MOON & SNOW 16/1.

1.9K 204 66
                                    

4 lata później

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

4 lata później.

Snow z uśmiechem patrzyła, jak Gabby poślubia ich przyjaciela. Te cztery lata, nie były łatwe, i nie osłabiły ich żalu, po stracie najlepszego człowieka jakiego znali. Po tamtych badaniach w Nowym Yorku, okazało się, że jest tragicznie. Miesiąc Fury, poświęcił na ustawienie swoich spraw. I zniknął, tamtego tygodnia był pogodny, śmiał się przytulał wszystkich, wyglądał jakby było mu lepiej. Nie wiedzieli, że brał morfinę, żeby ich nie martwić. Zabezpieczył wszystko, od opieki nad dziećmi, czyli założył im rachunki na studia. Po dom, jego stałe dochody. Nic nie pozostało przypadkiem. Jeden z nich, miał w stosunku do niego zobowiązanie. Od niego, wymagał więcej. Kiedyś lata temu, gdy obaj poznali Gabby, wymógł na nim zawieszenie jego życia na kołku.

Nikt nie spodziewał się, że tyle lat uda mu się funkcjonować. Gabby skończyła studia, pojawiły się bliźniaki. Byli szczęśliwi, tak bardzo, że aż czasem bolało patrzeć. I gdy przyszedł ostateczny czas, cios był silny. A facet którego wybrał, na ojca swoich dzieci, musiał stanąć na wysokości zadania. To on wyniósł Gabby, gdy zemdlała na cmentarzu. To on każdego dnia, zmuszał ją by wstała. Nie pozwolił, jej upaść psychicznie. To on nosił z nią chore dzieci, gdy miały gorączkę. I to on, zaprowadził bliźniaki po raz pierwszy do szkoły. Zawsze cierpliwy, zawsze czuły i nic dziwnego że go pokochała. Nie miała wyjścia.

 A dzisiaj, czule się do siebie uśmiechali. Gdy przyszła pora na ich przysięgę, Robbie wstał i podszedł do nich. Młody mężczyzna był wyraźnie zdenerwowany. Był już dorosły, jego niegdyś chude ciało, miało sporo mięśni. Nadal był chodzącym spokojem i dobrocią. Podporą wszystkich dzieci. Studiował i zamierzał do nich wrócić. Miał ze sobą, kopertę. Podszedł do Gabby i szepnął jej coś na ucho. Zaszokowane spojrzenie, posłała swojemu przyszłemu mężowi. On ze spokojem się do niej nachylił pytając, o co chodzi. Gdy otrzymał odpowiedź, uśmiechnął się i pogłaskał jej twarz.

- Będzie dobrze, powinniśmy tego posłuchać. On tego właśnie chciał. - Powiedział głośno do wszystkich. Robbie ustał, i zaczął czytać.

      Do mojej żony, w dniu jej drugiego ślubu.

Moja kochana, jak by to było wczoraj pamiętam, nasze pierwsze spotkanie. Gdy obaj Ciebie zobaczyliśmy. Byłaś tak totalnie zmęczona, że zasypiałaś za tą kasą.

 Ale gdy podeszliśmy do niej, uśmiechnęłaś się do nas dzielnie. Poklepałaś swoje, zmęczone policzki starając się dobudzić. Podliczyłaś mnie, będąc sympatyczną i troskliwą. Nawet nie wiesz, jak w tym momencie złapałaś mnie za serce. Ty malutka drobniutka kobietka. Ukryłem się w cieniu, na zewnątrz, patrząc jak wlewasz w siebie kolejną kawę. Byłaś taka młodziutka.

Tego roku kończyłaś szkołę średnią. Pojechałem za Tobą, zobaczyłem Twoje rodzeństwo, jak wybiegają do Ciebie na dwór. Jak ich tulisz, dajesz batoniki. Myślałem, że pójdziesz spać. I jakie było moje zdziwienie, gdy pół godziny później, wieszałaś pranie. A gdy tylko to skończyłaś, poszłaś odprowadzić maluchy do szkoły. I sama poszłaś, do własnej. Podpytałem, jakiegoś dzieciaka jak się nazywasz.

Wyśmiewał się z Ciebie, z twojej odzieży, z rodziców którzy na to miano nie zasługiwali. Gdy znałem dane, z ciekawości włamałem się na serwer szkoły. Twoje wyniki, najlepsze na roku. I brak zgłoszeń na studia. Dziewczyna o takich możliwościach, miała utknąć w nocnym sklepie. Chodziłem za Tobą, przez tydzień, zanim zagadałem do Ciebie.

Byłem o osiem lat starszy. I miałem więcej demonów w sobie, niż ktokolwiek. Ale umierałem, Moon na mnie nakrzyczał, że marnuję swoje możliwości. Życie nie powinno się kończyć kiedy jeszcze oddychasz. A ja pozwoliłem, żeby moje się już skończyło.

