, pogadamy po drodze. - Wyruszyli we dwóch, po młodego. Venom, Madd i Slade ruszyli odebrać resztę dzieciarni z uniwerku w NY. Nadal grupa, pracowała jak za starych dobrych czasów. Ryder po odebraniu Brandona, miał wyruszyć z Moonem im na przeciw.
Snow, dosiadła własnego Choppera, sprawdzając broń, reszcie kobiet, nakazała ostrożność. Miały być po dwie w domach, z bronią pod ręką. Coś się święciło. Blackie, minął ją po drodze. Mężczyźni odłożyli zajęcia, żeby wrócić na osiedle. Moss, kiwnął jej głową jadąc w kierunku osiedla. Brakowało Luxa, ale była pewna, że za chwilę się pojawi. Rodzina była najważniejsza. Robbie na szczęście był po za zasięgiem, tych drani, studia prawie kończył. Jeszcze kilka tygodni, a pojawi się w domu. Miała ochotę dzwonić do dzieci, bo nie ważne czy były jej krwi czy nie należały do rodziny. Te miasteczko, było wolne od wielu rzeczy, nie było narkotyków, nielegalnych walk, wpływów mafii. I miała niejasne przeczucie, że atak dotyczy bardziej terenu, niż zaczepek młodego. Cóż czas pokaże.
Niedługo koniec tej historii :) Czytajcie i radujcie się. Buziaki Iza.
CZYTASZ
EVA. - Odrodzenie. MW tom II.
RomanceOPOWIADANIE DLA DOROSŁYCH 18+ W trakcie edycji. Zawiera sceny dla dorosłych, wulgaryzmy, brutalne sceny gwałtu. Nie wyrażam zgody na kopiowanie treści moich opowiadań i wykorzystywanie moich pomysłów. Wszystkie prawa zastrzeżone.