EVA : Rozdział IV cz 2.

2.4K 199 35
                                    

Twarz goiła się szybko, obrzęk schodził, czego skrupulatnie pilnowała lekarka Mandy. Smarowidła, dostarczone przez Tess, goiły błyskawicznie blizny. Nadal poruszała się jak zmęczony żółw. Czas zabijając czytaniem i telewizją. Prokurator, kontaktował się, z nią kilkukrotnie, informując, że sprawa, się przeciągnie. Kolejny telefon, i kolejny zbędny stres. Zero informacji o Tarze. Świetnie się ukryła, kim była, jaki faktycznie miała udział, w tym wszystkim. Kolejna paczka z domu, listem od Tess, przysłała jej rzeczy. Nie ubrania, ale pamiątki, nagrania rodzinne, nawet te ze ślubu dziadka. Było też pełno cyfrowych nagrań, kołysanek Treya. Miała wrażenie, że Moon ich zażądał. Jakoś się, kontaktowali. Te rzeczy, przychodziły z różnych krańców USA. Najwyraźniej, przepakowywane i nadawane, na nowo. Działali jak siatka przestępcza, żeby zapewnić jej powrót do normalności. Przyszła, nawet biżuteria, na co Eva zareagowała śmiechem. To była, ostatnia rzecz, jaka była jej potrzebna. Ozdoby. Ale widocznie Tess uznała, że to jest jej potrzebne. Spakowała, ją i odłożyła. Kilka tygodni, później gdy patrzyła, jak cała grupa ćwiczy na zewnątrz, okładając worki, podnosząc ciężary. Lubiła ukrywać się w swoim pokoju, tak naprawdę nie nawiązując z nikim kontaktu. Pokój, nawet nie był jej był Moona. Stały tam dwa łóżka, w przeciwległych końcach pokoju, jej zastawione parawanem, którego zażądała, odcinała się psychicznie od niego. Wiedząc, że jest jego obowiązkiem. Czy chcianym czy nie, nie chciała się do niego przywiązywać. Podziwiała go.  Facet, ciężko pracował. Rano, biegał z całą swoją hałastrą, nie ważne jaka pogoda. Potem, po grupowym śniadaniu, mały Brandon szedł się uczyć, a Moon remontował z chłopakami kolejne pomieszczenia. Próbował ją wyciągać, by zintegrowała się, z grupą. Bezskutecznie. Nie to, że sprawiali że się bała. Nie. Ona zwyczajnie, zamykała swoje koszmary w sobie. Jedyne, z czym miała do czynienia często, to dzieci. Wszystkie zaczęły u niej bywać. Więc, rysowała z nimi, uczyła ozdabiać przedmioty. Robiły z nią, setki fajnych, prezentów dla mam. Na posiłki przemykała się, kiedy wszyscy już wyszli. Jedząc jak ptaszek. Codziennie wieczorami, wychodziła na spacer, unikając wszystkich. Wiedziała, kiedy zabierali się, za obowiązki, jakie mieli wieczorami. Gdy korytarze, zamierały, brała ciepły szal i wychodziła na powietrze, nie spacerowała daleko. To pomagało, długo w nocy utrzymać jej oczy otwarte. Czasem, zamieniała, z Moonem kilka uprzejmych słów. Gdy pytał, o jej dzień. Zanim, szła pod prysznic. Zawsze, przygotowywała sobie ciepłe dresy, i czytnik. I schodziła na dół. Po północy, tam był jej cichy czas. Rozpalony kominek, dający źródło światła i ciepła, i ona. Czasem siadała i w swojej głowie analizowała, jak dała się omotać Tarze. Przypominała, sobie każdy dzień, każdą sekundę. Spisując wszystko. Zrobiła setki rysunków jej twarzy. Rysowała, własne potwory. Wiedząc, że tak naprawdę nigdy nie odejdą. Po kolejnym telefonie od prokuratora, usiadła w nocy rysując tamtą piwnicę. Nadal, nie znaleźli lokalizacji, a potwory nie chciały oddać swoich sekretów. Rysowała. Czarno-białe rysunki, pokryte gdzieniegdzie czerwienią jej krwi. Twarze, tych ludzi, wykrzywione złem. Makabryczny komiks, jej koszmarów. Skulona, z blokiem w ręku przysnęła. Mgła toczyła się upiorna, w jej głowie. Noc nad jeziorem, każde słowo, każda sekunda. Ich śmiech. Ich podekscytowanie. Miała wrażenie, że tam jest odpowiedź. Gdzieś jest, musiała ją usłyszeć. Ale stanie, z boku i oglądanie projekcji, jak w kinie, nie było łatwe. Zachowanie, racjonalizmu, analiza. Powtarzała, swoją mantrę. Umiesz, potrafisz. Patrz, na każdy szczegół. Słuchaj. Miałaś się, tym zajmować. Każdy, trop ma znaczenie. Każdy znak, po drodze. Zlana potem, zerwała się z otchłani własnego krzyku, zapisując wrażenia. Nawet, nie zauważyła, że nie była sama. Jak nakręcona, szkicowała kolejne szczegóły. Dopisując na marginesach uwagi. Moon stał w cieniu, patrząc na jej zmagania. Na łzy jakie płynęły, z jej oczu. Na łkania, jakie nią wstrząsały. Ta dzielna dziewczyna, walczyła sama z piekłem. A on nie miał zamiaru jej na to pozwolić. Wstała, rzucając notatnikiem o ścianę, z włosów ściekał jej pot jak po wielkim fizycznym wysiłku. Eva zerwała się biegiem, pędząc do łazienki, żeby zmyć brud z siebie. Brud tamtych ludzi, tamtej nocy.

EVA. - Odrodzenie. MW tom II.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz