* Miło by było, żebyście pamiętali oddać głos( gwiazdkę), lub napisać komentarz, nie ma się czego wstydzić, jestem dość znośnym człowiekiem, nie gryzę :P. Lecimy Misie.
Wyniki Snow, były dość dobre. Nie znając jej grupy krwi, podano jej krew dawcy grupy 0, uniwersalnego. Nadal, była blada, dużo spała. Moon pomagał jej w każdej czynności, odmawiając powrotu do domu, nawet na krótki odpoczynek.
- Razem tu trafiliśmy, razem wyjdziemy. - Stwierdzał cierpliwie. Był uparciuchem, i żaden argument, nie działał na niego. Pielęgniarka, którą wynajął, zajmowała się ich córeczką, gdy on zajmował się jej mamą. Prognozy, niby były dobre. Ale, po trzech dniach rana pooperacyjna, zaczęła wyglądać brzydko. Wdało się, zakażenie. Ból, zwalał z nóg. I przerażony Moon, wezwał lekarza, o świcie. W ciągu, kilku minut, jego kobieta trafiła, na blok operacyjny. Lekarz, krótko mu wyjaśnił, że nóż najprawdopodobniej był pokryty, jakimiś złośliwymi bakteriami. Że zbadają, wydzielinę i określą, co powoduje zakażenie. Ale w tej chwili, muszą usunąć zainfekowaną tkankę, bo zaczynała być martwa. Moon, chodził praktycznie po ścianach. Przerażony, tym co się stało. Zadzwonił, do Furego. Jego przyjaciel, wpadł do sali w dresach, prosto z łóżka. Dając pocieszenie, i uspokajając stargane, nerwy Moona. Bez słowa, zmienił pieluszkę Rory, nakarmił ją butelką. Potem wcisnął, ojcu w ręce wiedząc, że to go uspokoi. Moon, odetchnął i zakołysał zasypiającą córeczką. Czułość jak, zawsze wezbrała się w jego sercu, wypierając złe emocje.
- Ile, jeszcze ona musi znieść. Ciągle, coś ją spotyka. - Narzekał.
- Już, nic jej nie spotka. - Fury stwierdził spokojnie. Wyciągnął, mały laptop, wyświetlając stronę zleceń, w deep web. Pod, postem zlecenia było, oficjalne wręcz stwierdzenie, że Eva Moon-Keller, jest pod opieką, grupy Moon Warriors. I każdy, kto odważy się z nimi zadrzeć, skończy jako pokarm, dla aligatorów. Oraz, był obrazek grobu, z napisem Sahara. Fury, wręcz przyznał się do usunięcia legendy. Post, miał setki wejść. I wszystkie wpisy pod nim miały tylko jedną treść : RIP* ( czyli spoczywaj w pokoju). Potem pokazał, mu kolejny wpis. Że, każdy zleceniodawca, wyznaczający nagrodę, za głowy kogokolwiek z rodziny MW, automatycznie wyznacza nagrodę, na swoją głowę. Gdyż, połowa, zawartości konta Sahary, czyli dziesięć milionów, trafi do tego kto zleceniodawcę odstrzeli. Moon, parsknął śmiechem.
- Jezu, czasem się ciebie boję. - Stwierdził, patrząc w oczy przyjaciela.
- Te dupki, mieli pieniądze i zakochane w sobie rodziny. Po historii z Andreą, uznałem, że pora zabezpieczyć sobie tyły. Kasa Sahary, lub jak wolimy Tary, chociaż posłuży, czemuś dobremu. Myślę, żeby resztę, położyć gdzieś, na dobrym funduszu, dla dzieci. Dla dzieciaków z całej naszej grupy. Na wszelki wypadek.
- Marco Lou-Keller, prowadzi dobry fundusz. Facet, to geniusz finansowy, tak samo jak jego ojciec, i jedno jest pewne, nie okradnie nas.
- Dobry pomysł. - Fury się uśmiechnął.
- Czasem, myślę o tym jak nierealne jest nasze życie. Gdy wchodzę do sklepu, pierwsze co widzę to jaka jest możliwość ewakuacji, potem zagrożenia. Przebywając, wśród ludzi, tych zwykłych, którzy mają normalną pracę, normalne rodziny, my jesteśmy jak stado wilków, wiecznie w gotowości. Owszem, niby nie jesteśmy w armii, ale nadal jesteśmy żołnierzami.
- Pomyśl, inaczej, my wychodząc z naszych starych stanowisk, byliśmy zagubieni. Nie zdziwiło cię, że tak do ciebie ściągaliśmy. Że, żaden z nas nie wariuje, nie mamy większych objawów, stresu pourazowego? - Moon spojrzał na niego zdziwiony, nigdy się nad tym nie zastanawiał. - Co ciekawe, ty też go, nie masz. Nie masz, bo od najmłodszych lat, stres zmieniałeś w ćwiczenia. Jesteś, jednym z najbardziej opanowanych ludzi, jakich znam. Spokój, wręcz od ciebie bije. Ty sprawiasz, że ta zgraja popapranych ludzi, jest spokojna. A, widząc, że któryś pęka, dawałeś mu po dupie ćwiczeniami, lub wyznaczając mu więcej roboty. Robisz, to odruchowo. Nasze maskotki Ryder i Nicole, też to sprawiły. Bo, na nich uczyliśmy się żyć, na nowo. Odkrywaliśmy, opiekuńczość, kibicowaliśmy im. I reszta, chłopaków szuka drugich połówek. Nawet ten szalony Madd. Tak wiem, o jego rodzinie. I pewnie masz rację, sądząc że wiem wszystko o was. Bo ja jak ty, jestem opiekunem. To sprawia, że stare grzechy, z armii bledną. Jak każdy z Was, mam własny bagaż emocjonalny. Jesteśmy wszyscy dominujący, a mimo wszystko, każdy z nas, poszuka u ciebie rady i wysłucha cię. Nasza Śnieżynka, jest taka sama jak ty. Ona, jest opiekunem. Ma to w sobie, jej instynkt jest silny. Pamiętasz, jak twardo trzymała gardę, na pierwszym przesłuchaniu. Nie dla siebie czy dla nas, dla swojej rodziny. A pamiętasz, jak potem, zemdlała. Ona, mimo, swoich ran, zawsze najpierw zadba o innych. Więc, jeżeli myślisz, o zmianie zawodu, żeby ona się czuła bezpieczna. Cóż, nikt cię nie powstrzyma. Ale może lepiej zapytaj swoją kobietę, o radę. Bo, możesz oberwać.
CZYTASZ
EVA. - Odrodzenie. MW tom II.
RomanceOPOWIADANIE DLA DOROSŁYCH 18+ W trakcie edycji. Zawiera sceny dla dorosłych, wulgaryzmy, brutalne sceny gwałtu. Nie wyrażam zgody na kopiowanie treści moich opowiadań i wykorzystywanie moich pomysłów. Wszystkie prawa zastrzeżone.