Tamtego dnia, zdecydowałem zacząć żyć, nie ważne na jak długo, ważne że dobrze. Uwiodłem Cię, z premedytacją. Tak samo, z premedytacją posadziłem Twoich starych. I z premedytacją zaplanowałem nasz ślub. Nie żałuję tego, dałaś mi tyle szczęścia, ile nie mógłbym wymarzyć. Ty i nasze dzieci, wszystkie nasze dzieci.

Patrzyłem dziś w nocy na Twoich braci. Jak bardzo cieszyłem się byciem ich ojcem. A nasze maluchy, to dar od boga. Najlepszy tak samo dobry jak Ty w moim życiu. Facet, którego dzisiaj trzymasz, za rękę obiecał mi lata temu, że się Tobą zajmie, że będzie kochał nasze dzieci. Nigdy nie był daleko. To jego poświęceniu, zawdzięczam próbę mojego życia z Tobą. Bo tamtego dnia, poprosiłem go aby się wycofał.

Był moim przyjacielem, moim bratem kimś kto kochał mnie bezwarunkowo, dbał o moje samopoczucie. I wycofał się. Dzisiaj, mój drogi ja oddaję Ci jej rękę. Jestem tuż obok. I kibicuję Wam obojgu. Żyjcie, za mnie, za Was. Bądźcie szczęśliwi.

Kochajcie się jak wariaci, bez żalu i wyrzutów sumienia. Tańczcie w deszczu, ruszajcie na zwiedzanie kraju. Róbcie wszystko, aby Wasze życie było cudowne. Powtarzajcie dzieciakom, że je kochacie, i że ja je kochałem. Liczę, że będziecie mieć ich więcej. Liczę, że całe Moon W z uśmiechem słucha tego listu. Dałem go Robbiemu, bo on tak jak ja zna wartość życia. Uwielbiam dzieciaka.

Mam nadzieję Gabrielo, że latami się nie opierałaś. I chcę od Ciebie obietnicy, że na myśl o mnie będziesz się tylko uśmiechać, że wejdziesz w nowy związek z otwartą duszą. Nie żałuj mnie. Byłem szczęśliwy. I mam nadzieję, że Wy dwoje teraz jesteście tak szczęśliwi. 

                                                                         Wasz Rett.

Rett, popełnił samobójstwo. Na wieść, ze zostały mu dni w bólu. Rak był tak rozszalały, że morfina nie pomagała. Nie chciał takiego widoku, dla swoich najbliższych. Konania, w męczarniach.

Wyjechał w góry i tam rozpędził się, do ostatniego lotu w kanion. Znaleźli  go tylko dlatego, że miał działający GPS w motorze. Tamtego dnia, coś umarło w ich grupie. Ale w momencie, gdy w Internecie pojawiły się wzmianki o śmierci dziedzica  fortuny Sadlerów, na ich telefony przyszedł SMS zza grobu.

 Wyjaśniał wiele i zmuszał ich do innego odebrania jego decyzji. Chociaż, było to trudne. Ale uszanowali jego życzenie. A dzisiaj byli świadkiem jego dobroci ponownie. Wszyscy otarli łzy. A Gabby, wtuliła się w ramiona męża. Dzieciaki podbiegły,  do rodziców. I wszyscy razem, dokończyli ceremonię. Była piękna, i czuli wokół siebie ducha Furego. Jakby stał obok z uśmiechem na ustach, szczęśliwy że świetnie wybrał swojego następcę.

 Tego dnia, tańczyli śmiali się i jedli, bo życie należy celebrować. Bo jest dobre, jeżeli tego chcemy. Moon wtulony w żonę, patrzył na biegające maluchy. Na dzieciaki Furego, i żałował, że nie mogą mieć kolejnego. Wtedy ona, wzięła jego dłoń, wtulając ją w swój brzuch. Czy kiedykolwiek lekarze, mają rację. Czy to prawda, że szczęśliwa kobieta zachodzi w ciążę, nawet gdy mówią jej, że nigdy tych dzieci więcej nie będzie. Popatrzył w jej szare cudowne oczy, zaskoczony zupełnie. Pokiwała głową, z uśmiechem. Oboje, mieli łzy w oczach. Tak ten dzień, był wyjątkowy. Dla nich wszystkich. Potarł jej brzuszek szepcząc, jak bardzo go uszczęśliwiła. Podniósł głowę w górę, patrząc w rozgwieżdżone niebo z uśmiechem. 

- Jeszcze się spotkamy przyjacielu, chociaż nigdy nie jesteś daleko. Jesteś tu ze mną na zawsze. 

No kochane moje, za kogo wyszła Gabby? Miłej lektury

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

No kochane moje, za kogo wyszła Gabby? Miłej lektury. Buziaki Iza.

EVA. - Odrodzenie. MW tom II.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz